Irina poczuła ukłucie w sercu. To musiało być dla Marity przykre rozczarowanie! Dla niej i dla jej rodziców.
– Teraz już masz przyjaciółkę – powiedziała cicho. – Mnie.
W spojrzeniu dziewczyny nie odczytała aprobaty. Jesteś stara, mówiło.
– Dlaczego? – spytała kwaśno.
– Bo czuję się za ciebie odpowiedzialna i ci współczuję. Poza tym ja też straciłam przyjaciół. – I dodała, zanim dziewczyna zdążyła postawić nowe pytanie: – Dawno się na to zdecydowałaś? Żeby skończyć ze sobą?
– Myślałam o tym. Tak na niby. Ale…
– Tak? – ponagliła ją Irina.
– Jest jeden chłopak. Napisałam do niego list.
– Tego nie wolno robić. Nigdy!
– Teraz już wiem. Pokazał go całej klasie.
– Okropne. Chłopcy w tym wieku są tacy bezmyślni. Co napisałaś w liście?
– Nic wielkiego. Chciałam z nim pójść do kina.
– To rzeczywiście nic wielkiego. Gorzej, jak się otwarcie wyzna gorącą miłość. Sama tak kiedyś zrobiłam.
– Naprawdę?
– Tak, nie pytaj o rezultat.
Irina skłamała, była zbyt dobrze wychowana, by pisać ' takie listy, ale dziewczyna wyraźnie potrzebowała otuchy.
– Pani jest taka ładna – stwierdziła Marita.
– Nie byłam ładnym dzieckiem. Wszyscy mamy problemy, Marito. Czasami się nam wydaje, że życie jest ciężarem. Przeżywam trudny okres, bo mój mąż odszedł do innej kobiety. Mnie też nachodzą różne złe myśli. Jakoś się jednak pozbierałam i teraz jestem szczęśliwa, że nie podjęłam żadnej pochopnej decyzji. Odkryłam, że on nie jest tego wart. Dlaczego do mnie zadzwoniłaś? Pożałowałaś swego kroku?
– Nie, chyba nie. Przestraszyłam się śmierci.
Irina miała zamiar powiedzieć, że tego akurat nie trzeba się bać, ale się powstrzymała. Te słowa byłyby nie na miejscu.
– A teraz? Żałujesz, że zadzwoniłaś?
– Nie wiem – odrzekła Marita zmęczonym głosem. – Nie wiem, chce mi się spać. Chcę przespać całe życie. Do szkoły już nie wrócę, nie po tym liście.
Irina odwróciła się.
– Inspektorze Westling, nie sądzę, by Marita miała ochotę na dłuższą rozmowę. Musi odpocząć.
Znowu spojrzała na dziewczynę.
– Pójdę już. Odwiedzę cię, kiedy już wyzdrowiejesz. Porozmawiamy, chcę ci pomóc w twoich problemach.
Marita wykrzywiła się.
– Nie może mi pani pomóc. Jestem brzydka, gruba i mam krosty na twarzy.
– Wcale nie jesteś brzydka, to po pierwsze. A jeśli chodzi o cerę i wagę, to z pewnością mogę ci pomóc, bo sama byłam kiedyś w podobnej sytuacji.
Dziewczyna ożywiła się nieznacznie. Na pożegnanie uścisnęła rękę Iriny pulchną dłonią z resztkami czerwonego lakieru na poobgryzanych paznokciach.
Westling poprosił, by Irina zaczekała na korytarzu. Musi zadać Maricie kilka pytań, a potem odwiezie ją do domu.
Irina nie miała nic przeciwko temu. Mieszkała daleko.
W samochodzie nie odzywali się do siebie, pogrążeni we własnych myślach. Dopiero kiedy wysadził ją przed bramą i odprowadził do drzwi, zapytał:
– Czy to prawda, że kiedyś wyglądała pani jak Marita?
– Nie.
– I że napisała pani taki list?
– Nie, musiałam jednak umocnić w niej poczucie, że nie jest sama.
– I że myślała pani o samobójstwie?
Irina zawahała się.
– Myślałam – powiedziała w końcu – ale to nie w moim stylu.
– Też tak uważam.
Głęboko wciągnął powietrze. Jego oczy były naprawdę ładne, kryła się w nich dobroć, która dodawała mu uroku.
– W każdym razie dziękuję! Okazała nam pani znaczną pomoc dziś wieczorem!
Wieczorem, pomyślała Irina, wchodząc do środka. Wieczór dawno się skończył.
Było tak późno, że wyłączyła telefon specjalny. Pal sześć obietnice, była wykończona!
