Выбрать главу

Generał rozwarł pięść. Wypluło „Jana IV". Zwinął się do jego wnętrza. Goulde wrzasnął na jego widok.

– Arr!! Co…?!

Generał czym prędzej przywrócił stałą iluzję swej postaci.

– Aa, to ty… – odetchnął pułkownik. – Boże drogi, Żarny, co tu się…

– Wiem. Ilu w środku?

– Jesteśmy w próżni! – krzyczał kinetyk z fotela pierwszego pilota. – Autohermetyzacja! Kraffc purpurowy! Schodzimy pod? Panie pułkowniku…?! Schodzimy pod?

– Potwierdzam. I Kosz/Piasek do oporu. – Wydawszy rozkazy Goulde odwrócił się z powrotem do Generała. -Co tu się, do ciężkiej…

Bilokował się do kopuły kinetyków Zakraca.

– Żyje pan, Generale! – odetchnął adiutant. – Kryształy popękały i…

– Jedenastu – oznajmił Żarny.

– Co?

– Policzyłem. Mamy jedenastu urwitów na pokładzie, łącznie z nami. Tylu ocalało.

– Panie pułkowniku, ta planeta implodowała! – krzyknął ktoś z zewnątrz pomieszczenia, być może przez czar foniczny.

– Jaka planeta? – odruchowo odwarknął mu zdezorientowany Goulde, macając po kieszeniach za fajką.

– Zdrada – rzekł Żelazny Generał.

– Nic innego. Zastanówcie się. Oni czekali na nas.

– Kto? Przecież kollapsował pan ten glob, Generale.

– Ni żywy duch… – mruczał Goulde. – To prawda, zdrada oczywista; ale teraz szlag trafił wszystkie dowody i nic nie wskóramy.

– Nie żywy, to martwy – rzekł Generał i otworzył ramiona do inwokacji. Pozostali natychmiast zamknęli umysły. Żarny rozciągał sieć swych myśli, wabiąc w pułapkę duchy. – Jesteśmy wystarczająco blisko – mówił równocześnie – i nie minęło jeszcze tyle czasu, by zdążyli zatracić swe osobowości.

– Ale to niebezpieczne – wtrącił Zakraca. – Bo jeśli to jednak nie byli ludzie i jeśli nie była to zdrada…

Lecz oto już zmaterializował się pomiędzy rękoma Żarnego chorąży lurga.

– Nie ty – szepnął mu Generał. – Odejdź, zapomnij, odejdź.

– Boli, boli, boliboliboli… -jęczał Iurga.

Żarny klasnął i widmo zniknęło. Potem ponownie rozłożył ramiona i powtórzył wezwanie.

Długo czekali. Wreszcie zakotłowały się cienie i skrzepły w sylwetkę człowieka. Twarz – jego twarz nie należała do żadnego ze zmarłych urwitów Imperium.

– Byłeś urwitą Ptaka? -

– Ja jestem… Byłem, tak.

– Ptak was tu wysłał?

– Czekaliśmy… były rozkazy. Zabić wszystkich; żeby ślad nie pozostał i świadek nie umknął. Wykonywaliśmy… rozkazy… Żeby was Bóg pokarał… Puśćcie!

– Skąd wiedzieliście, że przylecimy? Kto przekazał informację?

– Nie wiem… Nie wiem! Przyszło bezpośrednio z kancelarii Dyktatora. Ćwiczyliśmy… potem teleportowano nas… tysiąc stu zginęło… mieliśmy czekać i… Takie były rozkazy, ja nic nie wiem.

– Samobójcza ekspedycja – mruknął Zakraca. – Ptak nie ma statków międzygwiezdnych, musiał się zdać na loterię teleportacji. Z powrotem też by ich nieźle przesiało. Zresztą zapewne nie było w planie żadnego powrotu; jak bez świadków, to bez świadków. Najwyżej teleportowaliby ich w jądro gwiazdy.

