Выбрать главу

Zasłoniła usta dłonią. W głowie kłębiły się najdziwniejsze myśli.

Hunter wrócił do Cypress mniej więcej przed dziesięcioma miesiącami.

Niedługo potem zaczęła się epidemia gwałtownych zejść.

Nie. Pokręciła głową. Tylko nie Hunter.

„Wrócił, żeby nam wszystkim szkodzić. Żeby nas ukarać” – mówiła Cherry.

Ojciec mu ufał. Bez wahania wpuściłby go do domu w środku nocy.

„Zaprzyjaźniłem się z twoim ojcem. Przy każdym naszym spotkaniu mówił o tobie”.

Uciekaj, Avery. Uciekaj czym prędzej.

Nie mogła ruszyć się od biurka. Otworzyła plik tekstowy, nad którym Hunter pracował i który przed chwilą sama zamknęła.

Był opętany żądzą zemsty. Uważa się, że zemsta to rzecz ohydna, ale on żył wyłącznie tym jednym, wizją odwetu. Rozkoszował się myślą, że będzie zadawał ból, karał winnych, jak sobie na to zasłużyli…

Avery zerwała się, przewracając krzesło. Nie Hunter, to niemożliwe!

Wzięła głęboki oddech, nakazując sobie spokój. Nie czas na nerwy, powtarzała. Próbowała otworzyć kolejne szuflady biurka: zamknięte na klucz. Znalazła świstek z nazwiskiem Owen, być może znajdzie coś jeszcze.

Oby nie, modliła się w duchu.

Wróciła do sypialni. Przeszukała szafę, potem komodę. Pod swetrami znalazła małą plastikową torebkę. Podniosła ją do oczu.

Legitymacja studencka Toma Lancastera wystawiona przez Tulane University. Złoty krzyżyk. Sygnet.

Z jej ust wyrwał się krzyk niedowierzania. Przerażenia. Upuściła torebkę i na oślep rzuciła się do drzwi. Co robić? Gdzie szukać pomocy? Do kogo się zwrócić? Do Matta? Do Buddy’ego?

Gwen. Boże, czuwaj na nią!

Na nic modlitwy, pomyślała przerażona. Nic już nie powstrzyma nieszczęścia. Za późno.

Za późno.

Sypiając z wrogiem…

Dobiegła do samochodu, usiadła za kierownicą. Dłonie tak jej drżały, że dopiero za trzecim razem trafiła kluczykiem do stacyjki. Ruszyła.

Z daleka doszedł ją sygnał syreny. Spojrzała w lusterko. Wóz patrolowy szeryfa z włączonym kogutem, na syrenie.

Matt! Zahamowała gwałtownie, zjechała na bok, wysiadła i rzuciła się w jego stronę. Biegł już ku niej.

– Avery, dzięki Bogu, że jesteś cała i zdrowa. – Przytulił ją do piersi. – Kiedy usłyszałem, przeraziłem się, że…

Przywarła do niego całym ciałem.

– Skąd wiedziałeś o Hunterze? Kiedy odkryłeś prawdę?

– Prawdę? O Hunterze? – Matt nic nie rozumiał. – O czym ty mówisz?

– Myślałam… Dogoniłeś mnie na syrenie…

Stało się coś, o czym nie wiem, pomyślała Avery i zmartwiała.

– Matt?

– Pali się dom twoich rodziców. Właśnie miałem telefon.

Rozdział 48

Zostawiła swój samochód i pojechała z Mattem. Już z daleka poczuła zapach spalenizny, a po chwili dojrzała idące w niebo kłęby dymu.

Dwa wozy strażackie.

Dom. Cały w ogniu. Nie chciała wierzyć własnym oczom. Z trudem wysiadła z samochodu.

Wiedziała już, że wszystko przepadło. Pamiątki rodzinne, zdjęcia, którym przyglądała się dzisiaj rano… Wszystko.

Zostaną jej wyłącznie wspomnienia.

Matt upewnił się, czy może zostawić ją samą, i pognał pomagać strażakom. Ledwie odszedł, pojawił się Buddy. Podbiegła do niego, a on objął ją mocno, przytulił do piersi.

– Tak się bałem o ciebie. Myślałem, że może tam jesteś… w środku, ale dzięki Bogu widzę cię całą i żywą. Bogu dzięki – powtórzył.

– Co ja teraz pocznę, Buddy? – Głos się jej załamał. – Straciłam wszystko…

– Masz nas, dziecino. Nas nie straciłaś.

– Gdzie teraz będzie mój dom?

– Zamieszkasz u nas. Możesz zostać tak długo, jak zechcesz. Jesteśmy teraz twoją rodziną, zawsze będziemy.

– Pani Chauvin?

