Выбрать главу

– Mam wrażenie, że urwała w pół słowa – powtórzyła Irina. – Była strasznie osłabiona, z trudem zdobywała się na szept.

– Często tak robią. Chcą popełnić samobójstwo i w ostatniej chwili oblatuje ich strach.

– Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to chcę pomóc tej dziewczynie – stwierdziła Irina. – Nie zostawię jej, takiej samotnej i nieszczęśliwej.

– Nic jeszcze o niej nie wiemy – rzucił szorstko Westling.

Pędzili przez miasto. Kierowca utrzymywał dużą prędkość. Z rzadka spotykali jakieś samochody, za szybą Irina spostrzegła w przelocie kilka grup młodzieży. Miasto spało, w Høyden nie kwitło życie nocne.

Kierowca karetki wezwał ich przez radiostację.

– Vollgaten kończy się na numerze pięćdziesiąt trzy z jednej strony i czterdzieści osiem z drugiej.

– Musimy więc przeszukać dwa domy – stwierdził Westling. – Numery pięćdziesiąt jeden i pięćdziesiąt trzy. Gdzie jesteście?

– Przy pięćdziesiąt trzy. Wchodzimy do środka. Nie sprawdziliśmy pięćdziesiątego pierwszego, ale ten dom wygląda bardziej obiecująco.

Kiedy dojechali na miejsce, musieli przyznać, że kierowca karetki miał rację. Pod numerem pięćdziesiątym pierwszym mieścił się nie dokończony budynek, w którym z pewnością nie zainstalowano jeszcze telefonu. W jednym z okien sąsiedniego domu paliło się światło. Po – sesja była bardzo zniszczono, wyglądała bardziej na miejsce podejrzanych zabaw młodzieży. Po pewnych oznakach można jednak było sądzić, że ktoś w niej mieszka.

Karetka stała przed wejściem, dwóch mężczyzn usiłowało wyłamać drzwi. Westling wyraził cichą nadzieję, że nikt z Iriny nie zadrwił.

Irina zmartwiała. A jeśli alarm okaże się fałszywy? Wtedy oskarżą ich o włamanie, a jej wiarygodność zostanie wystawiona na ciężką próbę.

Drzwi ustąpiły w chwili, gdy Irina i Westling wysiadali z samochodu. Sanitariusze wyjaśnili, że użyli dzwonka, ale nikt nie otworzył. Ze środka domu nie dochodziły żadne dźwięki.

Szybko znaleźli drogę do pokoju, w którym paliło się światło.

Jeden z sanitariuszy wciągnął nosem powietrze.

– Haszysz – stwierdził lakonicznie.

Irina spodziewała się narkotyków, nawet tych znacznie groźniejszych. Tamte może jednak nie wydzielają żadnego zapachu? Nie wiedziała wiele na ten temat.

Westling otworzył drzwi do sypialni.

Dziewczyna leżała w kałuży krwi.

– Jest taka młoda – szepnęła Irina – ma najwyżej szesnaście lat. I taka blada. Śmiertelnie blada.

Sanitariusze podjęli akcję ratunkową, wysławszy uprzednio Irinę i Westlinga po nosze i niezbędny sprzęt. Irina wybiegła za inspektorem, trzęsąc się ze zdenerwowania.

Prowadziłam dotąd takie bezpieczne życie, pomyślała. Jak na zamku Śpiącej Królewny.

Chwycili nosze i pozostałe przybory i wrócili pędem na górę. Na nadgarstki dziewczyny założono już opatrunek i sytuacja zdawała się być pod kontrolą. Dziewczyna nie odzyskała jednak przytomności, a może nie żyła. Irina nie była pewna. Nie mówiąc ani słowa, odłożyła zakrwawioną słuchawkę na widełki. Wspólnymi siłami znieśli nosze na dół i umieścili w karetce.

Westling wepchnął Irinę do wozu policyjnego.

– Jedziemy do szpitala – powiedział. – Jeśli się obudzi, muszę zadać jej kilka pytań. Doda jej pani otuchy.

Jeśli się obudzi. Słowo „jeśli” nabrało złowrogiego brzmienia.

Ruszyli za jękliwą syreną karetki.

– Jak się posuwa pani praca? – zapytał Westling.

– Nocne rozmowy? Ze zmiennym szczęściem. Trochę podłości, mnóstwo ludzkiego nieszczęścia. Pomału przekonuję się, że nie jestem do tego stworzona.

– A jednak trudno nie pochwalić pani postępowania – wymamrotał ku zadowoleniu Iriny. – Muszę przyznać – ciągnął – że kiedy dostałem pani adres, a dzisiaj po raz pierwszy spotkałem, miałem inny pogląd na tę sprawę. Wziąłem panią za kolejną damę z dobrego towarzystwa, która zabawia się w dobroczynność. Kto wie… może się pomyliłem.

