Выбрать главу

– Im dalej w bagno, tym więcej krokodyli – skwitował wreszcie Wroński. Daniel kręcił głową.

– To musi być obsesja jednego człowieka. Musi!

– Ale z zewnątrz wygląda na firmę. Eccite. Szlag. Odpowiada kolektyw, nie odpowiada nikt. Kto się przestraszy? Kto zaryzykuje?

– Musimy wyciągnąć pojedynczego faceta ze szczytu – powtarzał Reding. – I tylko jemu zagrozić. Znowu wymienili spojrzenia.

– Planujemy tu poważne przestępstwo, bracie.

– No więc jaki, kurwa, jest ten plan?

Krok pierwszy: prześwietlić Eccite. Od tego były stosowne firmy, ich siedziby również znajdowały się w City. Ale musieli wyłożyć pieniądze. Wroński nazywał to „inwestycją". Być może. Lecz kto wykładał? Daniel.

W tym celu stworzyli fikcyjną osobowość prawną, Brick Ltd. To Brick zamówiła raport na temat Eccite. Podpisywały się osoby podstawione (co też kosztowało).

Raport nadszedł po tygodniu. Wroński i Reding zignorowali całkowicie obszerną analizę standingu Eccite; interesowały ich natomiast zasoby ludzkie firmy i jej wewnętrzna struktura. Jako prezes wciąż figurował Kilmouth – jednak dyrektorem zarządzającym był niejaki Lionel Stoke. Major zakreślił jego nazwisko na czerwono.

– Skąd możemy mieć pewność? – drążył Daniel. – A musimy przecież zagrać na sto procent. Dopiero byłaby chryja, gdybyśmy wyjechali z tym do niego, a facet autentycznie nie miałby o sprawie pojęcia.

– Jest dyrektorem, jak może nie mieć? Daniel kręcił głową.

– Pracowałeś ty kiedyś w jakiejś większej firmie? Musimy mieć pewność, że to wyszło od niego, że on podpisywał, że to do niego szła transmisja z Mutawahy.

– Żądasz niemożliwego. Musiałbyś się chyba włamać do ich biur.

Ale wieczorem, w kawalerce w Soho podnajmowanej tymczasowo przez Wrońskiego, nad piwem, chińszczyzną i tym grubym raportem o Eccite, doszli w desperacji i do tej opcji.

Biura Eccite zajmowały ósme i dziewiąte piętro nowego wysokościowca w północnej części City i były zabezpieczone jeszcze lepiej niż reszta tego skądinąd luksusowego biurowca. Wiedzieli, bo posłali na czują Fouchego, który w Legii Cudzoziemskiej wylądował był, uciekając właśnie przed wyrokiem za włamanie i rozbój.

Fouche wrócił i rozłożył ręce.

– Dajcie mi specjalistę, sprzęt i pół godziny, to wejdę. Ale na pewno nie po cichu.

– Więc trzeba przez ludzi – westchnął Daniel.

Następnego dnia przejechał się do Cambridge, by w studenckiej spółdzielni reasercherskiej zamówić pełną ściągę z netu o każdej z zatrudnionych w Eccite osób.

Spółdzielnia mieściła się na zapleczu salonu piercingu. W zapchanej pudełkami z CD klitce urzędował rudowłosy kulturysta. Zdezorientowany Daniel pokazał mu ogłoszenie.

– Colewater – przedstawił się paker. – O co chodzi?

– Nie macie tu telefonu? – zirytował się zastępczo Reding. – Trzeba się osobiście fatygować? Nie można e-mailem?

Colewater z kamienną miną wskazał na opinający nabity tors T-shirt. Nadruk głosił: „Tylko F2F: Oni słuchają".

– Więc?

Daniel podał mu wydruk listy nazwisk.

– Jak bardzo? – spytał Colewater.

– To znaczy?

Kulturysta spojrzał mu głęboko w oczy.

– Przecież wiadomo, że nie chodzi o zapuszczenie Altavisty. Danych zawsze jest za dużo. Co pan chce konkretnie?

– Wszystko. Wypalcie mi płytkę.

