– Miło mi to słyszeć – odrzekł chłodno.
Zaraz potem się rozłączył.
Do diabła! Irina rzadko pozwalała sobie na przekleństwa. Zniszczyłam coś ważnego. Teraz już pewnie nigdy nie zadzwoni.
Dzwonek zadźwięczał ponownie. Irina podniosła słuchawkę w nadziei, że to filozof. Tymczasem usłyszała najmniej pożądany głos.
– Cholernie długo gadasz!
Znów ten lubieżny złośnik!
– Wiem, kim jesteś – ciągnął, a Irina przeraziła się nie na żarty. Jak sparaliżowana trzymała słuchawkę przy uchu. – Znamy się – rzucił przymilnie. – Już się kiedyś spotkaliśmy.
A więc to ten wstrętny typ, którego widziała na paradzie muzycznej? Nie, miał wyraźnie co innego na myśli.
– Nie pamiętasz? Nie wypuszczę cię, mówiłaś, bo znikniesz w mroku nocy. Słyszysz? W mroku nocy. Z miejsca poznałem te słowa. No i jestem. Możesz mnie mieć. Skończyło się twoje czekanie.
Ogłoszenie. Powiązał ją z jakimś zdarzeniem ze swego życia. Co za pech!
– Bierzesz mnie za kogoś innego – odrzekła ostrożnie.
– Nigdy nie wypowiedziałam takich słów.
Wyczuł jej strach? Nieznaczne drżenie głosu?
– Bez takich numerów – przerwał jej brutalnie. – Gadaj, gdzie mieszkasz, to zaraz się tam zjawię. Wiem, że mnie pragniesz, a mogę ci sporo zaofiarować. Zresztą widziałaś go, dotykałaś, aż się pokazał w pełnej krasie! Masz na mnie ochotę, mogę przysiąc, poznałem to wtedy po twoich oczach. Dobrze wiem, czego babom trzeba, nieraz mi opowiadały. Przyjadę. Podaj tylko adres i się tak nie kryguj!
Irina wyrwała się z odrętwienia i rzuciła słuchawkę.
Co mam począć? Zgłosić się na policję czy…?
Siedziała sztywno wyprostowana, niezdolna do ruchu. Bała się, że telefon znów zadzwoni, ale nie zdobyła się na to, by wyrwać wtyczkę z kontaktu. Bała się też ciszy. Nerwowego nasłuchiwania odgłosów z zewnątrz.
Dyżur jeszcze się nie skończył, a Irina zawsze dotrzymywała obietnic. Do kogo by zadzwonić? W ostatnich miesiącach odizolowała się od przyjaciół. Marianne? Za późno, z pewnością się już położyła. Filozof chyba się na nią pogniewał. Pastor nie życzył sobie nocnych telefonów.
Siedziała w absolutnej ciszy i nasłuchiwała bicia serca. Zdawało się jej, że ktoś kręci się kolo garażu. Wiatr ucichł, spoza domu nie dochodziły żadne dźwięki. Zatęskniła za widokiem liści kasztana i tańczącej latarni. Co za cisza. Chciała wyjrzeć na ulicę, ale nie odważyła się odsłonić kotar. Tkwiła w pułapce, którą sama sobie zbudowała.
Tej nocy nikt już nie zadzwonił.
Za to następna miała się okazać aż nadto emocjonująca.
Cholernie uparta i niedostępna!
Ale to ona, poznaję ten zarozumiały ton.
Dziś jest czwartek, noc bez dyżuru. Muszę czekać do jutrzejszego wieczoru.
Jakby tu zdobyć jej adres?
Zaraz! Ale ze mnie idiota!
Gazeta, że też wcześniej o tym nie pomyślałem! Przecież musiała podać im swój adres. Teraz jest już za późno, przejdę się do nich jutro.
Mam cię, ptaszku!
ROZDZIAŁ VI
Irina poświęciła czwartek na przedzimowe sprzątanie domu i ogrodu. Wcześniej nie miała siły na porządki, a teraz zdała sobie sprawę ze skali zaniedbań.
Myślała, że noc prześpi spokojnie, ale oszukiwała samą siebie. Przewracała się w łóżku, a sen ku jej wielkiej irytacji nie nadchodził. Irina dobrze wiedziała, że to przez ten ostatni telefon. Insynuacje telefonicznego prześladowcy nie dawały jej spokoju.
Zasnęła nad ranem i przespała całe piątkowe przedpołudnie.
Tego dnia ogłoszenie ponownie ukazało się w gazecie. Ujrzawszy je Irina zdecydowała, że ten tydzień będzie ostatni. Eksperyment się nie powiódł, zwykły człowiek jak ona nie powinien brać sobie na barki takich poważnych problemów.