– Może – mruknęła w kołnierz płaszcza.

Skręcili. Kątem oka Irina dostrzegła paru młodych ludzi odprowadzających ich ciekawskimi spojrzeniami. Pewnie sądzą, że mnie aresztowano, pomyślała i uśmiechnęła się blado.

– Spotykają panią nieprzyjemności? – spytał.

– Nocami? – Irina zawahała się. – Jeden zboczeniec…

– Spodziewałem się.

– Jest wstrętny i trochę mnie przeraża. Postanowił sobie, że mnie znajdzie. Twierdzi zresztą, że się znamy. Czasami bywa… przymilny, jeśli mogę użyć tego słowa. Wydaje mu się, że swoimi gburowatymi propozycjami sprawia mi przyjemność, ale ja to odbieram jak groźbę. Nieraz odnoszę wrażenie, że chodzi mu o zemstę.

– To brzmi nieciekawie. Świat jest pełen takich zwyrodnialców.

– Powtarza, że mnie zna. To jest najgorsze.

– Nie sądzę. Już by do pani trafił.

– No właśnie. Bez przerwy dopytuje się o mój adres, którego mu, rzecz jasna, nie podam. Chyba bierze mnie za kogoś innego. Jest strasznie nachalny, a przy tym ordynarny i nieprzyzwoity. Nigdy się do mnie nie zwracano w ten sposób.

Inspektor powstrzymał się od komentarza.

– Twierdzi, że panią zna? Rozpoznaje go pani po głosie?

– Skądże! Ale… Teraz już sobie przypomniałam, skąd biorę pewność, że mnie z kimś myli. Chodzi o te słowa: w mroku nocy. Twierdzi, że już je od kogoś usłyszał.

– To prawdopodobne. Uważam, że powinna pani skończyć z tym nocnym zajęciem.

– Myślałam o tym, ten człowiek zaczyna działać mi na nerwy. Już nie będę zamieszczać ogłoszeń. Dzisiaj ukazało się kolejne, więc muszę jeszcze jakoś przetrzymać nadchodzący tydzień.

– Nie może pani przerwać od razu?

– Zawsze dotrzymuję słowa. To należy do mojego kodeksu honorowego.

Dojeżdżali do szpitala. Jeśli Westling nawet chciał coś powiedzieć, to skorzystał z okazji, by tego nie zrobić.

Irina siedziała przy niedoszłej samobójczyni. Dziewczyna leżała bez ruchu w białej pościeli, była bardzo blada. Jej nadgarstki pokrywały bandaże, obok łóżka stał statyw z kroplówką. Nie spała. Okazała się pulchną siedemnastolatką o spojrzeniu przepełnionym rozpaczą i poczuciem winy.

– Cześć, Marito, to do mnie dzwoniłaś – zaczęła ostrożnie Irina.

Dziewczyna odwróciła twarz, dość pospolitą i pokrytą krostkami.

Do pokoju wszedł Westling. Zatrzymał się z dala od łóżka i nie powiedział ani słowa.

– Ten policjant chce cię przesłuchać – ciągnęła Irina. – Masz dość siły?

Dziewczyna potrząsnęła głową.

– Rozumiem. Dlaczego zdecydowałaś się na taki krok?

– Do niczego się nie nadaję – pisnęła Marita i wybuchnęła płaczem.

– Więc wzięłaś haszysz, by sobie dodać odwagi?

– Skąd pani wie?

– Poznałam po zapachu. A może brałaś coś mocniejszego?

– Nie. Nigdy tego nie robię.

– To mądrze z twojej strony.

Rozmowa nie kleiła się. Marita zwlekała z każdą odpowiedzią, a Irina nie wiedziała, o co pytać.

– Gdzie są twoi rodzice?

– Wyjechali.

– Opowiedz mi o sobie.

– Nie ma o czym. Jestem beznadziejna – chlipnęła.

– Chodzisz do szkoły?

– Od czasu do czasu. Właściwie chodzę. Nic tam się nie dzieje.

– Co masz na myśli? Lekcje, przerwy, może wieczory?

– Wszystko razem.

– Dokuczają ci?

Na twarzy dziewczyny pojawił się grymas.

– Niech pani zgadnie!

– Masz przyjaciół?

– Nikt się mną nie interesuje. Czasami przyczepiam się do innych dziewczyn, ale one nie chcą mieć ze mną do czynienia. Nikt nie przyszedł na moje urodziny, chociaż wysłałam zaproszenia.