Żarny klasnął; duch zniknął.

– Więc?

– Zdrada.

– Zdrada.

– Kto?

– Bruda. Lub Orwid – rzekł Zakraca. – To oczywiste. Orwid mówił, że dopiero co znaleźli tę planetę. A tamci mieli czas nawet na treningi.

– Wszystko z góry ukartowane – przytaknął Goulde.

– To był zamach na pana życie, Generale – stwierdził z przekonaniem major. – Innego wytłumaczenia nie widzę. Żaden z nas nie jest aż tak ważny, by angażować dla jego zgładzenia podobne środki. Natomiast zabić Żelaznego Generała – no, to nie w kij dmuchał. Zabezpieczyli się na wszelkie możliwe sposoby. Pozbawieni wsparcia Imperiurn, pozbawieni nawet łączności, wzięci z zaskoczenia… praktycznie nie mieliśmy szans. Ta pułapka nie miała prawa zawieść.

– A jednak – powiedział Goulde, spoglądając ponad fajką na milczącego Generała – a jednak zawiodła. Kim ty jesteś, Rajmund?

– Tym, kim muszę być, by przetrwać – odparł hrabia. – Nikim mniej. A coraz trudniej mi uchodzić w oczach kolejnych skrytobójców za bezbronnego starca. Następnym razem zapewne eksplodują Słońce, aby mnie zabić.

– Jaki jest plan, Generale? – spytał szybko Zakraca, by zmienić niezręczny dla Żarnego temat.

– A jaki może być? Podlatujemy na kontaktową z pełnym maskowaniem i podsłuchujemy. A potem się zobaczy.

Tymczasem Goulde, pykając spokojnie swą fajkę, otworzył telepatyczny kanał do Generała i obłożywszy go ciężką blokadą mentalną, zapytał:

– Co mianowicie się zobaczy? Przecież ty wiesz, że to spisek. Ptak w przymierzu z Zamkiem. Założysz się, że Bogumił już nie żyje? Nie powinieneś, nie powinieneś pozwolić się im wepchać w ten cały podbój.

– Rozkaz.

– Wiem, że rozkaz. Ale – z czyjej inicjatywy? No niech zgadnę: Birzinniego. Co? Mylę się może?

– Muszę mieć pewność.

– Pewność? To wszystko jest tak oczywiste, że aż chwilami nie chce mi się wierzyć w ich głupotę.

– Sugerujesz spisek pod spiskiem?

– Niczego nie sugeruję. Po prostu znam legendy o tobie; i oni też je znają. Jeśli Bogumił nie żyje…

– To co?

– Krew na ich głowy!

.

– Mów, Kuzo.

– Gdzie jesteście?

– Na tyle blisko, że możemy rozmawiać. Mów.

Major Kuzo na wielkim zdalnym zwierciadle mesy „Jana IV" otarł sobie pot z czoła. Był w swoim gabinecie na Trybie; widoczna za jego plecami przez okno koślawa skała Mnicha wyciągała przez szare trawniki krzywe pazury swego cienia.

– Zamach stanu, Generale. Birzinni się koronował. Ma poparcie Ptaka. Oddał mu Pogórze i całe Chajtowle. I Magurę ze wszystkimi sąsiadującymi wyspami. Ptak zabezpiecza nowe granice. Podpisali układ. W Armiach przymus nowej przysięgi: albo złożysz, albo wynocha.

– Już wyegzekwowany?

– Częściowo.

– Armia Zero?

– Nie.

– A co z Bogumiłem?

– Birzinni zaprzecza. Ale nikt króla nie widział od czasu przejęcia władzy. Najprawdopodobniej urwici Ptaka wyteleportowali go na śmierć.

– Jak u was na Trybie?

– Właśnie sobie o nas przypomnieli. Mamy termin za niecałe siedem klepsydr. Potem… Bóg jeden wie, pewnie zetrą nas na proch.

Generał obrócił się do Goulde'a.

