– Co się stało – spytała, półżywa z przerażenia.
– Mamy niespodziewanego gościa…
Nick wyszedł do patio, żeby nie przeszkadzać. Zabrał ze sobą gazety i kubek z kawą. Liczył na to, że Serena szybko uspokoi Michelle i do niego dołączy.
– Możesz mówić swobodnie. Jestem teraz sama.
– Odwiedził nas Lyall Duncan.
Serena zupełnie zapomniała o jego istnieniu.
Cudowne chwile z Nickiem wyparły ponure wspomnienia, które tak bardzo zaważyły na początkach nowej znajomości. Teraz Lyall nawiedził ją ponownie jak zły duch. Koszmary przeszłości znów miały rzucić cień na teraźniejszość i przyszłość. Chciała tego uniknąć za wszelką cenę.
– Koniecznie chce cię widzieć. Mówi, że gotów jest czekać nawet cały dzień. -
– Po co – krzyknęła w rozpaczy.
– Czasami ludzie uświadamiają sobie, jak bardzo kogoś kochali dopiero wtedy, kiedy utracą bliską osobę.
– Ja nie.
– On w to nie wierzy. Wciąż wypytuje, gdzie jesteś. Zostawiłam go na werandzie i przyrzekłam, że wezwę cię do domu. Im wcześniej usłyszy od ciebie, że go nie chcesz, tym prędzej odzyskasz spokój.
Serena westchnęła ciężko. Odczekał sześć tygodni. Prawdopodobnie liczył, że zrozumie, ile traci, odrzucając milionera i perspektywę życia w do statku. Pewnie jeszcze oczekuje wdzięczności, że dał jej szansę naprawienia błędu. Uczynił skromnej Rene Fleming tak wielki zaszczyt, że nie miała prawa go zlekceważyć. Najgorsze, że faktycznie me mogła uniknąć spotkania. Musiała stanąć twarzą w twarz z demonem przeszłości i uwolnić siostrę od niepożądanego gościa. Nie powinna jej zwalać własnych kłopotów na głowę. Ogarnęła ją złość, że została postawiona przed faktem dokona nym. Zacisnęła pięści.
– Sereno… – Glos Michelle wyrwał ją z zamyślenia.
– Dobrze, przyjadę za pół godziny. Spróbuj go gdzieś wysłać na godzinę. Wolałabym go nie wprowadzać do domu – poprosiła.
Potrzebowała czasu, żeby doprowadzić swój wygląd do porządku. Nie zniosłaby, gdyby zobaczył ją we wczorajszej sukience i z włosami w nieładzie. Jeszcze gotów się domyślić, że wraca od mężczyzny i wszcząć prywatne śledztwo. Strach pomyśleć,jak wyglądałaby konfrontacja rywali. Wyszłyby na jaw wszystkie drobne kłamstewka i poważne przemilczenia. Oznaczałoby to żałosny koniec pięknego romansu. Miała wszelkie powody, żeby zataić przed Lyallem miejsce swego pobytu.
– Zrobię, co w mojej mocy – zapewniła Mi chelle.
– Dziękuję i przepraszam za kłopot – Odłożyła słuchawkę i ciężko westchnęła.
Brutalne przebudzenie z czarownego snu na jawie zupełnie ją rozstroiło. Pomyślała o mężczyźnie, którego opuszczała. Wieczorem nosił ją na rękach. Niemalże zyskała pewność, że mu na niej zależy. Wspólny poranek wyglądał jak dalszy ciąg tej samej baśni. Swiatło dnia nie osłabiło intymnej więzi. Wzajemna fascynacja miała głębsze podłoże niż pociąg fizyczny. Nazwał ją w żartach najcenniejszą zdobyczą, ukoronowaniem kariery myśliwego. Jak naprawdę traktował tę znajomość? Ile dla niego znaczyła?
Przystanęła w drzwiach i popatrzyła na kochanka. Siedział z gazetą przy stole, przy którym przed chwilą razem spożywali posiłek. Ponad wszystko pragnęła z nim zostać. W ciągu jednej doby dał jej więcej szczęścia niż Lyall przez cały okres narzeczeństwa. Jednak nie mogła powiedzieć, że go zna. Nie potrafiła też przewidzieć, czy nadal by ją pociągał, gdyby przy bliższym poznaniu okazał się despotą jak Lyall. Wiedziała tylko, że do byłego narzeczonego już nie wróci.
Nick przeglądał ostatnie wiadomości. Poczuł na plecach spojrzenie Sereny i odwrócił głowę. Stała w drzwiach i patrzyła na niego zachłannie, jakby chciała utrwalić w pamięci jego postać na resztę życia. Jej twarz wyrażała przygnębienie. Nie znał jego przyczyny, lecz współczuł jej z całego serca. Wstał i ruszył szybkim krokiem w jej kierunku. Zapragnął zburzyć wszelkie bariery, jakie mogłyby ich rozdzielić. Uniosła w górę ręce, żeby go zatrzymać.
