– Ziemia potrzebuje deszczu.
– Aha.
Dotknął jej policzka.
– Dobrze się czujesz?
– Jako tako. – Przechyliła lekko głowę. – Zjadłbyś coś?
– Umieram z głodu. Możemy coś zamówić. Avery pokręciła głową.
– Mam trochę sera i jajka.
– Co może oznaczać omlet.
Zabrali się do roboty wśród kłótni na temat składników. Cebula nie znalazła uznania. Pieczarki przeciwnie, musiały być. Mnóstwo sera. Odrobina pieprzu cayenne.
– Zrobię tosty – zaofiarował się Hunter.
– W lodówce są angielskie mufinki.
– Jeszcze lepiej. – Wyjął przy okazji masło i sok pomarańczowy. Dwie mufinki przekroił na pół, włożył do opiekacza, po czym znalazł w szafkach szklanki, talerze i sztućce.
Kiedy nakrywał do stołu, spojrzał machinalnie na gazetę, którą Avery zostawiła na stole razem z telefonem i notesem. Było to wydanie z notatką o śmierci doktora. Przeniósł wzrok na zapiski w notesie.
Lista nazwisk, przy każdym data.
Pat Greene. Sal Mandina. Pete Trimble. Kevin Gallagher. Dolly Farmer… Wreszcie nazwisko ojca. I na samym dole Trudy Pruitt.
– Co to?
Avery nie odwróciła się nawet.
– Pracuję nad tym.
– Pracujesz nad tym? – powtórzył. – To lista ludzi, którzy…
– Zmarli nagle w Cypress w okresie ostatnich ośmiu miesięcy.
Skoro zostawiła listę na wierzchu, chciała, żeby ją zobaczył.
– Dręczy cię to, co usłyszałaś od Trudy, prawda? Ze twój ojciec był zamieszany w morderstwo Sallie Waguespack.
Avery przewróciła omlet na patelni.
– Tak. Chodzi o to, co mówiła Trudy. I o wycinki, które znalazłam w rzeczach ojca. Chodzi o dwa morderstwa i dwa zaginięcia, które miały miejsce w ciągu ostatnich sześciu tygodni. Chodzi o Siedmiu.
Hunter zasępił się.
– Nie ma sposobu, żeby odwieść cię od tej sprawy?
– Nie.
Determinacja granicząca z oślim uporem. Nie spocznie, dopóki nie pozbędzie się ostatnich wątpliwości, dopóki nie uzna, że dotarła do prawdy.
Nic dziwnego, że była dobrą dziennikarką.
– Zwariować można z tobą, Avery. Wzruszyła ramionami.
– Nie myśl o tym.
– Aha, na pewno. Mam patrzeć, jak uganiasz się samopas za mordercą? Dwie kobiety już zginęły. Nie chcę, żebyś była trzecią.
Uśmiechnęła się i zatrzepotała rzęsami.
– Jakiś ty słodki, Hunter.
– Nie ma się z czego śmiać – burknął. – W Cypress grasuje morderca.
– Owszem. Być może zabił mojego ojca.
– Chcesz, żebym ci pomógł? – Hunter najwyraźniej skapitulował.
Zastanawiała się przez chwilę nad propozycją, w końcu skinęła głową.
– Chyba chcę. Omlet gotowy.
Kiedy skończyli jeść, Avery wróciła do tematu:
– Wczoraj wieczorem byłam w przyczepie Trudy Pruitt. Ta kobieta twierdziła, że mój ojciec był zamieszany w morderstwo Sallie. Twierdziła, że jej chłopcy są niewinni. Że ma dowody. Ktoś ją zamordował, zanim zdążyłam z nią porozmawiać.
– Więc pojechałaś szukać tych dowodów. Zabrałaś ze sobą Gwen Lancaster.
– Skąd wiesz?
– Zgadłem.
– Skoro jesteś taki mądrala, to pewnie wiesz też, że Gwen spotkała się z Trudy. Pytała ją o Siedmiu.
Hunter wyprostował się.
– I co?
– Trudy potwierdziła, że grupa istnieje. Według niej to oni zabili Elaine St. Claire.
– Trudy była alkoholiczką, Avery. Ponadto miała swoje powody, żeby dokumentnie znienawidzić to miasto. Ostrożnie traktowałbym jej słowa.
– Mówisz jak Matt i Buddy.
– Oni mają rację. Słuchaj ich. Avery nie dawała za wygraną.
– A Gwen? Ktoś dokładnie przeszukał jej pokój, przewrócił wszystko do góry nogami. Zabrał notatki.
– Coś jeszcze?
– Zadzwoniła do niej jakaś kobieta. Powiedziała, że ma informacje o Tomie. Zaproponowała spotkanie w chacie w lesie.
