– Halo, tu Nick – powiedział beztrosko.
– Mam nadzieję, że jeszcze me spałeś, skarbie.
– To była siostra – Tu, w Nowym Jorku, już wzeszło słońce. Ward mówił, że różnica czasu wynosi…
– Nieważne, nie obudziłaś mnie – przerwał.
– Jak przebiega podróż?
– Cierpię na bezsenność. Martwię się o Cleo. Czy bardzo tęskni?
– Okropnie, szczególnie nocą. Prawdę mówiąc, ja również do tej pory nie zmrużyłem oka. Szczekała do samego rana.
– Biedactwo!
– Dopiero dzisiaj rozwiązałem problem. Pani Serena z salonu Michelle udzieliła mi paru zbawiennych rad. Twoja ulubienica śpi teraz jak niemowlę.
– Michelle nie zatrudnia żadnej Sereny… Pracuje tam tylko Tammy – stwierdziła Angelia z niezachwianą pewnością.
Nick zmarszczył brwi.
– Na ciężarówce widniał znak zakładu Micheile. A Serena dokonała prawdziwego cudu. Urządziła dla Cleo imitację jaskini z koców rozpiętych na stołkach i kazała mi włączyć radio.
– To brzmi nawet wiarygodnie. W salonie też zawsze gra muzyka. Podobno ma zbawienny wpływ na zwierzaki. Widocznie Michelle zaangażowała nową pracownicę.
– Bardzo zdolną, nawiasem mówiąc. Cleo nie tylko śpi spokojnie, lecz nawet odzyskała apetyt.
Na wszelki wypadek nie wspomniał, że jedzenie z puszki pozostało nietknięte. Suczka palaszowała wyłącznie kurczaki, steki i boczek, czyli to samo, co jej nowy opiekun. Nie chciał denerwować siostry. W końcu mógł sobie pozwolić na rozpieszczanie podopiecznej. Zapytał o wrażenia z po dróży, żeby odwrócić jej uwagę od psa.
Angelina z entuzjazmem opowiedziała o zamorskich przygodach.
Po zakończeniu rozmowy Nick wrócił do książki. Sciśle biorąc, wziął ją do ręki i myślał o Serenie Fleming. Zaimponowała mu odwagą i niezależnością sądów. Oceniała ludzi nie wedle pozycji społecznej, lecz na podstawie ich postępowania. Jej zachowanie wobec Justine świadczyło nie tylko o poczuciu sprawiedliwości, lecz również o wysokim poziomie inteligencji. Przeciętna osoba doszłaby pewnie do wniosku, że nie wypada krytykować młodej damy i zachowałaby niepochlebną opinię dla siebie. Ale Serena nie kryła pogardy. Wprawdzie jego samego potraktowała niewiele lepiej, lecz w gruncie rzeczy wykazała sporo dyplomacji. Odprawiła go w sposób stanowczy, a jednak uprzejmy.
Zaintrygowała go informacja, że dopiero niedawnó rozpoczęła pracę u Michelle. Nadal był przekonany, że gdzieś ją wcześniej spotkał. Najprawdopodobniej w Sydney. Musiała pochodzić z miasta. Gdy spytał, czy zawsze mieszkała w Holgate, natychmiast zmieniła temat. Znała się na winach jak wytrawna bywalczyni salonów.
Nie potrafił odgadnąć, dlaczego ukrywa prawdziwą tożsamość. A już zupełnie nie rozumiał, czemu przyznaje się do niższej pozycji społecznej niż ta, którą faktycznie zajmuje. Większość ludzi postępuje odwrotnie.
Podsumowując zebraną uznał, Serenę Fleming za osobę niepospolitą, niezwykle inteligentną i w dodatku zagadkową, wartą rozszyfrowania. To go trochę uspokoiło. Nie miał już wyrzutów sumienia, że obniżył loty.
Zainteresowanie tajemniczą meznajomą wyglą dało znacznie lepiej niż upodobanie do kobiet z ludu. Teraz mógł bez wstydu kontynuować pogoń za upatrzoną zdobyczą.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Nadszedł poniedziałek. Serena miała ochotę poprosić siostrę o zastępstwo, lecz nie pozwalało jej poczucie przyzwoitości. Rozwożenie zwierząt należało do jej zadań. Nie miała żadnego powodu, żeby obarczać Michelle dodatkowymi obowiązkami. Brakowało jej również doświadczenia, żeby zamienić się z nią rolami. Nie znalazła żadnej sensownej wymówki, żeby uniknąć spotkania z Nickiem.
