– Założę się, że to od Laury Jenkins – powiedziała Mary. Laura mieszkała w następnym domu, tuż obok Chauvinów. – Nikt nie piecze tak doskonałych placków drożdżowych, jak ona.
– Tak… – Avery skinęła głową i schowała kartkę z wyrazami współczucia do koperty.
– Zajęłaś się już pogrzebem?
– Jestem umówiona po południu z Dannym Gallagherem.
– To dobrze, zajmie się wszystkim jak należy. Gdybyś czegoś potrzebowała, dzwoń do mnie, nie wahaj się.
Avery, pokrzepiona i wzruszona serdecznością Mary, przyrzekła, że na pewno zadzwoni, jeśli rzeczywiście będzie potrzebowała pomocy.
Odprowadziła wzrokiem żywą jak ptaszek, kolorowo wystrojoną starszą panią, zabrała kosz i weszła do domu.
Chociaż objedzona, odkroiła kawałek placka, odgrzała kawę i przyniosła do kuchni kartonowe pudełko znalezione w szafie w sypialni rodziców.
Była niemal pewna, że znajdzie w nim zdjęcia, może listy, inne rodzinne pamiątki, tymczasem zobaczyła plik wycinków prasowych.
Zaintrygowana, zaczęła je przeglądać. Wszystkie dotyczyły jednego wydarzenia, co kazało jej się cofnąć pamięcią do wakacji 1988 roku. Miała wtedy piętnaście lat…
Pamiętała tamtą sprawę jak przez mgłę. Niejaka Sallie Waguespack została zadźgana nożem we własnym mieszkaniu. Z ustaleniem sprawców nie było żadnych problemów. Okrutnymi zabójcami okazali się dwaj młodociani narkomani. W Cypress Spring zawrzało na wiadomość o zbrodni. Dobre imię miasteczka zostało skalane strasznym czynem. Nawoływano do wzmożonej czujności, tępienia wszelkiej nieprawości.
Avery zmarszczyła brwi. Dlaczego ojciec zbierał wycinki? Wzięła jeden do ręki i spojrzała na pożółkłe zdjęcie Sallie Waguespack. Była bardzo piękna. Bardzo młoda. Miała dwadzieścia dwa lata, kiedy zginęła.
Co powodowało ojcem, że przez tyle lat trzymał w domu dotyczące jej wycinki? Przyjaźnił się z nią? Avery nie pamiętałaby kiedykolwiek o wspominał o Sallie. Usłyszała o niej, dopiero gdy dziewczyna została zamordowana. Może ojciec był jej lekarzem?
Kto wie? Notatki prasowe powinny przynieść odpowiedź na wszystkie pytania.
Wyjęła wycinki z pudełka i uporządkowała chronologicznie, od najwcześniejszych, z czerwca 1988 roku, po ostatnie, jakie się pojawiły na temat zbrodni, we wrześniu tego samego roku. W sumie materiał z czterech miesięcy.
Zapomniała o placku, o kawie i zagłębiła się w lekturze.
W miarę czytania odżywały w pamięci wydarzenia sprzed lat. 18 czerwca 1988 roku Sallie Waguespack, dwudziestodwuletnia kelnerka, została brutalnie zamordowana w swoim mieszkaniu. Zmarła na skutek ran zadanych nożem, sprawcami okazało się dwóch nastolatków oszołomionych narkotykami.
Bracia Pruitt, teraz sobie przypominała. Starsi od Avery, chodzili do tej samej szkoły, ale w jakimś momencie rzucili naukę i podjęli pracę w fabryce.
Zginęli tej samej nocy, niemal zaraz po dokonaniu zbrodni, zastrzeleni przez policję w trakcie próby ujęcia.
Przez wiele miesięcy po tych wydarzeniach w szkole nie mówiło się o niczym innym. Avery była przerażona, wstrząśnięta tym, co się stało. Potem… przygnębiona. Pruittowie mieszkali w najgorszej dzielnicy, na Zarzeczu, jak je nazywano w Cypress Springs. Rzeka, właściwie płytka odnoga rzeki, stanowiła granicę, przepaść, mówiąc ściślej, dzielącą miasteczko na dwie części: dobrą i złą.
Bracia mieli fatalną opinię: dziewczyny, alkohol, piwo, narkotyki. Avery starała się trzymać od nich z daleka.
Co nie znaczy, że nie obeszła jej tragedia i Sallie, i chłopców. Byli tacy młodzi. Dlaczego tak strasznie pobłądzili? Jak mogło dojść do czegoś podobnego w cichym, bogobojnym Cypress Springs?
