Выбрать главу

– Sprawa zamknięta – mruknęła Avery pod nosem, a głośniej dodała: – Pan postąpiłby tak samo?

– Ja? Nie. Ale ja mam swoje żelazne zasady albo idiosynkrazje, jak kto woli… no, uczulenie, wręcz obsesję. Kiedy idzie o zejście śmiertelne, nic dla mnie nie jest oczywiste. – Harris przerwał, odchrząknął, jakby chwilę się wahał. – Mam jeszcze jedną wiadomość, która panią zaskoczy. Doktor Badeaux nie wykonywał obowiązków koronera w tej sprawie.

Avery wyprostowała się.

– Więc kto?

– Pani ojciec, Avery. Doktor Phillip Chauvin.

Rozdział 51

Avery siedziała bez ruchu na łóżku, kurczowo ściskając w dłoni telefon. Doktor Harris wyjaśnił jej wszystko. Badeaux miał dwóch zastępców, w przypadku zgonu na miejsce udawał się któryś z tej trójki.

Kiedy Sallie Waguespack została zamordowana, Badeaux spędzał w Paryżu miesiąc miodowy, wezwano więc Chauvina. Ojciec Avery podpisał akt zgonu i to on zadecydował, że nie będzie autopsji, a Badeaux po powrocie nie zakwestionował jego decyzji. Można powiedzieć, że sprawa spoczęła w ziemi razem z ofiarą.

Trudy Pruitt mówiła prawdę. Jej synowie nie zabili. Ojciec Avery pomógł prawdziwemu mordercy ujść kary.

Nie mogła uwierzyć, że to zrobił. Zawsze miała go za człowieka prawego, nieskazitelnie uczciwego, o niezłomnych zasadach.

Do końca życia dręczyły go wyrzuty sumienia, to dlatego nie pozbył się wycinków, miały mu przypominać o przeniewierstwie. Czy bał się, że zostanie odkryte? A może czekał na to?

Nie mógł dłużej żyć ze świadomością, że kiedyś przyłożył rękę do zbrodni. Ale nie popełnił samobójstwa. Chciał się ujawnić. Oczyścić Pruittów z niesłusznie ciążącej na nich winy.

Dlatego zginął.

Dlaczego jednak zdecydował się wtedy, przed laty, pomóc mordercy? Kogo osłaniał?

To oczywiste. Swojego najlepszego przyjaciela. Buddy’ego Stevensa.

Avery zamknęła oczy. Buddy ją okłamał. Twierdził, że nie ma pojęcia, dlaczego ojciec przechowywał wycinki. Powiedział, że ojciec nie brał udziału w dochodzeniu.

Tymczasem tkwił po uszy w tej sprawie. Obaj byli uwikłani.

Przypomniała sobie, co przeczytała w dzienniku matki. Po śmierci Sallie Waguespack wszystko się zmieniło. Stosunki ojca z Buddym popsuły się diametralnie. W ostatnich latach w ogóle przestali ze sobą rozmawiać, jeśli miała wierzyć słowom Huntera.

Ojciec musiał znienawidzić Buddy’ego, to przez niego przecież złamał zasady.

Biedna kobieta. Na domiar wszystkiego w ciąży, W ciąży. Z kim?

Lila będzie wiedziała.

Avery chwyciła torebkę, w której miała dwa, szczęśliwym zrządzeniem uratowane przed spaleniem, zeszyty matczynych dzienników, i zeszła do kuchni.

– Znacznie lepiej wyglądasz – przywitała ją Lila ciepłym słowem i równie ciepłym uśmiechem. – Wiesz, coś jednak jest w tych niewyszukanych, domowych daniach – ciągnęła, krzątając się przy garnkach. – Pomyśl, makaron zapiekany z serem, risotto z kurczaka albo porządny kawałek pieczeni wołowej, i człowiek od razu czuje się lepiej.

Gdyby to było takie proste, pomyślała Avery. Jak z reklam z lat pięćdziesiątych. Lśniące kuchenki, pełne wszelkich dóbr lodówki – ikony dostatku, powszechnej szczęśliwości, uśmiechnięte gospodynie domowe z głowami prosto od fryzjera, z paznokciami prosto od manikiurzystki. Stary serial telewizyjny. Rumiane bobasy, spasione aniołki, domek z ogródkiem, przed domem nowy samochód. Prosperity i samozadowolenie pierwszych lat po wojnie.

Życie niestety nie przypominało starych reklam i starych seriali, chociaż Lila bardzo chciała upodobnić je do reklam i seriali. Życie Liii – odcinek starego serialu. Oszustwo. Iluzja.

Pozór doskonały pomagający ukryć prawdę.

Jak wygląda prawda?

Avery wyjęła z torebki dzienniki matki.