– I nie pojawiła się.
– Właśnie. Za to ktoś zostawił Gwen prezent w postaci kociego truchła. Ostrzeżenie. Tak właśnie działa Siedmiu. Udzielają jednego ostrzeżenia, potem przechodzą do działania.
Hunter słuchał relacji Avery coraz bardziej zaniepokojony.
– Skąd wiesz, że to prawda? Gwen sama mogła zrobić bałagan w swoim pokoju, naopowiadać ci o jakimś kocie, telefonie od nieznajomej kobiety, ukradzionych notatkach. Może chciała w ten sposób przekonać cię do swoich przypuszczeń, zaskarbić sobie twoje zaufanie i pomoc.
Avery pokręciła głową.
– Widziałam Gwen zaraz po jej powrocie z nieudanego spotkania. Była śmiertelnie przerażona. – Podsunęła Hunterowi gazetę. – Znalazłyśmy to wczoraj w przyczepie. – Trudy dorysowała doktorowi rogi i hiszpańską bródkę, ale Avery tego nie komentowała, jakby podobizna ojca z rogami była czymś najzwyczajniejszym w świecie. – Popatrz, na marginesie coś sobie obliczała. Według mnie zmarłych. Ojciec był piąty. Pięć osób i „jeszcze 2”, tak napisała.
– Słucham cię z zapartym tchem. – Tym razem w głosie Huntera nie było już ani kpiny, ani sceptycyzmu.
– Moim zdaniem miała na myśli albo ludzi zamieszanych w morderstwo Sallie Waguespack, albo tych, którzy znali prawdę o zbrodni.
– Zakładając, że byli jacyś ludzie zamieszani w morderstwo.
– Jesteś prawnikiem. Kogo mamy w dochodzeniu?
– Ofiarę i sprawcę. Osobę, która odkryła zwłoki. Funkcjonariusza, który zjawił się pierwszy na miejscu zbrodni. Śledczych, biegłych. Koronera i jego ludzi.
– Świadków, jeśli w ogóle.
– Tak.
– Twój ojciec pozwolił mi przejrzeć akta Sallie – ciągnęła Avery. – Pat Greene w czasie patrolu zobaczył Pruittów uciekających z domu Sallie. Wiele razy byli notowani, dobrze znani policji, postanawia więc sprawdzić, co się stało. Znajduje zwłoki i zawiadamia Buddy’ego. Obaj ruszają na poszukiwanie braci. Znajdują ich, wywiązuje się strzelanina, chłopcy giną.
– Zostawili niezabezpieczone miejsce zbrodni i tak po prostu ruszyli na poszukiwania?
Avery zmarszczyła czoło.
– Nie pamiętam. Może czekali na koronera, ale nie sądzę. Według tego, co znalazłam, nikogo nie wzywali.
– Mów dalej.
– Narzędzie zbrodni znaleziono w rowie za przyczepą Pruittów. Były na nim odciski palców Donny’ego. Jeden z chłopców miał na butach krew ofiary. Na widok policjantów obaj otworzyli ogień. Pat Greene oddaje dwa celne strzały. Sprawcy giną na miejscu. Sprawa jasna i prosta. Dochodzenie zamknięte.
– Zbyt jasna i prosta, tak?
– Być może.
– Co wykazała autopsja? Bo rozumiem, że musiała być autopsja, jak zawsze w przypadku morderstwa.
– Wyników nie znalazłam w teczce. Buddy uważa, że ktoś musiał gdzieś pomyłkowo przełożyć raport anatomopatologa. Obiecał go odnaleźć. Zadzwonię do niego jutro.
– Policzmy osoby dramatu – odezwał się Hunter po dłuższej chwili. – Dwóch policjantów, Pat i ojciec. Koroner. To trzech. Ofiara i Pruittowie. Mamy sześcioro. Twój ojciec, ewentualnie jako siódma postać, chociaż nie wiem, jaką miałby odgrywać rolę. – Zaczął bębnić palcami w stół. – Może liczyła zlikwidowanych członków grupy? Może wykańczała ich po kolei? Może jeden z dwóch pozostałych przy życiu wykończył ją?
– Może, chociaż wątpię. Chyba że była z kimś w zmowie. Wszystkie te zgony wyglądały na wypadki. Tu trzeba było sprytu i swoistego wyrafinowania, do których Trudy nie była chyba zdolna.
– Jeśli miała wspólnika, kto mógłby to być? Ktoś, kto myślał podobnie jak ona. Ktoś, kto jak ona nienawidził Cypress Springs.
Avery znowu pokręciła głową.
– Kto w takim razie zabił Elaine St. Claire? Na pewno nie Trudy. Twierdziła, że śmierci Elaine winna jest grupa. Tak przynajmniej przedstawiła to Owen.