I bardzo z siebie zadowolona, po raz pierwszy od długiego czasu.
Co za cholerny pech!
Nie było jej tam! Nie było, oszukała mnie. Miałem jej tyle do powiedzenia, wygarnąłbym jej. Najpierw łagodnie, a potem…!
W redakcji też się nie udało. Ta głupia baba z biura ogłoszeń nie chciała podać adresu Nocnego Rozmówcy. Po diabła tam polazłem, trzeba było zadzwonić.
Ale… ta druga przyglądała mi się ukradkiem. Czekałem na nią po pracy, ale musiała wyjść wcześniej. Co za pech!
Dzisiaj sobota i ta przeklęta redakcja jest zamknięta. Poczekam do poniedziałku. Umówię się z tą drugą, to dla mnie pestka!
Dowiem się od niej adresu i nazwiska Nocnego Rozmówcy.
I dopadnę mojego największego wroga!
Porachuję się z nią.
Już się cieszę, aż mnie dreszcz przechodzi. Zemsta będzie moja!
ROZDZIAŁ VII
Noc sobotnia, której Irina najbardziej się obawiała, rozpoczęła się nie najgorzej.
Dwie pierwsze rozmowy nastroiły ją optymistycznie.
Najpierw zadzwoniła pani w średnim wieku, której doskwierała samotność. Chciała jedynie porozmawiać. Szybko okazało się, że ich problemy są bardzo podobne. Spędziły dłuższą chwilę na pogawędce, która obu dodała otuchy. Rozmówczyni obiecała zadzwonić ponownie.
Zaraz po niej zgłosił się starszy mężczyzna, któremu reumatyzm nie pozwalał zasnąć.
Dla takich właśnie ludzi Irina zaczęła swą nocną posługę. Im chciała pomagać, ich wspierać, czasami po prostu wysłuchać. Rozmowa o własnych troskach z kimś, kto potrafi słuchać, może mieć zbawienny skutek.
Irina poczuła się lepiej, czego zresztą nie omieszkała powiedzieć swoim rozmówcom. Chciała, by mimo swych kłopotów poczuli się potrzebni.
Potem było już znacznie gorzej.
Odezwał się jej prześladowca. Westling poradził jej, by z największą ostrożnością spróbowała wyciągnąć z niego jakieś informacje. Gdyby nie zrezygnował, policja mogła założyć podsłuch na jej linię. Nie wolno pobłażać telefonicznemu terroryście.
Tym razem nie był zbyt rozmowny, ale jego słowa przeraziły Irinę śmiertelnie.
– Wiem, gdzie mieszkasz. Niedługo…
Irina wzdrygnęła się. Niedługo, co niedługo? Złoży jej wizytę?
– Nie odbierałaś wczoraj telefonu – ciągnął. – Najpierw linia była zajęta, a potem nie odbierałaś.
– Nie było mnie w domu – rzuciła krótko.
– Jak obiecujesz, to siedź w domu! – wrzasnął z wściekłością, która nią wstrząsnęła. – Po diabła zamieszczasz te kłamliwe ogłoszenia!
Rzucił z trzaskiem słuchawką, zanim zdołała go o cokolwiek zapytać.
Wiedział, gdzie mieszka? Wątpiła w to. Gdyby wiedział, usiłowałby dostać się do jej domu. Tylko chciał ją przestraszyć. Niedługo, powiedział. Nie, z pewnością nie znał jej adresu.
Ale osiągnął to, co zamierzał.
Zaraz potem zadzwoniła jakaś podchmielona para, wykrzykując do słuchawki kwestie, które obojgu wydawały się śmieszne. Irina zakończyła rozmowę zdecydowanie, choć uprzejmie.
Nieprzyjemne doświadczenia kazały jej znów zastanowić się nad sensem nowego zajęcia. Wciąż jednak uważała, że okazja do dobrych uczynków równoważyła przykrości. Jeszcze tylko jeden tydzień. Nie dłużej. Wystarczy.
Była teraz w lepszej formie, co przypisywała witaminom zaleconym przez lekarza i krótkim spacerom. Bardzo krótkim, ograniczonym właściwie do jednego okrążenia ogrodu.
To wystarczyło, by z wolna wracały jej siły.
Odżywiała się też znacznie regularniej i to napawało ją dumą.
Późną nocą zadzwonił filozof. Irina nie ukrywała zaskoczenia i radości.
– Zrobiłeś mi niezwykłą przyjemność – powiedziała, śmiejąc się z lekkim zażenowaniem. – Nie sądziłam, że się odezwiesz. Strasznie głupio się wtedy zachowałam.