Colewater wskazał Danielowi plastikowe krzesło. Sam wskanował listę do kompa i wypalcował coś szybko na sensorycznej „podeszwie".

– Więc jednak komunikujecie się przez sieć! – wytknął mu Daniel.

– Jakoś muszę przekazywać ludziom zlecenia – zauważył Colewater.

– To dlaczego ja nie mógłbym złożyć zamówienia w ten sposób?

– Proszę bardzo – westchnął nieziemsko cierpliwy kulturysta i wyciągnął skądś z samego środka bałaganu nie opisaną dyskietkę. – Szyfruj pan tym. Ale po odbiór i tak będzie się pan musiał zgłaszać osobiście. Nie puszczamy w powietrze materiałów obciążających.

– No to kiedy ten odbiór?

– Już się zabrało do roboty dwa tuziny osób z naszej strefy aktywności. Czekaj pan.

Ostatecznie zajęło to pięć godzin. Przeliczając honorarium, Colewater flegmatycznie stwierdził, że to i tak szybko.

Z wypaloną płytką Reding wrócił do Wrońskiego.

Major przez ten czas przestudiował odnośne dane z raportu. Wyszło przy tym na jaw, ku irracjonalnemu zdumieniu Daniela, iż Wroński jest dalekowidzem i do czytania zakłada okulary. W okularach wyglądał omal dystyngowanie.

– Żadnych odchyłek w statystyce – oznajmił. – Wszyscy po studiach i stażach jak trza. Wszyscy nie karani. Jedyne, co wyróżnia Eccite, to ogłaszane zyski zarządzanych przedsiębiorstw: od trzech lat biją krzywą w sufit. Co w przypadku KS raczej nie dziwi, piszą, że teraz jest boom na tego rodzaju technologie; ale oni doskonale sobie radzą we wszystkich branżach. Z KS mają zresztą jakieś ściślejsze związki, na początku rozliczali się wzajemnie w akcjach, nie wiadomo za co. Oczywiście fikcja, bo wszystko to Kilmoutha. – Pomasowal nasadę nosa. – Więc widzisz, informacje niby są, i to w bród; tylko jaki z nich pożytek? A ty – co?

– Sekretarki – oznajmił Daniel, siadając. W drodze przejrzał pliki na laptopie i ułożył już plan. – Co najmniej cztery muszą wiedzieć wystarczająco wiele, by móc potwierdzić zaangażowanie Stoke'a.

– Sekretarki – skrzywił się Wroński. – Oczywistość. Teraz każdy się spodziewa i strzeże przed szpiegami konkurencji. Chyba że się nie znam; popraw mnie.

– Tak naprawdę przecież żaden z nas się nie zna -burknął Reding. – Ale od czegoś zacząć trzeba.

– Co proponujesz? Seks? Pieniądze? Strach? – Święta Trójca oficerów wywiadu, kanoniczna triada katalizatorów zdrady.

– Nie mamy żadnego Casanovy na podorędziu. No chyba że ty.

– O, na pewno.

– Przekupstwo? Ale one właśnie na coś takiego są przygotowane, a i pracodawcy się spodziewają; poza tym jeśli źle trafimy, sprawa się rypnie.

– To zawsze.

– Fakt.

– Zatem strach.

– Chyba tak.

– Która?

– Ba!

Wynajęli firmę detektywistyczną specjalizującą się w aferach finansowych; to znaczy Brick Ltd. wynajęła; za pieniądze Daniela. Posłali detektywów za czterema kandydatkami oraz za samym Stoke'em, w jego przypadku nakazując najwyższą ostrożność. Na zebranie tego materiału przeznaczyli następny tydzień.

Tu po raz pierwszy wyraźnie uśmiechnęło się do nich szczęście: najmłodsza z wytypowanych sekretarek, Linda Moffat, zachwycająca Mulatka, dorabiała sobie weekendowymi wieczorami jako call-girl. Bynajmniej nie przekonani, czy samo to okaże się wystarczająco kompromitujące, zaaranżowali sesję filmową z ukrytą kamerą, podczas której panna Moffat uchwycona została w jednym kadrze z woreczkami białego proszku (w rzeczywistości w większości cukru pudru), nagą koleżanką po fachu (w rzeczywistości nieletnią, na co mieli papiery) i nagim notowanym kryminalistą (w rzeczywistości kumplem Fouchego; też udokumentowane). Jeśli to nie wystarczy – to znaczy, że Moffat kocha Stoke'a straceńczą miłością i nie zdradzi go nawet za cenę życia. Wszelako nie wyglądała im na wielką romantyczkę.