– Muszę cię o coś zapytać – powiedziała cicho.

– To bardzo ważne. Mam tu dzienniki matki. Znalazłam na strychu cały komplet, wszystkie. Te dwa ocalały, bo wychodząc rano z domu, zabrałam je ze sobą. Przejrzałam je i chcę cię o coś zapytać.

– Oczywiście, kochanie. Co chcesz wiedzieć?

– Z kim Sallie Waguespack była w ciąży? Lila odmierzała właśnie mleko, które miała dodać do ciasta. Szklaneczka wypadła jej z ręki.

– Lilu?

– Nie wiem, o czym mówisz. – Lila chwyciła ścierkę i zaczęła gorączkowo wycierać rozlane mleko.

– Owszem, wiesz. Czyje to było dziecko? Lila stanęła nieruchomo, w kuchni zaległa głucha, martwa cisza.

– Oni wszyscy już nie żyją – podjęła Avery. – Wszyscy, którzy mieli cokolwiek wspólnego ze śmiercią Sallie, już odeszli. Z wyjątkiem Buddy’ego. Wiesz, co to oznacza?

Z gardła Lili wyrwał się szloch. Avery podeszła bliżej.

– Powiedz, co naprawdę wydarzyło się tamtej nocy. Buddy, mój ojciec, Pat Greene, oni byli w zmowie. Kogoś kryli. Kogo, Lilu? Ci chłopcy nie zabili Sallie Waguespack.

Lila otworzyła usta, ale tyko poruszyła nimi kilka razy bezgłośnie, jak ryba chwytająca powietrze. Avery potrząsnęła nią.

– Jesteś jedyną osobą, której wspomniałam o dziennikach. Tam było wszystko. Komu powtórzyłaś naszą rozmowę? Kto podpalił mój dom? Kto chciał zniszczyć dowody?

– Proszę – jęknęła Lila. – Proszę, ja…

– Przestań go osłaniać. Musisz to wreszcie wyjaśnić, przeciąć. Tylko ty jesteś w stanie to zrobić. Tylko ty możesz…

– To było dziecko Buddy’ego! – wyrzuciła z siebie. – Oszukał mnie. Zdradził rodzinę. Zdradził to miasto. Pan Paragraf, za dnia nauczający wszystkich dookoła, że mają żyć w bojaźni Bożej, w poszanowaniu prawa, a w nocy cudzołożył z tą… tą dziwką! – Wybuchnęła spazmatycznym płaczem, skurczyła się w sobie, jakby rozpacz przyginała ją do ziemi. – Ona… zaszła w ciążę. Wtedy Buddy wyznał mi prawdę. Ja nic… nigdy…

Nic nie wiedziała. Nie podejrzewała. Bogobojna żona bogobojnego szefa policji.

Avery szczerze jej współczuła. Zawsze, odkąd mogła sięgnąć pamięcią, wydawało się jej, że Stevensowie są idealnym małżeństwem. Najwyraźniej Lili też się tak wydawało.

– Ona chciała go zniszczyć. Rozgłosić wszystkim dookoła. Nie mogłam na to pozwolić. Nie mogłam dopuścić, żeby do mojej rodziny przylgnął brud, błoto.

– Co zrobiłaś? – zapytała Avery, chociaż znała już odpowiedź.

– Poszłam do niej. Prosiłam, błagałam, żeby milczała. Żeby nas oszczędziła. Jaka ja byłam naiwna. Sallie Waguespack nie znała takiego słowa. Wyśmiała mnie. Powiedziała, że jestem żałosna. Żałosna kura domowa, garkotłuk, tak mnie nazwała. – Lila zacisnęła dłonie. – Chełpiła się, jak go uwiodła, jakie to było łatwe, opowiadała… jak dobrze im razem w łóżku. Chełpiła się, że jest w ciąży. Powiedziała, że nie będzie milczeć, żebym tego po niej nie oczekiwała. Siedziałyśmy w kuchni. Płakałam, błagałam, żeby przestała, żeby się zamknęła. – Oczy Lili zrobiły się szkliste, martwe. – Ja nie chciałam. Naprawdę nie chciałam. Musisz mi uwierzyć.

– Mów, Lilu. Powiedz mi wszystko.

– Chwyciłam nóż i… ugodziłam ją. Raz, potem drugi. Nie wiem, ile ciosów zadałam… aż zobaczyłam… krew. Wszędzie pełno krwi.

Avery cofnęła się, oparła o szafkę.

– A Buddy zrobił resztę – szepnęła.

– Tak. Nie prosiłam go o to, ale powiedział, że wszystkim się zajmie, że mam być cicho. Nie rozumiałam, co to może znaczyć… co zamierza. Dopiero następnego dnia…