Выбрать главу

W zamian żądał tylko bezwzględnej lojalności. Czy to zbyt wiele?

Zmrużył oczy. Widać tak. Cóż, przyjdzie im drogo zapłacić za zdradę.

On ma pełną, wyłączną władzę nad tym miastem. Nad jego mieszkańcami. I nad swoimi ludźmi. Nic i nikt tego nie zmieni.

Ani Gwen Lancaster, ani Avery Chauvin.

Dzisiaj, ukryty w cieniu, obserwował, jak jedna z córek Cypress spiskuje z obcą. Zdrajczyni.

Przez sekundę miał ochotę otworzyć ramiona, wybaczyć. Zapomnieć. Nie. Nie może pozwolić sobie na słabość.

Rozsądek podpowiadał mu, że powinien jak najszybciej uciszyć Gwen Lancaster, zanim ta szalona kobieta narobi jeszcze większych szkód. Musiał jednak przestrzegać przyjętych reguł, bo ich złamanie doprowadziłoby do anarchii.

Skąd ta jego przenikliwość, jasność myśli, wiedza, skąd te dalekosiężne wizje? Dlaczego on ma być wybrańcem losu? Czyżby urodził się przywódcą? Przewodnikiem, który innym ma wskazywać drogę?

Ciążył mu ten dar, ciążyła samotność. Marzyłby pewnego dnia obudzić się i nie widzieć już prawdy.

Nie chciał mordować, nie sprawiało mu to żadnej przyjemności. Za każdym razem modlił się do Boga, by winny wziął sobie ostrzeżenie do serca. Wykrzywił usta w pogardliwym uśmiechu. Głupcy. Prymitywni, małostkowi głupcy.

Nie. To nieprawda, że nie chciał mordować.

Ostatnia zbrodnia była prawdziwym błogosławieństwem. Rozkoszą. Ta kobieta nie zostawiła mu wyboru. Zmusiła go, by podniósł na nią rękę. Dawno temu należało się jej pozbyć, ale usłuchał tych, którzy chcieli darować jej życie.

Błąd. Kolejny błąd. Popełnił błąd, dając posłuch ich argumentom. A teraz chcą go zastąpić kimś innym. Ciekawe kim? Kto miałby zająć jego miejsce? Sokół? Błękitny?

Śmiechu warte.

On im pokaże. Wkrótce się przekonają.

On im jeszcze wszystkim pokaże.

Rozdział 40

Hunter usiadł gwałtownie na łóżku, w głowie rozbrzmiewały mu jeszcze krzyki dzieci, senny koszmar zlewał się w jedno z jawą.

Wciąż widział, jak traci panowanie nad kierownicą, jak samochód ze straszliwym hukiem rozbija płot, widział przerażone buzie i jedną malutką postać stojącą bez ruchu, wpatrzoną w zbliżającą się, rozpędzoną tonę żelaza.

Widział tę kobietę. Rzuca się, odtrąca dziecko, ale sama… Już nic nie mogło jej uratować.

Dopiero po chwili uświadomił sobie, że już widno, usłyszał dochodzące z zaułka odgłosy samochodów dostawczych. Pełne zniecierpliwienia piski głodnych dzieci Sary.

Podniósł się, przeszedł do łazienki, ochlapał się wodą, umył zęby, wciągnął dżinsy. Teraz czas na krótki spacer. Mieli ustalony od dawna porządek poranka: krótka wyprawa na najbliższy trawnik, z powrotem do domu, kawa i dopiero długi spacer albo przebieżka.

Kiedy wracali na kawę, Sara zaczęła ciągnąć i piszczeć. Podniósł wzrok, zwolnił kroku. Pod drzwiami czekała Avery.

Hunter posłał jej leniwy uśmiech.

– Dzisiaj bez włamania?

Avery nie była w nastroju do żartów.

– Musimy porozmawiać – oznajmiła ponuro, wchodząc do kuchni. – Dzwoniłeś do Trudy Pruitt w dniu jej śmierci. Po co?

Cholera. Niedobrze.

– Poważne tematy się ciebie trzymają z samego rana, Avery. Nie ma nawet ósmej.

– Zadałam ci pytanie. Hunter nalał wody do ekspresu.

– Aha. Niezbyt miło ono zabrzmiało.

– Nie baw się ze mną w ciuciubabkę. Odwrócił się powoli.

– Zadzwoniła, nie zastała mnie, nagrała się na sekretarkę, oddzwoniłem. To wszystko. – Wsypał parę miarek kawy do filtra, podstawił dzbanek, włączył ekspres i podszedł do Avery. – Można wiedzieć, skąd masz tę informację? Od Matta? Mój drogi braciszek próbował nastawić cię przeciwko mnie?