– Za ile możemy najszybciej tam być?

– Najszybciej? – uśmiechnął się pułkownik. – Testowano ten statek już wielokrotnie, lecz górną granicę jego prędkości wciąż wyznacza jedynie strach testujących.

– Diamenty wywichnęły się podczas ataku na Zdradzie – zauważył jeden z urwitów.

– No to się wwichną.

– Trzymajcie się, Kuzo – rzekł do zwierciadła Żelazny Generał.

– Ba, żebym to ja wiedział czego – mruknął major odwracając ponury wzrok.

– Mnie, Kuzo, mnie.

Przebili się w ostatniej chwili. Ledwie zamknął się za „Janem IV" Kraft Mnicha, dookoła Tryba zatrzasnęła się potężna wyrwidusza. Duchy szpiegowskie Kuzo poszły wstecz po jej liniach mocy i dotarły do Dźwierzy, która była jednym z głównych miast Ligi – co stanowiło znak pomyślny, bo Tryba nie wymieniono w układzie podpisanym przez Birzinniego, najwyraźniej więc uzurpatorowi brakowało wiernych urwitów, skoro musiał się wysługiwać Ptakowymi, a wszak w ten sposób zaciągał u niego dług, okazywał swą słabość i tracił równorzędną pozycję. Wyrwidusza, jako automatyczny inwokator do wszelkich dusz w żywych ciałach, uniemożliwiała bezpieczne opuszczenie księżyca, ale zarazem uniemożliwiała też inwazję nań; przejść przez nią były w stanie jedynie poltergeisty, demony, dżinny, istoty niższe oraz, jako się rzekło, wyzwolone od ciała duchy.

– Chociaż… można ją obejść – zauważył podczas zwołanej rychło po jego przybyciu narady Żelazny Generał, w której, oprócz niego, Goulde'a, Zakracy, Kuzo i podporządkowanego mu minisztabu tutejszej imperialnej placówki Armii Zero, brało udział także dwoje przedstawicieli poddanej protekcji Mnicha załogi Krateru: re Quaz i kobieta cywil zwąca się Magdalena Lubicz-Ankh, ponoć krewna samego Ferdynanda. Reprezentowali oni dwieście osiemdziesięcioro byłych obywateli Księstwa Spokoju, którzy znajdowali się teraz w tej śmiertelnej pułapce i to poniekąd z winy Żelaznego Generała.

– A jeśli zaczną ją zaciskać…? – spytała Lubicz-Ankh, najwyraźniej zajęta własnymi myślami.

– Nasze diamenty powinny sobie poradzić – wzruszył ramionami Kuzo.

– Są może w stanie zablokować im transmisję energii ze Słońca?

– Za dużo zmiennych – pokręcił głową major. – Zawsze możemy przeskoczyć ich blokadę, nawet nie będzie zauważalnej przerwy w zasilaniu.

– Generał wspomniał, że zna sposób na obejście wyrwiduszy – podniósł głos Zakraca.

– Doprawdy? – uniósł brwi re Quaz.

– No przecież to oczywiste – rzekł Żarny. – Teleportacja.

– Uch.

– Loteria śmierci.

– Są lepsze pomysły?

– Zawsze można czekać.

– Przynajmniej żyjemy; jeszcze nas nie eksterminują. Po co z własnej woli iść na rzeź?

Generał spuścił krótki czar akustyczny.

– Ja będę teleportował – rzekł, gdy przebrzmiał dzwon.

– Daje pan gwarancję? – spytał re Quaz.

– Tak.

To zrobiło wrażenie.

Lubicz-Ankh aż pochyliła się nad stołem.

– Daje pan, Generale, stuprocentową gwarancję przeżycia teleportacji?

– Tak.

W jednej chwili atmosfera zmieniła się z ponurego fatalizmu w ostrożny optymizm.

– Czy taki właśnie jest plan? – spytał Zakraca. – Ucieczka?