– Ponieważ jesteś tak atrakcyjna?
– Yhm.
Wzruszyłem ramionami.
– Jeśli facet jest wierny, atrakcyjność kobiety nie powinna robić żadnej różnicy.
Cingle Shaker skrzywiła się.
– Proszę!
– O co?
– Udajesz niedomyślnego? Sądzisz, że trudno by mi było skłonić na przykład tego gościa z CVS, żeby się mną zainteresował?
– Zainteresowanie to jedno. Zdrada to co innego. Cingle spojrzała na Muse.
– On mówi poważnie?
Muse wzruszyła ramionami.
– Ujmę to tak – powiedziała Cingle. – Wykonałam zapewne trzydzieści lub czterdzieści tych tak zwanych prób wierności. Proszę, zgadnij, ilu żonatych mi odmówiło?
– Nie mam pojęcia.
– Dwóch.
– Przyznaję, że to niezbyt imponująca statystyka…
– Chwileczkę, pozwól mi skończyć. Ci dwaj, którzy mi odmówili. Czy wiesz dlaczego?
– Nie.
– Ponieważ się połapali. Zrozumieli, że coś jest nie tak.
Obaj pomyśleli podobnie: Chwila, dlaczego zainteresowała się mną kobieta o takim wyglądzie? Zorientowali się, że to pułapka i dlatego w nią nie wpadli. Czy to czyni ich lepszymi od pozostałych?
– Tak.
– Dlaczego?
– Ponieważ nic nie zrobili.
– Czemu miałoby to mieć znaczenie? Jeden mógł powiedzieć nie, ponieważ obawiał się, że zostanie przyłapany. Czy to czyni go przyzwoitszym od tego, który się nie boi? Może ten, który się nie bał, bardziej kocha swoją żonę. Może jest lepszym, bardziej oddanym mężem. Może ten drugi chciałby zdradzać swoją na prawo i lewo, ale jest tak potulny i nieśmiały, że nie potrafi.
– I co?
– To, że tylko strach – nie miłość, nie przysięga małżeńska, nie przywiązanie – czyni go uczciwym. Zatem który z tych dwóch jest lepszy? Co decyduje, czyny czy chęci?
– Trudne pytanie, Cingle.
– Jakie jest pana zdanie, panie prokuratorze?
– Właśnie. Jestem prokuratorem. Liczą się tylko czyny.
– One nas określają?
– W oczach prawa, tak.
– Zatem facet, który za bardzo się boi, żeby to zrobić, jest czysty?
– Tak. Ponieważ tego nie zrobił. Powód jest nieistotny. Nikt nie twierdzi, że powinien dotrzymać przysięgi jedynie z miłości. Obawa może być równie dobrym powodem.
– Ooo, nie zgadzam się z tym.
– Wolno ci. Jednak do czego to zmierza?
– Do tego: MVD chce wygrzebać jakieś brudy. W dowolny sposób. Jeśli rzeczywista sytuacja ich nie dostarcza – czytaj: jeśli mąż nie zdradza żony – zmienią tę rzeczywistość. Czytaj: ktoś taki jak ja poderwie męża. Teraz rozumiesz?
– Tak sądzę. Nie tylko powinienem uważać na to, co mogłem zrobić kiedyś, ale także na to, co robię, co zdaję się robić i do zrobienia czego mógłbym zostać namówiony.
– Trafiony, zatopiony.
– I nie masz pojęcia, kto dostarczył im tych informacji, które znalazły się w tekście?
– Jeszcze nie. Jednak w końcu zatrudniliście mnie, żebym zajęła się działalnością kontrwywiadowczą. Kto wie, co odkryję? – Wstała. – Mogę pomóc w czymś jeszcze?
– Nie, Cingle, myślę, że to wszystko.
– Super. Przy okazji, mam przy sobie rachunek za sprawę Jenrette-Marantz. Komu mam go dać?
Muse wyciągnęła rękę.
– Ja go wezmę.
Cingle dała go jej i uśmiechnęła się do mnie.
– Z przyjemnością oglądałam cię w sądzie, Cope. Przygwoździłeś tych sukinsynów na dobre.
– Bez ciebie nie zdołałbym.
– Eee. Widziałam paru prokuratorów. Jesteś dobry.
– Dzięki. Jednak coś mnie męczy. Posługując się twoją definicją, czy… Hmmm… Dokonaliśmy jakiejś zmiany rzeczywistości?
– Nie. Kazałeś mi zdobyć prawdziwe informacje. Bez sztuczek. Owszem, wykorzystałam mój wygląd, aby poznać prawdę. Jednak nie ma w tym niczego złego.