Nie dzwonił przez cały tydzień. Widocznie doradzane przez nią środki podziałały i mógł już spać spokojnie. Przeciwnie niż ona. Każdego wieczoru przez wiele godzin przewracała się z boku na bok i odtwarzała w pamięci poniedziałkową wizytę. Nie mogła zrozumieć, dlaczego przystojny architekt rzucił na nią tak wielki urok. Do tej pory zawsze panowała nad sobą. Tym razem musiała uciekać do auta, żeby nie ulec własnej słabości. Złośliwy los wciągał ją w kolejną pułapkę, zanim zdążyła zebrać siły po wielkiej osobistej porażce. W ubiegłym tygodniu ostatnim wysiłkiem woli obroniła resztki godności, lecz wiedziała, że braknie jej sił, żeby odeprzeć następną pokusę.
Dodawała sobie odwagi, że skoro nie zadzwonił, to widocznie stracił ochotę na flirt. Mimo wszystko wsiadała do ciężarówki z ociąganiem i wielkimi oporami. Zazdrościła psom nieskomplikowanego podejścia do życia. Michelle opowiedziała jej historię innego srebrzystego teriera. Suczka gardziła samcami własnej rasy. Uwielbiała natomiast wielkie psy. Urodziła jeden miot mieszańców z labradorem, a następny z dobermanem. W końcu zdesperowani właściciele kazali ją wysterylizować. Wielka szkoda! Zwierzęta słuchają głosu natury, ulegają zdrowemu instynktowi. Tylko ludzie wymyślają pokrętne reguły w rodzaju segregacji rasowej czy społecznej. Angelina Gifford też pewnie nie wybaczyłaby ukochanej Cleo mezaliansu. A Nick dobitnie wyraził pogardę dla mieszanych małżeństw. Zamożne rodziny nie tolerują związków z byle kim. Nie tylko u zwierząt. Każdy przymknie oko na niestosowny romansik na boku, póki mężczyzna nie próbuje wprowadzić swojej kochanki na salony. Jeżeli Lyall Duncan był wyjątkiem, to jedynie potwierdzającym regułę. Nie widział w swej skromnej narzeczonej partnerki.
W miarę jak malała odległość od rezydencji Giffordów, narastał w niej bunt wobec niesprawiedliwości społecznej. Gdyby opiekun Cleo okazał jej wyższość w jakikolwiek sposób, gotowa była zmieszać go z błotem. Niech nie myśli, że padnie na kolana przed jego bogactwem. Rozmyślnie włożyła zwykle ubranie robocze. Tylko krótką bluzeczkę zastąpiła dłuższą, żeby nie świecić gołym brzuchem. Włosy związała w koński ogon. Nawet nie dotknęła ust pomadką.
Wkroczyła na teren posesji dumnym krokiem. Trzymała palec na guziku dzwonka dłużej, niż wymagała potrzeba. Przestępowała z nogi na nogę, jakby stała na rozżarzonych węglach. Parę sekund później drzwi stanęły otworem i Nick Moretti wyszedł jej na spotkanie. Błyskawicznie przemierzył niewielką odległość.
Na widok potężnej sylwetki w żeglarskich spodenkach zacisnęła pięści, wbijając paznokcie we wńętrze dłoni i usiłowała uregulować przyspieszony oddech. Powitał ją szerokim uśmiechem. Cały gniew wyparował jak kamfora.
– Przybyłaś dokładnie w wyznaczonym czasie. Co do sekundy – wykrzyknął z uznaniem.
– Uważam punktualność za podstawową zasadę dobrego wychowania. Tego samego wymagam od innych – wyrecytowała wcześniej wyuczone przemówienie.
Nic lepszego nie przyszło jej do głowy. Bliskość zabójczo przystojnego mężczyzny wywoływała u niej kłopoty z koncentracją.
– No to sobie popsułem opinię w zeszłym tygo dniu – zauważył i dodał z ciepłyni uśmiechem – Obiecuję poprawę.
Wesoły błysk w ciemnych oczach spowodował nieprzewidzianą reakcję. Serce Sereny przyspieszyło.
– Zgaduję, że Cleo nie stwarzała już więcej problemów – powiedziała tak spokojnie jak po trafiła.
– Dokonałaś cudu. Zastąpiłem tytko stoliki drewnianą skrzynką. Chcesz zobaczyć?
– Nie. Muszę jechać, mam sporo pracy. Najważniejsze, że osiągnęliśmy zamierzony efekt.
– Skierowała wzrok w dół i usiłowała skoncentrować uwagę na suczce, chociaż kusiło ją, żeby przyjąć zaproszenie. Nie pochwyciła smyczy. Wiedziała, już, jak zdradliwe bywają martwe przedmioty. Wzięła Cleo na ręce.
– Odepnij jej obrożę – wykrztusiła, z trudem łapiąc oddech.