Выбрать главу

Blada jak płótno Laurie skinęła głową i wycofała się bez słowa.

Matt wyjął pistolet z kabury.

– Zostań na korytarzu, Avery – zakomenderował i wszedł do pokoju.

Wrócił po chwili z marsową miną.

– Czy ona…?

– Nie.

Avery położyła dłoń na sercu.

– Dzięki Bogu – szepnęła z ulgą.

– Rozejrzyj się – poprosił Matt. – Może zauważysz coś, co ja przeoczyłem. Nie dotykaj niczego. Poruszaj się ostrożnie.

– Nie rozumiem. Powiedziałeś przecież, że ona… – Słowa uwięzły jej w gardle.

Nie znalazł ciała, to oczywiste, ale musiał znaleźć coś innego, co wskazywało, że wydarzyło się coś złego.

Avery weszła do pokoju, omiotła wnętrze niepewnym spojrzeniem.

– Posprzątała. Kiedy byłam tu ostatnio, wszystko było wywrócone do góry nogami.

– Wywrócone?

– Ktoś przetrząsnął jej rzeczy.

– Dużo masz jeszcze takich tajemnic?

– Dużo – stwierdziła krótko.

Matt zacisnął usta, powstrzymując się od dalszych komentarzy.

– Podłoga jest mokra.

– To zauważyłem. Mokre plamy od wanny do łóżka. Nie wiem, co to może znaczyć. Chodź tam.

– Pociągnął Avery do łazienki.

Wskazał zaschniętą krew po wewnętrznej stronie drzwi. Kilka włosów… Avery pociemniało w oczach.

– Słabo mi – szepnęła.

Matt wyprowadził ją na korytarz i posadził w fotelu.

Avery pochyliła się, opuściła nisko głowę, wzięła kilka głębokich oddechów.

– Moja kartka zniknęła – wykrztusiła w końcu.

– Byłam tu koło południa, wsunęłam liścik pod drzwi. – Nagle uświadomiła sobie, co to może oznaczać. – Jeśli go znalazła, to znaczy, że żyje.

– Równie dobrze mógł go zabrać ktoś inny.

– Kto? Drzwi były zamknięte na klucz. – Avery pokręciła z uporem głową, nie przyjmując do wiadomości sugestii Matta. – To na pewno ona.

– Krew już zakrzepła. Jeśli to krew Gwen… Musiało minąć sporo czasu. Wezwę ekipę techniczną. Zabezpieczą ślady. Zawiadomię ojca. Będziemy szukać Gwen. Przepytamy Laurie, jej rodzinę, gości. Ale zaczniemy od ciebie. Avery musisz powiedzieć mi wszystko, co wiesz. Gotowa?

Skinęła głową.

– Spróbuję.

– Dzielna dziewczynka. A więc jak poznałaś Lancaster?

Zaczęła opowiadać. O domysłach Gwen. O Siedmiu. O dziwnych zgonach.

– Nie wierzyłam jej, dopóki nie przejrzałam starych numerów „Gazette”. Czytałam o tych wypadkach, samobójstwach… miałam to przed oczami, czarno na białym. Dłużej nie mogłam ignorować podejrzeń Gwen. Na domiar wszystkiego, według niej tata nie popełnił samobójstwa. Został zamordowany.

– Uwierzyłaś jej?

– Nie mogłam pogodzić się z tym, że ojciec popełnił samobójstwo.

– Mów dalej.

– Połączyłyśmy siły…

Matt już nie słuchał. Zastanawiał się nad czymś.

– Dlaczego pomyślałaś, że Lancaster została zamordowana?

– Umówiłyśmy się na telefon. Nie zadzwoniła, ja nie mogłam dodzwonić się do niej. Siedmiu wie, że trafiła na ich trop. Dostała od nich ostrzeżenie.

– Ostrzeżenie?

– Rozpłatanego kota. To oni przetrząsnęli jej pokój. Zginęły notatki i taśmy. – Spojrzała na Matta i zawahała się. – Nie wierzysz mi, prawda? Myślisz pewnie, że zwariowałam.

– Chciałbym tak myśleć, ale nie mogę przekreślić tego, co usłyszałem od ciebie, chociaż twoja relacja brzmi, przyznaję, niewiarygodnie. Muszę się liczyć z faktami. Mamy krew na drzwiach, mamy dwie zamordowane w odstępie zaledwie kilku dni kobiety. Nie wiemy, co dzieje się z Gwen. Tak wyglądają fakty. – Zamilkł na moment. – Co napisałaś w tym liściku?

– Prosiłam, żeby do mnie zadzwoniła. Że mam nowe informacje. – Avery podniosła głowę, spojrzała na Matta. – Sallie Waguespack była w ciąży.

– Jesteś pewna?

