Выбрать главу

– Musi – powtórzyła Gwen, wróciła z Avery do łazienki i szczegółowo opowiedziała o popołudniowym telefonie, o spotkaniu, które nie doszło do skutku, o rozpłatanym kocie i panicznej ucieczce z leśnej chaty.

– Nie wiesz, kim była ta kobieta?

– Nie mam pojęcia.

Avery z kolei opowiedziała o telefonach Trudy, o pogróżkach i oskarżeniach, których musiała wysłuchać. Mówiła o swoich wątpliwościach dotyczących samobójstwa ojca, o pudełku wycinków, które znalazła w jego szafie. O ostatnim telefonie Trudy…

– I wtedy dowiedziałaś się, że ta kobieta to Trudy Pruitt?

– Tak. Zadzwoniła wczoraj. Na kilka godzin przed śmiercią. W końcu udało mi się z niej wydobyć, jak się nazywa. Obiecałam jej, że jeśli pokaże mi wycinki, pomogę jej dojść sprawiedliwości, że zajmę się tą sprawą. Umówiłyśmy się na wieczór. – Avery zamilkła na moment. – Kiedy przyjechałam, żyła jeszcze… Chciała coś mi powiedzieć… Już nie zdążyła.

Przez twarz Gwen przebiegł bolesny grymas.

– Nic nie wiedziałaś? Obcięli jej język.

– Jak…? To niemo… – jąkała się Avery. Możliwe. Przed oczami stanęła jej skrwawiona, wykrzywiona twarz Trudy.

– Sama widzisz – odezwała się Gwen po chwili. – Mamy do czynienia ze zorganizowanym, przemyślanym działaniem. Mowy nie ma o przypadkowych ofiarach przypadkowej przemocy.

– Buddy pozwolił mi przejrzeć akta Sallie Waguespack. – Avery zmieniła temat. – Nie dostrzegłam tam nic podejrzanego, ale nie mogę przestać myśleć o tych wycinkach, które znalazłam w rzeczach ojca. Nie mogę, ciągle nie mogę uwierzyć, że popełnił samobójstwo. Teraz te morderstwa. Kim oni są Gwen? Co to za ludzie, tych Siedmiu?

– Zastanów się, Avery. Jesteś dziennikarką.

Jakie trzeba mieć predyspozycje psychiczne? Jakim trzeba być człowiekiem, żeby należeć do takiej grupy? Znasz mieszkańców Cypress. Wychowałaś się tutaj. Kto może pasować do profilu? – Ponieważ Avery nie odpowiedziała, Gwen mówiła dalej: – Prawdopodobnie grupa składa się z samych mężczyzn, ale muszą współpracować z nimi kobiety, skoro to kobieta dzwoniła dzisiaj do mnie z propozycją spotkania. To ludzie zasiedziali w Cypress Springs. Wpływowi. Filary tutejszej społeczności. Dający innym wzór swoim życiem. – Przerwała. – Jak twój ojciec.

– On nigdy nie wstąpiłby do takiego stowarzyszenia. Nie mógł mieć z nimi nic wspólnego. On…

Gwen podniosła dłoń, nie dając jej dokończyć.

– Inaczej grupa nie byłaby w stanie funkcjonować. Niewykluczone, że należą do niej ci sami ludzie, którzy ją zakładali w latach osiemdziesiątych. Być może korzystają z tej samej siatki informatorów co kiedyś.

– Być może – przytaknęła Avery. – Być może pierwotna i obecna grupa jakoś są powiązane ze sobą, tego jeszcze nie wiemy, ale to bardzo prawdopodobne.

– Jak myślisz, jakim dowodem mogła dysponować Trudy Pruitt?

– Nie wiem. Zakładam, że to, o czym mówiła, nadal znajduje się w przyczepie.

Gwen natychmiast zrozumiała, do czego Avery zmierza. Spojrzała na nią uważnie.

– Myślisz, że powinnyśmy tam jechać?

– Jeśli jesteś gotowa.

– W tej chwili nie mam już nic do stracenia. Nieprawda.

Doskonale zdawały sobie sprawę, że mają wiele do stracenia. Że wyprawiając się do przyczepy Trudy Pruitt, ryzykują życie.

– Nie wspomniawszy o tym, że dotąd nie miałam okazji włożyć nowych czarnych dżinsów. Najwyższa pora, żeby w nich wystąpić.

Rozdział 38

Avery zostawiła samochód obok wjazdu na parking Magnolia. Dalej ruszyły pieszo, pod osłoną ciemności, nie zamieniając ze sobą słowa.