– Nie ma – przyznałem.
– Ufff. Chyba na tym powinniśmy poprzestać. Splotłem dłonie i założyłem je za głowę.
– MVD musi za tobą tęsknić.
– Słyszałam, że mają nową gorącą sztukę. Podobno jest bardzo dobra.
– Na pewno nie tak jak ty.
– Nie bądź taki pewien. No cóż, może spróbuję im ją podkraść. Przydałaby mi się druga gorąca sztuka, a w dodatku o urodzie przemawiającej do nieco innych grup etnicznych.
– Czyli?
– Ja jestem blondynką. Ta nowa dziewczyna MVD jest ciemnoskóra.
– Afroamerykanka?
– Nie.
Nagle doznałem wrażenia, że podłoga zapadła mi się pod nogami, gdy Cingle Shaker dodała:
– Zdaje się, że to Hinduska.
31
Zadzwoniłem na komórkę Rayi Singh. Cingle Shaker poszła sobie, ale Muse została.
Raya odebrała po trzecim sygnale.
– Halo?
– Może miałaś rację – powiedziałem do niej.
– Panie Copeland?
Ten akcent był taki sztuczny. Jak mogłem dać się zwieść – a może podświadomie przez cały czas wiedziałem?
– Mów mi Cope – zachęciłem.
– Dobrze… Hmmm… Cope – powiedziała ciepłym głosem. Usłyszałem ten kuszący ton. – W czym może miałam rację?
– Skąd wiem, że nie jesteś tą jedyną. Skąd wiem, że nie uczyniłabyś mnie szaleńczo szczęśliwym.
Muse przewróciła oczami. Potem udała, że wkłada palec do ust i obficie wymiotuje.
Zamierzałem umówić się z nią na wieczór, ale Raya nie chciała o tym słyszeć. Nie naciskałem. Gdybym nalegał, mogłaby nabrać podejrzeń. Umówiliśmy się na rano.
Rozłączyłem się i spojrzałem na Muse. Pokręciła głową.
– Nie zaczynaj.
– Naprawdę użyła takiego zwrotu? „Szaleńczo szczęśliwy"?
– Powiedziałem, nie zaczynaj.
Znów pokręciła głową.
Spojrzałem na zegar. Dwudziesta trzydzieści.
– Lepiej pójdę do domu – powiedziałem.
– W porządku.
– A ty, Muse?
– Mam trochę roboty.
– Już późno. Idź do domu.
Zignorowała to.
– Jenrette i Marantz naprawdę bardzo chcą cię załatwić.
– Poradzę sobie z tym.
– Wiem, że tak. Jednak to zdumiewające, do czego potrafią posunąć się rodzice, żeby chronić swoje dzieci.
Już miałem powiedzieć, że to rozumiem, że ja też mam córkę i zrobiłbym wszystko, żeby nie stała jej się krzywda. Jednak zabrzmiałoby to zbyt protekcjonalnie.
– Mnie już nic nie dziwi, Muse. Człowiek pracuje tu po całych dniach, widzi, do czego ludzie są zdolni.
– Właśnie o to mi chodziło.
– O co?
– Jenrette i Marantz słyszeli, że zamierzasz ubiegać się o fotel. Uznali, że to twój słaby punkt. Dlatego robią wszystko, co mogą, żeby cię przestraszyć. Sprytnie. Wielu facetów by się ugięło. Ponadto wynik sprawy wcale nie był pewny. Oni myśleli, że zrozumiesz aluzję i się wycofasz.
– No to źle myśleli. I co?
– To, że chyba nie sądzisz, iż po prostu odpuszczą? Myślisz, że będą atakowali tylko ciebie? Nie uważasz, że może być jakiś powód tego, że sędzia Pierce chce cię widzieć jutro rano w swoim gabinecie?
Kiedy wróciłem do domu, czekał na mnie e-mail od Lucy.
Pamiętasz, jak kiedyś polecaliśmy sobie niektóre piosenki? Nie wiem, czy słyszałeś tę, więc załączam. Nie ośmielę się prosić, żebyś myślał o mnie, kiedy będziesz jej słuchał. Jednak mam nadzieję, że będziesz.
Twoja Lucy
Ściągnąłem załączoną piosenkę. Był to stosunkowo mało znany klasyczny utwór Bruce'a Springsteena, zatytułowany Back In Your Arms. Siedziałem przy komputerze i słuchałem. Bruce śpiewał o obojętności i żalu, o wszystkim, co odrzucił i stracił, a za czym teraz tęskni, a potem żałośnie błagał, żeby znów wzięła go w ramiona.