Mieszkała samotnie na drugim piętrze starej kamienicy, część okien wychodziła na ogród przedszkolny. Fouche otworzył oba zaniki w pół minuty. – Seryjna tandeta – skwitował. Utrzymywał, że żaden zamek masowo produkowany nie może gwarantować bezpieczeństwa: pierwsi kupują go właśnie włamywacze.

Został z komórką w samochodzie na ulicy. Wroński i Reding weszli do mieszkania. Jeszcze miesiąc temu Daniel dostałby w takiej sytuacji ostrej biegunki – teraz był jedynie podekscytowany.

Salon, sypialnia, biblioteka, wysokie sufity. Niczego nie dotykali gołymi rękoma. Wroński natryskał sobie nad zlewem na prawą dłoń niewidzialną rękawiczkę. Zaciągnął zasłony, sprawdził telewizor i wideo; włożył kasetę do odtwarzacza. Daniel przygotował dyktafon. Nic nie mówili. Sąsiad piętro wyżej puszczał głośno muzykę klasyczną.

Obliczyli, że pojawi się po pół godzinie (taki był margines). Spóźniła się kwadrans.

Weszła i od razu ich zobaczyła, siedzieli w fotelach w salonie.

– Linda Moffat? – spytał Daniel.

– Tak – wykrztusiła. – Co…

– Proszę wejść i usiąść. Odezwał się Wroński.

– Gdzie była pani w nocy z soboty na niedzielę między dziewiętnastą a trzecią?

– Co? Kim… – Ale już usiadła (prawdę mówiąc nogi odmówiły jej posłuszeństwa) i tylko gapiła się na nich. Połowę sprawy załatwiał krój ich garniturów. Rozliczne są korzyści płynące z lektury Kaflu.

– Będzie pani uprzejma obejrzeć to nagranie – rzekł Daniel, uniósł pilota i nacisnął przycisk.

Obejrzała i po załamaniu jej oddechu poznali, że mają ją. Niebezpieczeństwo powstałoby, gdyby z miejsca rzuciła się na nich z paznokciami – ale ona miała poczucie winy. Tylko do cna zdemoralizowani są nie do złamania.

– Panno Moffat – rzekł Wroński, a jego akcent w jakiś sposób nadawał słowom jeszcze groźniejszą wymowę – to nie jest nasza sprawa, lecz gdyby nie my, ta kaseta najprawdopodobniej stałaby się podstawą oskarżenia. Nas jednak interesuje co innego. Tak się składa, że pracuje pani w Eccite Investments. Sądzimy, że mogłaby pani odpowiedzieć nam na kilka pytań. Oczywiście może pani odmówić i zwrócić się do swego adwokata.

Oczywiście nie mogła.

– Tak, pamiętam to. Z góry zapowiedział, że zostaje na noc w biurze. Wydzierżawiliśmy podwójnie dublowane łącze, do Flords w Essex i po światłowodach. /Nie, to zawsze tak; pojęcia nie mam, chyba centrum komunikacyjne. / Pan Kilmouth kupił, światłowód był już pociągnięty. Ale pan Stoke zazwyczaj rozmawia z Remusterem kilka razy dziennie. / Nie, nie wiem. Naprawdę! / Różne plotki chodzą. / Mogę zapalić? / No więc… Tak, od początku, pięć lat. / Nie wiem, KS to działka Laury; możliwe, ale nie słyszałam. Bardzo duży kładą na to nacisk, żeby nic na zewnątrz i nawet między sobą… Gdyby jakiś dziennikarz, to od razu powinnam… Robili nam nawet testy na wykrywaczu kłamstw, bardzo męczące. / Mhm, musiałabym sprawdzić w terminarzu.