– W tym względzie nie potrzebujesz pomocy.

– A ja myślałem, że nie przestaniesz mnie szanować – zakpił.

Avery poczerwieniała ze złości.

– Rozmawialiśmy o niej, Hunter. Rozmawialiśmy o jej telefonach do mnie… o tym, że byłam u niej tamtego wieczoru. Nie pisnąłeś słowa. Wiesz, jak to paskudnie wygląda?

– Mam w nosie, jak to wygląda, Avery. Co chcesz ode mnie usłyszeć?

– Prawdę.

– Pisałem. Siedziałem przy komputerze i pisałem. Nie odbierałem telefonów. Zadzwoniła, zostawiła wiadomość. Przysięgam, nie pamiętałem, że to matka Donny’ego i Dylana. Dopiero później sobie skojarzyłem. Pomyślałem, że szuka prawnika. Z jakiego innego powodu miałaby dzwonić? Możesz wierzyć albo nie, ale to cała prawda.

– Dlaczego nie powiedziałeś, że dzwoniła? Ta kobieta została zamordowana, Hunter.

Położył jej dłonie na ramionach.

– Co by to dało? Nie zamieniłem z nią jednego zdania.

Avery strąciła jego dłonie, odsunęła się o krok.

– Powiedziałeś mi, żebym, skoro muszę, szukała dowodów. Byłam w jej przyczepie.

– Kiedy? – W jego głosie zabrzmiało nieskrywane przerażenie.

– Wczoraj późnym wieczorem. Hunter jęknął cicho.

– Nie mogłaś zrobić nic głupszego. Sama przed chwilą powiedziałaś, że ta kobieta została zamordowana. Morderca mógł wrócić. Mógł szukać tego samego, czego ty szukałaś. Nigdy nie słyszałaś, że większość sprawców wraca na miejsce zbrodni?

Chociaż wystraszył Avery okropnie, ona nadal upierała się przy swoim:

– Ale jakoś przeżyłam. I odsłuchałam wiadomość, którą jej zostawiłeś.

Hunter pomyślał o braciszku, który tylko czyhał, żeby wrobić go w morderstwo St. Claire. Dlaczego i nie w następne?

– Cholera – zaklął pod nosem, podszedł do ekspresu i nalał sobie kawy. – Masz dla mnie coś jeszcze? – prychnął, odwracając się do Avery, ale ona zamiast odpowiedzieć, ruszyła po prostu ku drzwiom.

– Rozumiem, że nie muszę nalewać ci kawy.

– Idź do diabła.

Samochód wpada w poślizg. Krzyki dzieci.

– Już byłem.

Avery zatrzymała się na te słowa.

Hunter stanął tuż za nią. Pragnął wziąć ją w ramiona. Przytulić. Powiedzieć jej wszystko. Powiedzieć cokolwiek. Żeby tylko została.

– Mam ci z tego powodu współczuć? – zapytała cicho. – Każdy człowiek ma swoją tragedię, swoje cierpienia.

– Nie prosiłem o litość. Chciałem być szczery.

– Godne podziwu.

Avery otworzyła drzwi, wyszła. I wpadła prosto na Matta.

– Avery! – Matt złapał ją w ramiona. – Co ty tutaj robisz?

– Zapytaj o to swojego braciszka. – Spojrzała na stojącego w progu Huntera. – Może tobie udzieli sensownej odpowiedzi.

– Nie rozumiem.

Pokręciła głową, uśmiechnęła się niewesoło i cmoknęła Matta w policzek.

– Zadzwoń do mnie, Matt. Muszę już iść.

Rozdział 41

Hunter patrzył za odchodzącą Avery. Poprosiła Matta, żeby zadzwonił do niej później. Dlaczego? Chciała upewnić się, czy wie o wiadomości, którą Hunter zostawił w skrzynce głosowej Trudy Pruitt? A może był inny powód? Osobisty?

– Co Avery tu robiła?

– Nic zdrożnego, niestety – odpowiedział Hunter z kpiącym uśmieszkiem.

– Kutas z ciebie.

– Wiele osób mi to mówi.

Matt zbył tę odpowiedź milczeniem, popatrzył tylko na brata przeciągle.

– O co jej chodziło z tą sensowną odpowiedzią? – zapytał.

Hunter oparł się o framugę drzwi, zamknął kubek w dłoniach.

– Nie mam zielonego pojęcia.

– Pieprzenie.

– Możesz wierzyć albo nie, twoja sprawa. To wolny kraj.

– Jak wolny?

– Nie chwytam.

– Może należysz do tych, którzy uważają, że w imię swojej wolności mogą deptać wolność innych? Brać prawo w swoje ręce? Nawet pozbawiać życia?