Oddźwięk na jej propozycję był jednak zaskakująco duży. W ciągu minionego tygodnia telefon dzwonił każdej z wyznaczonych nocy.
Reakcja na nowe ogłoszenie nastąpiła błyskawicznie.
Ledwo minęła jedenasta, rozległ się dzwonek.
Byle nie ten obmierzły staruch, proszę!
To nie był on. Rozmowa okazała się niezwykle dramatyczna.
Dzwoniła młoda dziewczyna, mówiła urywanym, niewyraźnym, sennym głosem.
– Zrobiłam to – wykrztusiła z wysiłkiem.
– Co zrobiłaś? – spytała Irina przyjaźnie.
Długa przerwa.
– Podcięłam…
Irina przeraziła się.
– Co? Co podcięłaś?
Długa przerwa.
– Żyły… na nadgarstkach…
Glos brzmiał matowo, jakby dziewczyna znajdowała się na krawędzi śmierci.
– Pomóż mi! – dodała cichym szeptem.
– Zaraz ci pomogę! Gdzie jesteś?
– Pomóż mi!
– Dobrze, ale powiedz mi, gdzie mieszkasz. Jak się nazywasz?
Co za idiotyczne pytanie. Niepotrzebna strata czasu i sił dziewczyny.
– Marita. Mieszkam przy Vollgaten.
– Który numer?
Dłonie Iriny drżały.
– P… pię… Szept zamarł.
– Halo! – krzyknęła Irina. – Marita? Ulica Vollgaten pięć? Piętnaście? Zdawało mi się, że słyszę jakąś samogłoskę. Pięćdziesiąt…?
W słuchawce panowała głucha cisza.
– Marita?
Brak odpowiedzi.
– Marita, odłóż słuchawkę, żebym mogła zadzwonić – wykrztusiła błagalnie, ale nikt jej nie odpowiedział.
Dobry Boże, co robić? Jechać, nie mam samochodu, miną wieki, zanim przyjedzie taksówka. Policja, nie mogę zadzwonić, linia jest…
Ale ze mnie idiotka, taka głupota powinna być prawnie zakazana. Wpadłam w panikę, ale są pewne granice… Przecież to linia specjalna.
Zbiegła na parter do domowego aparatu i trzęsącymi dłońmi wykręciła numer policji. Poprosiła o połączenie z Westlingiem. Żeby tylko tam był, żeby tylko miał dzisiaj służbę.
Z nikim innym nie chciała rozmawiać, musiałaby zdradzić swą tożsamość.
Westling właśnie wyszedł, odpowiedział oficer dyżurny. Proszę za nim pobiec! Nie, tak nie można… W porządku, zobaczę, co się da zrobić…
Irina usłyszała odgłos otwieranego okna i jakiś głos krzyknął:
– Westling!
Minęła dłuższa chwila. Irina przez cały czas stukała nerwowo w blat biurka Arnta. Nie zabrał go ze sobą, pewnie kupił sobie nowe, większe…
Jestem głupia, mogłam zadzwonić na pogotowie. Kolejna strata czasu!
– Halo? – odezwał się zasapany i poirytowany głos w słuchawce.
– Mówi Irina… Nocny Rozmówca – bąknęła, stropiona opryskliwością policjanta.
– Słucham – rzucił bezbarwnie. – Znowu jakieś włamanie?
– Coś znacznie poważniejszego. Próba samobójstwa. Liczą się sekundy.
Szybko zreferowała mu rozmowę z dziewczyną. Powiedziała, że nie jest pewna numeru, nie zadzwoniła po pogotowie, a sprawa wymaga natychmiastowego działania.
– Jest pani pewna, że to nie głupi dowcip?
– Wolę nie ryzykować.
– Zadzwonię po karetkę – zdecydował. – Proszę czekać, przyjedziemy po panią.
– Dlaczego? – spytała zdziwiona.
– Szukała pomocy u pani i to pani zawierzyła.
– Ach, tak – wyjąkała.
Ubrała się pospiesznie i kiedy w wąskiej uliczce pojawił się wóz policyjny, czekała już przy furtce. Szybko wskoczyła do samochodu.
A więc tamten jasnowłosy policjant o miłym spojrzeniu to jednak był Westling. Tego się Irina nie spodziewała.
– Usiłowałam skontaktować się z dziewczyną – wykrztusiła – ale linia, wciąż jest zajęta.
– Mam informacje z karetki – powiedział Westling. – Sprawdzili numer pięć, ale nikogo nie znaleźli. Jadą do numeru pięćdziesiątego, ulica jest bardzo długa.