Wszyscy zadawali sobie te same pytania, Tak rozmyślając, Avery przeglądała wycinki. Dzieliły się, najogólniej mówiąc, na dwie kategorie: jedne opisywały szczegółowo zbrodnię i relacjonowały wyniki dochodzenia, pozostałe, tych była przytłaczająca większość, odzwierciedlały powszechne oburzenie prawych obywateli Cypress. Domagano się zmian. Stanowczych działań prewencyjnych. Powrotu do tradycyjnych wartości rodzinnych, które miały ponownie uczynić z miasteczka oazę bezpieczeństwa.
Potem wszystko ucichło, emocje opadły, artykuły nie były już takie zapalczywe, wreszcie temat się wyczerpał, umarł śmiercią naturalną. A może to ojciec po prostu stracił zainteresowanie sprawą i przestał zbierać wycinki?
Ale nie znalazła w nich odpowiedzi, dlaczego w ogóle je kolekcjonował.
Rodzice sporo rozmawiali o morderstwie. Wszyscy o nim mówili. Nic dziwnego, że temat wracał, jak w każdym domu. W każdym razie Avery nie przypominała sobie, żeby ojciec był bardziej niż inni zaabsorbowany sprawą.
A jednak był.
Spojrzała na zegarek: prawie dwunasta. Może Buddy będzie potrafił coś jej powiedzieć? Jeśli się pospieszy, zdąży zajrzeć do niego przed umówionym na drugą spotkaniem z Dannym Gallagherem.
Rozdział 6
Położony w pobliżu sądu, w centrum miasteczka, budynek policji wyglądał tak samo jak przed laty. Niski pawilon przypominał bardziej magazyn niż siedzibę władzy.
Kiedy Avery weszła do dusznego, zakurzonego wnętrza, oficer dyżurny podniósł głowę znad biurka; chłopak, ledwie mężczyzna, jeszcze ze śladami po trądziku na twarzy.
Uśmiechnęła się na powitanie.
– Zastałam Buddy’ego?
– Jasne. Chce się pani z nim widzieć?
– Nie, chciałam się tylko dowiedzieć, czy jest w pracy.
Na twarzy młodzieńca odmalował się niejaki wysiłek umysłowy, po czym bystry funkcjonariusz parsknął śmiechem.
– Pani sobie ze mnie żartuje! – Praca mózgu, jak widać, przyniosła efekt.
– Tak. Przepraszam.
– Nic nie szkodzi. Avery Chauvin, prawda?
– Owszem. My się znamy?
– To było dawno. Pani czasami się mną opiekowała. Jako baby-sitter. Jestem Sammy Martin, syn Marge i Dela.
Avery zastanawiała się przez chwilę, usiłując przypomnieć sobie rodzinę Martinów, wreszcie skojarzyła, kto to taki. Uśmiechnęła się. Dziecię Sammy był prawdziwym wcieleniem Piekielnego Piotrusia. Jeden koszmar. Ciekawe, że zdecydował się zostać policjantem.
– Nigdy nie zgadłabym, że to ty, bo i skąd. Ile miałeś wtedy lat? Osiem, dziewięć?
– Osiem. – Sammy spoważniał. – Moje wyrazy współczucia… z powodu taty. Nikt nie mógł uwierzyć w to, co się stało.
– Dziękuję. – Łzy napłynęły jej do oczu. – Mówisz, że Buddy jest w pracy?
– Tak. Powiem mu, że przyszłaś. – Odwrócił się. – Buddy! – ryknął, co niekoniecznie można uznać za właściwą formę komunikowania się z szefem. – Masz gościa!
Buddy wrzasnął:
– Sekundkę!
Avery uśmiechnęła się szeroko.
– Ciekawy macie sposób porozumiewania się. Sammy odpowiedział uśmiechem.
– Najstarsza znana technika, ale za to niezawodna.
Nowsza technika dała znać o sobie w postaci dzwonka telefonu. Avery odsunęła się od biurka i podeszła do parafialnej tablicy ogłoszeń. Podobne znajdowały się jeszcze w bibliotece, na poczcie i w Piggly Wiggly. Sieć informacyjna Cypress Springs, pomyślała z rozbawieniem. To też się nie zmieniło.
Przesuwała wzrokiem po przyszpilonych do deski ogłoszeniach. Ulotki policyjne: „Poszukiwani”, „Zaginieni”. Ogłoszenia mieszkańców: „Sprzedam bez pośredników”.
– Witaj, maleńka – rozległ się tubalny głos Buddy’ego.
– Bałam się, że wyszedłeś na lunch.
– Właśnie przed chwilą wróciłem. – Uściskał ją serdecznie. – A to miła niespodzianka.
– Masz chwilę czasu? Chciałam z tobą porozmawiać.
– Oczywiście. – Spojrzał na nią uważnie. – Coś się stało?