– Można by o tym podyskutować, ale nie jestem teraz w odpowiednim nastroju. Kto napisał ten tekst?
– Nie wiem. Dali mi wydruk i kazali przekazywać jej po kilka kartek.
– Czy powiedzieli, skąd mają te informacje?
– Nie.
– I nie domyślasz się?
– Mówili, że mają swoje źródła. Słuchajcie, wiedzieli o mnie wszystko. Wiedzieli wszystko o Lucy. Jednak chcieli dorwać ciebie, koleś. Tylko o to im chodziło. Cokolwiek, co będę mógł im powiedzieć o Paulu Copelandzie – to był ich główny cel. Myśleli, że może jest pan zabójcą.
– Nie, wcale tak nie myśleli, Lonnie. Myśleli, że może jesteś idiotą, który zdoła obrzucić mnie błotem.
Urażony Lonnie usilnie starał się udawać urażonego. Spojrzał na Lucy.
– Naprawdę mi przykro. Nigdy bym cię nie skrzywdził, przecież wiesz.
– Zrób coś dla mnie, Lonnie – powiedziała. – Zejdź mi, do cholery, z oczu.
30
Aleksander „Sosh" Siekierky był sam w swoim apartamencie.
Człowiek przyzwyczaja się do swojego środowiska. Z nim tak było. Robił się wygodny. Zbyt wygodny jak na człowieka, który zaczynał tak jak on. Teraz oczekiwano od niego takiego stylu życia. Zastanawiał się, czy wciąż jest tak silny jak kiedyś, czy mógłby bez zmrużenia oka wejść do tych melin, do ich legowisk i zostawić za sobą pobojowisko. Był pewien, że nie. I to nie wiek go osłabił, a komfort.
Kiedy Sosh był dzieckiem, jego rodzina utknęła w oblężonym przez Niemców Leningradzie. Hitlerowcy otoczyli miasto, przysparzając potwornych cierpień jego mieszkańcom. Sosh skończył pięć lat dwudziestego pierwszego października 1941 roku, miesiąc po rozpoczęciu blokady. Ukończył sześć i siedem, a oblężenie wciąż trwało. W styczniu 1942 roku, kiedy racje żywnościowe ograniczono do ćwierci bochenka chleba na dzień, dwunastoletni brat Sosha Gawryła i jego ośmioletnia siostra Alina umarli z głodu. Sosh przeżył, jedząc bezpańskie zwierzęta, głównie koty. Ludzie słuchają takich opowieści, ale nie są w stanie pojąć ogromu strachu i cierpienia. Jesteś bezsilny. Po prostu je znosisz.
Jednak nawet do tego, nawet do takich okropności można się przyzwyczaić. Tak samo jak komfort, cierpienie może stać się czymś zwyczajnym.
Sosh pamiętał swój przyjazd do USA. Wszędzie można było kupić żywność. Nie było długich kolejek. Nie było pustych półek. Pamiętał, jak kupił sobie kurę. Trzymał ją w zamrażalniku. Nie mógł w to uwierzyć. Kura. Czasem budził się w środku nocy, zlany zimnym potem. Biegł do zamrażalnika, otwierał go, patrzył na tę kurę, i czuł się bezpieczny.
Nadal tak robił.
Większość jego kolegów z Rosji tęskniła za dawnymi czasami. Brakowało im władzy. Niektórzy wrócili do starego kraju, ale większość została. Byli rozgoryczeni. Sosh zatrudniał niektórych, ponieważ im ufał i chciał pomóc. Mieli wspólną przeszłość. A kiedy przychodziły ciężkie chwile i jego dawni przyjaciele z KGB zaczynali się nad sobą użalać, Sosh wiedział, że oni też otwierali swoje zamrażarki i zachwycali się, jak długą przeszli drogę.
Nie myślisz o szczęściu i spełnieniu, kiedy głodujesz.
Dobrze o tym pamiętać.
Żyjesz w niewiarygodnym przepychu i gubisz się. Przejmujesz się takimi bzdurami jak życie wewnętrzne i równowaga ducha, zadowolenie i stosunki międzyludzkie. Nie masz pojęcia, jakie masz szczęście. Nie masz pojęcia, co oznacza głodować, patrzeć, jak zmieniasz się w żywy szkielet, bezradnie siedzieć i przyglądać się, jak ktoś, kogo kochasz, ktoś młody i zdrowy powoli umiera, a jednocześnie jakiś straszliwie pierwotny instynkt niemal każe ci się z tego cieszyć, ponieważ teraz dostaniesz kawałek chleba wystarczający na półtora kęsa, a nie tylko na jeden.