Do Avery i Buddy’ego podszedł John Price, strażak, którego poznała na czuwaniu. Zdjął hełm, otarł chustką spoconą, osmaloną sadzami twarz.

– Bardzo mi przykro, że nie udało się uratować domu. Naprawdę… Proszę mi wierzyć.

Skinęła głową, nie mogąc dobyć głosu. W tej samej chwili pojawił się Ben Mitchell. Wysiadł z samochodu, podszedł do Matta, zaczął z nim rozmawiać, po czym obydwaj zniknęli za węgłem domu, czy też tego, co z niego pozostało.

– Wiecie już, jak doszło do pożaru? – zwróciła się do Price’a.

Strażak pokręcił głową.

– To już sprawa biegłego, nie moja. Ale…

– Price przestąpił z nogi na nogę. – Najpierw pani ojciec, teraz to…

Tak, najpierw ojciec zginął w płomieniach, teraz pożar strawił dom. To nie mógł być przypadek.

– Wygląda na podpalenie. – Matt, który podszedł niezauważony, jakby wpadł w tok jej myśli.

– Znaleźliśmy kanister po benzynie.

– Podpalenie – powtórzyła Avery głucho.

– Kto…? Dlaczego?

– Może nam pani powiedzieć, gdzie była i co robiła w czasie ostatnich kilku godzin?

– Tak, ja…

Lektura dzienników. Wizyta w pensjonacie. Mieszkanie Huntera. Świstek z nazwiskiem Gwen i numerem jej pokoju. Otwarty komputer.

– Avery? – Matt położył jej dłoń na ramieniu.

– Mówiłaś coś o Hunterze. Pytałaś, skąd wiem. Co miałaś na myśli?

Wpatrywała się w Matta i bezgłośnie poruszała ustami.

Skup myśli, dziewczyno. Nie panikuj. Nie wpadaj w histerię. Skup się.

Dzienniki matki. Grupa Siedmiu istnieje. W dochodzeniu po śmierci Sallie Waguespack jest jakaś luka…

Wszystko przepadło w pożarze. Wszystko z wyjątkiem…

Przecież nie mówiła nikomu o dziennikach.

– Avery. – Matt potrząsnął nią łagodnie. – Avery, co z tobą?

– Musisz mi pomóc, Matt. – Chwyciła go za ręce. – Chodź ze mną. Już, teraz.

– Avery – odezwał się Buddy. – Jesteś w szoku. Musisz odpocząć. Ochłonąć. Zawiozę cię do domu i…

– Nie! – Potrząsnęła głową. – Przyjaciółka… Gwen Lancaster. Ona… ma kłopoty. – Podniosła głos. – Trzeba jej pomóc!

– Dobrze. Pomożemy ci – zgodził się Buddy.

– Znajdziemy twoją przyjaciółkę. O nic się nie martw.

– Ja się tym zajmę, tato – powiedział Matt.

– Ty jesteś potrzebny tutaj.

– Jedźcie zatem. Potem przywieź Avery do nas. Mama i Cherry przygotują dla niej pokój.

– Dokąd? – zapytał Matt, kiedy siedzieli już w jego wozie.

– Do pensjonatu. Boję się, że stało się coś strasznego.

Rozdział 49

– O co tu, do diabła, chodzi? – odezwał się Matt, ruszając. – Skąd znasz Gwen Lancaster?

– Długo by opowiadać – bąknęła Avery. – Ty ją też znasz?

– Oczywiście. Poznałem przy okazji dochodzenia w sprawie jej brata. Bardzo jej współczuję. Wydaje się miłą osobą.

– Ona już nie żyje, Matt.

– Tego nie wiemy.

– To co się z nią dzieje? – Avery była na skraju histerii. – Miałyśmy się spotkać. Dzwoniłam do niej. Nie odpowiada na moje telefony…

– Przestań – rzucił ostro. – Nie masz żadnego potwierdzenia, że nie żyje. Dopóki nie znajdziemy ciała, musimy zakładać, że żyje. Jasne?

Tak energicznie wkroczyli do holu pensjonatu, że Laurie, która siedziała w recepcji, wybiegła zza kontuaru.

– Matt, Avery, co się…

– Widziałaś dzisiaj Gwen Lancaster?

– Nie, ale…

– Pozwolisz, że pójdziemy na górę? Chodź z nami. Weź klucze.

W chwilę później cała trójka stanęła pod drzwiami Gwen.

– Tu zastępca szeryfa Stevens! – zawołał Matt, pukając. – Proszę mnie wpuścić, pani Lancaster. – Kiedy po dwóch próbach nie doczekali się żadnej odpowiedzi, zwrócił się do Laurie: – Otwieraj. A teraz, proszę, zejdź na dół – dodał już trochę łagodniej. – Nie wychodź z pensjonatu. Możesz być jeszcze potrzebna.