– Jak tam wejdziemy? – zapytała Gwen, kiedy stanęły przed otoczoną żółtą policyjną taśmą przyczepą.

– Zobaczysz. – Avery przeszła pod taśmą, znalazła w trawie żabę z cementu, która leżała tam od wczoraj, przewróciła ją na grzbiet. Tak jak się spodziewała, w brzuchu żaby była skrytka, w skrytce, oczywiście, klucz. – Założę się, że to do drzwi wejściowych – powiedziała z nutą triumfu w głosie.

– Skąd wiedziałaś?

– W jakim innym celu ktoś trzymałby na ganku cementową żabę?

– Dobra robota. Avery pokiwała głową.

– Dziennikarka musi być spostrzegawcza. Gdy weszły do przyczepy, Avery zapaliła latarkę. Starała się nie świecić tam, gdzie na ścianie pozostał krwawy ślad. Z tylnej kieszeni spodni wyjęła dwie pary lateksowych rękawiczek, kupione tego popołudnia w sklepie z farbami. Jedne podała bez słowa Gwen.

– Jeśli nas złapią, narobimy sobie niezłych kłopotów.

– Już narobiłyśmy sobie niezłych kłopotów. Chodź, zaczniemy od sypialni.

W sypialni panował taki sam nieład jak w pokoju dziennym: skotłowana pościel, wszystkie szuflady w komodzie wysunięte do końca, zawartość wyrzucona na podłogę. Na toaletce puste puszki po piwie, pełne niedopałków popielniczki, sterta kolorowych czasopism.

Panie detektyw wymieniły spojrzenia.

– Do porządnickich to ona nie należała – zauważyła Gwen.

Avery zmarszczyła czoło.

– Masz rację, morderca nie zostawił tych puszek i petów. Po prostu fleja była z nieboszczki, ot co.

– Coś z tego wynika?

– Może. Wczoraj myślałam, że ktoś tu wywrócił wszystko do góry nogami, ale dlaczego miałby przeszukać pokój dzienny, a z sypialnią dać sobie spokój? Albo nikt tu w ogóle niczego nie szukał, albo znalazł i do sypialni nie musiał już zaglądać. Tak czy inaczej, musimy się rozejrzeć, tylko nie pytaj za czym, bo sama nie wiem.

Zaczęły przeglądać po kolei rzecz po rzeczy, przedmiot po przedmiocie. W pewnym momencie uwagę Avery zwrócił egzemplarz „Gazette”, numer z notatką na pierwszej stronie, informującą o samobójstwie ojca.

– „Śmierć naszego Doktora” – przeczytała Gwen na głos. – Avery, popatrz. Trudy coś nabazgrała na marginesie.

Rzeczywiście, obok notatki widniało kilka kresek i uwaga: „Jeszcze 2”.

– Pięć kresek – mruknęła Gwen. – Jak myślisz, co ona liczyła?

– Nie wiem. – Avery nagle szeroko otworzyła oczy. – Boże. Pięć i dwa…

– Siedem. A niech to.

– Liczyła zmarłych. Ojciec był piąty. Dwóch jeszcze brakowało. Przez telefon powiedziała coś, czego nie zrozumiałam. „Padamy jak muchy… Niewielu już nas…”.

– O kim myślała? O tych, którzy znają prawdę?

– Pewnie tak. – Avery złożyła starannie gazetę i włożyła do plastikowej torebki.

Następnie przeszukały dokładnie, centymetr po centymetrze, pokój dzienny. Nic nie znalazły. Przeszły do kuchni, gdzie na poplamionej krwią podłodze widniał obrys postaci zrobiony przez policyjnych techników. Avery musiała się przemóc, żeby tam wejść.

Przeszukały lodówkę, spiżarnię, zajrzały do każdej puszki i każdego pojemnika, nawet do kosza na śmieci, ale i tutaj nie dało to pozytywnych rezultatów.

– Albo nie miała żadnego dowodu, albo morderca go zabrał – mruknęła Avery zawiedzionym głosem.

Gwen jakby jej nie słyszała.

– Nie ma automatycznej sekretarki – wskazała na aparat telefoniczny. – Wszyscy mają sekretarki. Przy aparacie w sypialni też nie zauważyłam.

Avery podeszła do aparatu, podniosła słuchawkę, ale zamiast normalnego sygnału usłyszała krótkie bip, bibip, bip, bibip…

– To sygnał poczty głosowej. Też z niej korzystam. Ktoś zostawił Trudy wiadomość. Trzeba się połączyć ze swoją skrzynką, żeby odsłuchać nagrania.

– Jak?

– Musisz znać lokalny numer poczty głosowej, łączysz się i wstukujesz swoje hasło.