– Wiem o tym z dzienników mamy. Znalazłam… – Głos się jej załamał. – Nic nie zostało. Absolutnie nic. Rodzice odeszli, wszystkie pamiątki zamienione w garść popiołu… – Podpalił dom przez te dzienniki. Skądś się o nich dowiedział. Zabił Gwen. Zabił pozostałych. Znalazłam dowody.

Matt nachylił się ku niej.

– Kto, Avery? Kto to zrobił?

– Hunter – powiedziała ze ściśniętym gardłem. – Myślę, że to Hunter.

Rozdział 50

Kiedy na miejscu pojawiła się ekipa techniczna z biura szeryfa, Matt odwiózł Avery do domu rodziców. Po drodze zrelacjonowała mu szczegółowo wydarzenia ostatnich dni. Opowiedziała o nocnej wizycie w przyczepie Trudy, o wiadomości pozostawionej przez Huntera w skrzynce głosowej, o kartce z nazwiskiem Owen znalezionej pod klawiaturą komputera. O dziwnej zbieżności między jego powrotem do Cypress i plagą gwałtownych zgonów. O „fantach” ukrytych w komodzie.

Żegnając się z Mattem pod Ranczerówką, zobaczyła łzy w jego oczach.

Musiał być to dla niego straszny cios. Hunter, jego brat bliźniak, druga połowa…

– Matt, tak strasznie mi przykro. Nie wiem, co powiedzieć.

– Ciii. – Uniósł jej dłoń do ust. – Będzie jeszcze czas o tym porozmawiać. Muszę już jechać. Lila i Cherry zaopiekują się tobą. – Zerknął w stronę ganku. – Już na ciebie czekają. Przyjadę później.

Lila i Cherry przywitały ją z otwartymi ramionami, serdecznie, wylewnie. Wiedziały już o podpaleniu, ale Avery nie chciała rozmawiać na ten temat, snuć głośnych domysłów, kto i dlaczego to zrobił.

– Biedne maleństwo – rozczuliła się Lila.

– Połóż się, kochanie. Może uda ci się zasnąć na trochę. Przydałaby ci się drzemka. – Spojrzała na Cherry. – Zaprowadź Avery do pokoju gościnnego, przygotuj czyste ręczniki i przybory toaletowe. – Kiedy ruszyły na górę, zawołała za nimi:

– Kolacja o szóstej. Makaron zapiekany z serem, na deser placek z jagodami.

Avery uśmiechnęła się blado, chociaż nie wyobrażała sobie, że mogłaby przełknąć cokolwiek. Cherry pokazała jej pokój, po czym zniknęła, by po chwili pojawić się z ręcznikami, ubraniem na zmianę i koszyczkiem przyborów toaletowych.

– Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, proś śmiało, nie krępuj się.

– Dziękuję, Cherry. Jesteście wszyscy tacy dla mnie dobrzy.

Kiedy została sama w pokoju, przed oczami stanął jej rodzinny dom trawiony płomieniami. Zgliszcza.

Jeszcze nigdy nie czuła się tak strasznie, tak okrutnie oszukana jak teraz.

Jak mogłeś, Hunter?

Westchnęła ciężko i poszła do łazienki.

Pół godziny później wyszła stamtąd wykąpana, ubrana w spodnie i T-shirt, które pożyczyła jej Cherry. Wyciągnęła się na moment na łóżku, zamknęła oczy.

I w tej samej chwili odezwał się jej telefon komórkowy. Poderwała się i wyłowiła aparat z torebki, nie patrząc nawet na wyświetlacz.

– Gwen, co…

– Pani Chauvin? Co za zawód.

– Tak?

– Mówi Harris. Przepraszam, że tak długo to trwało, ale miałem kłopoty z odszukaniem dokumentów, które panią interesują.

Słuchała, nic nie rozumiejąc. Harris? Dlaczego on…? Dopiero po chwili przypomniała sobie. Prawda, prosiła go przecież o wyniki autopsji Sallie Waguespack. Mój Boże, miała wrażenie, że od porannej rozmowy z koronerem minęły całe wieki.

– Jest tam pani?

– Tak. Przepraszam. Miałam ciężki dzień.

– Ja też… Niestety, nie mam dla pani dobrych wiadomości. Nie przeprowadzono sekcji Sallie Waguespack.

– Nie przeprowadzono? Ale w przypadku morderstwa to chyba wymóg?

– Owszem. Sam jestem zdziwiony, niemniej koroner uznał, że tym razem autopsja nie jest konieczna. Sprawcy zginęli. Nie było podstaw do wszczęcia procesu. Nikt nie żądał orzeczenia o przyczynie zgonu, a policja i bez tego miała wystarczającą ilość dowodów, łącznie z narzędziem zbrodni i odciskami palców.