Ci, którzy uważają, że jesteśmy czymś więcej niż zwierzętami, są ślepi. Wszyscy ludzie to dzikusy. Tylko że syci są po prostu leniwi. Nie muszą zabijać, żeby zdobyć pożywienie. Tak więc stroją się i wynajdują sobie tak zwane wyższe cele, żeby dowieść, że są ponad to. Co za bzdura. Dzikusy są po prostu bardziej głodne. To wszystko.
Robisz straszne rzeczy, żeby przetrwać. Każdy, kto uważa, że jest ponad to, żyje złudzeniami.
Jego komputer zgłosił, że otrzymał wiadomość.
Tak to się robi w dzisiejszych czasach. Nie telefonicznie, nie osobiście. Komputery. Poczta elektroniczna. Tak łatwo można porozumieć się w ten sposób, nie dając się wytropić. Zastanawiał się, jak stary sowiecki reżym poradziłby sobie z Internetem. Przecież w znacznej mierze opierał się na kontroli informacji. A jak można kontrolować coś takiego jak Internet? Choć może nie byłoby to aż tak wielkim problemem. W końcu z nieprzyjaciółmi walczono, wykorzystując przecieki. Ludzie mówili. Ludzie sprzedawali jedni drugich. Ludzie zdradzali swoich sąsiadów i bliskich. Czasem za kromkę chleba. Czasem za bilet do wolności. Wszystko zależało od tego, jak bardzo byli głodni.
Sosh ponownie przeczytał wiadomość. Była krótka, jasna i Sosh nie wiedział, co z nią zrobić. Mieli numer telefonu. Mieli adres. Jednak raz po raz wracał spojrzeniem do pierwszego zdania. Takie proste stwierdzenie.
Przeczytał je jeszcze raz.
ZNALEŹLIŚMY JĄ.
A teraz zastanawiał się, co powinien z tym zrobić.
Zadzwoniłem do Muse.
– Możesz mi znaleźć Cingle Shaker?
– Pewnie tak. Po co, co się dzieje?
– Chcę zadać jej kilka pytań o MVD.
– Zaraz jej poszukam.
Rozłączyłem się i odwróciłem do Lucy. Wciąż spoglądała przez okno.
– Wszystko w porządku?
– Ufałam mu.
Już miałem powiedzieć, że mi przykro albo coś równie wyświechtanego, ale postanowiłem zatrzymać to dla siebie.
– Miałeś rację – powiedziała.
– W czym?
– Lonnie Berger był chyba moim najlepszym przyjacielem. Ufałam mu bardziej niż komukolwiek. No, może poza Irą, który jedną rękę ma już w kaftanie bezpieczeństwa.
Spróbowałem się uśmiechnąć.
– Przy okazji, jak wyglądam w roli litującej się nad sobą? Bardzo atrakcyjnie, co?
– Prawdę mówiąc, tak.
Odwróciła się od okna i spojrzała na mnie.
– Spróbujemy jeszcze raz, Cope? No wiesz, kiedy już będzie po wszystkim i dowiemy się, co naprawdę stało się z twoją siostrą. Powrócimy do naszego dotychczasowego życia czy spróbujemy i zobaczymy, co będzie?
– Lubię, kiedy owijasz w bawełnę. Lucy się nie uśmiechnęła.
– Taaak, chcę spróbować – odrzekłem.
– Dobra odpowiedź. Bardzo dobra.
– Dzięki.
– Nie zawsze mam ochotę narażać się na złamanie serca.
– Nie musisz – powiedziałem. – Ja też biorę w tym udział.
– Zatem kto zabił Margot i Douga? – Zapytała.
– Ooo, to była szybka zmiana tematu
– No cóż, im szybciej ustalimy, co się stało… – Wzruszyła ramionami.
– Wiesz co?
– Co?
– Cholernie łatwo pamiętać, dlaczego się w tobie zakochałem.
Lucy odwróciła się.
– Nie będę płakała, nie będę płakała, nie będę płakała…
– Już sam nie wiem, kto ich zabił.
– W porządku. A co z Wayne'em Steubensem? Wciąż sądzisz, że on to zrobił?
– Nie wiem. Natomiast wiemy, że nie zabił Gila Pereza.
– Myślisz, że powiedział ci prawdę?
– Powiedział mi, że obściskiwał się z tobą.
– Fuj!
– I że doszedł tylko do drugiej bazy.
– Jeśli liczy ten raz, kiedy specjalnie wpadł na mnie przy grze w piłkę i zdołał mnie dotknąć, to teoretycznie nie kłamie. Naprawdę tak powiedział?
– Tak. Powiedział też, że sypiał z Margot.
– To pewnie prawda. Wielu facetów ją miało.