– Zostań na miejscu. Michelle wzywa mnie do domu.
Po co? Mogę w czymś pomóc?
– Niestety, nie. Wynikły pewne kłopoty, ale musimy same stawić im czoło. I to jak najprędzej.
Znikła w drzwiach łazienki, zanim zdążył przyjąć do wiadomości, że odchodzi. Chwilę wcześniej przysiągłby, że łączy ich autentyczna, głęboka więź. Teraz nagle została zerwana. Albo też nigdy me istniała, tylko on uległ złudzeniu. Odstawiła go na boczny tor bez słowa wyjaśnienia. Nie mógł pozwolić, by o nim zapomniała. Bez zastanowienia podążył jej śladem do salonu. Dopiero tam ochłonął. Uznał, że nie miała obowiązku zawierzać mu swoich trosk. Nie znała go na tyle dobrze, żeby mu całkowicie zaufać. Nie powinien kwestionować jej decyzji. A jednak było mu niezmiernie przykro, że coś przed nim ukrywa. Zadał sobie pytanie, jak wielkiej bliskości oczekiwał.
Dawno przestał szukać stałego związku. W wieku dwudziestu kilku lat przeżył dwie wielkie miłości. Nie wytrzymaly próby czasu. Zniszczyły je odmienne oczekiwania, życiowe cele, wartości i różne ścieżki kariery zawodowej. Po pewnym czasie znajdował u swego boku tę samą osobę, lecz zupełnie odmienną niż ta, o której względy zabiegał. Wielu jego przyjaciół zdążyło już założyć rodziny. Wielu z nich było już po rozwodzie. Jego kuzyni starannie wybierali panny, mogące wnieść w posagu nie tylko odpowiednie koneksje, ale i dodatkowe miliony do niemałej już fortuny M rettich. Jemu także rodzice przedstawili kilka świetnych partii, jak nakazywał włoski obyczaj. Konsekwentnie odmawiał zawarcia kontraktu handlowego. Powoli nabierał obrzydzenia do instytucji małżeństwa. Ostatnia wypowiedź Justine przepełniła czarę goryczy. Jak wszystkie młode damy z tak zwanych dobrych domów obnosiła swoją obłudę niczym tarczę herbową.
Nick natomiast poszukiwał wierności, lojalności i ciepła. Niezbyt intensywnie zresztą, póki nie poznał Sereny. Bez wahania zrezygnowała z własmiał powodu do urazy. Widocznie ktoś w tym momencie bardziej jej potrzebował. Albo skorzystała z okazji, żeby wrócić do swojego świata. Nic o nim nie wiedział. Sugerowała, że bardzo wiele ich dzieli. Uważał, że takie drobiazgi jak odmienne pochodzenie, środowisko czy krąg znajomych nie powinny przeszkadzać w nawiązywaniu kontak tów międzyludzkich. Jemu w każdym razie nie przeszkadzały. Postanowił, że ją o tym przekona. Zbyt długoją gonił, zbyt wiele osiągnął, żeby teraz pozwolić umknąć.
Usłyszał kroki na korytarzu. Uznał, że odpowiedni moment do działania jeszcze nie nadszedł. Pozwoli jej odejść, pozałatwiać sprawy, a jutro w spokoju zaplanuje następne posunięcie.
Gdy ujrzał Serenę, natychmiast zmienił zdanie. Szła zgarbiona, ze spuszczoną głową, jak żołnierz po przegranej bitwie. Serce ścisnęło mu się z żalu. Zapragnął dzielić z mą wszystkie troski, zdjąć z ramion ciężar, który ją przytłaczał, a w razie potrzeby stanąć do walki w jej obronie.
– Sereno…
Przystanęłą wyprostowała plecy i uniosła głowę. Patrzyła na niego z przerażeniem, niczym dzikie zwierzątko, zapędzone w zasadzkę. Z jej postawy wnioskował, że z góry odrzuci wszelkie próby ingerencji. Pojął, że niczego nie osiągnie ani siłą, ani perswazją. Szybkim krokiem podeszła do drzwi.
– Dziękuję za kolację i śniadanie – wykrztusiła z wysiłkiem. – Miskę zabiorę jutro, gdy przyjadę po Cleo.
– Jeżeli mógłbym w czymś pomóc – próbował ją zatrzymać.
– Nie, proszę – wpadła mu w słowo – Spieszę się, czas nagli – Odwróciła głowę, ale itak zdążył zauważyć, że na jej policzki wystąpił rumieniec.