Выбрать главу

– Jeszcze nie wiemy. Zaginęła jakaś młoda kobieta.

– To okropne. Znam ją?

– Nie wiem. Pracuje w gazecie, właśnie się tam wybieram. Jej matka zgłosiła zaginięcie córki wczoraj wieczorem, dziewczyna nie zjawiła się dziś w pracy. Może to fałszywy alarm, ale matka twierdzi, że córka nie należy do osób nocujących poza domem bez zapowiedzi.

– Rozumiem. Odgrzeję zapiekankę, jeśli wrócisz.

– Jeśli? Chciałaś powiedzieć: kiedy – uśmiechnął się i wyszedł.

Pozostała po nim aura bezpieczeństwa, którą roztaczał wokół siebie. Irina zasiadła z Maritą do stołu, była w znakomitym humorze. Marita zaczęła opowiadać o swoich problemach. Większość nastolatków skarży się na brak zrozumienia i samotność w pewnym okresie swego życia, pomyślała Irina, ale nie powiedziała tego głośno. Młodzi ludzie często chcą czuć swą odmienność, taki jest przywilej młodości.

Z Maritą było trochę inaczej. Dziewczyna żywiła przekonanie, że nie wolno wyrastać ponad przeciętność, dlatego też starała się grać rolę narzuconą jej przez rówieśników. Nie była jednak w stanie zrezygnować ze swej odrębności, a niezdarność i niedbały wygląd nie dodawały jej uroku. Dla Iriny była jak bryłka gliny, której można nadać wdzięczny kształt.

– Przede wszystkim musisz używać innego szamponu – powiedziała. – W twoim wieku przetłuszczające się włosy to rzecz normalna, za rok pozbędziesz się tego problemu. Tymczasem zrobimy, co się da. Trzeba skrócić włosy, ja tego nie potrafię, więc poprosimy fryzjerkę.

Marita spojrzała żałośnie na długie, cienkie kosmyki. Nie mogła ich umyć z zabandażowanymi nadgarstkami, ale poza tym wystroiła się jak potrafiła na spotkanie z tą miłą panią.

Zaczęły więc od mycia włosów. Nie pod prysznicem ze względu na bandaże, ale nad umywalką. Marita pożerała wzrokiem najdrobniejsze detale domu Iriny. Nie mogła uwierzyć, że można tak pięknie mieszkać.

Kiedy włosy schły, zabrały się za kosmetyki. Irina wtarła jakąś maść w twarz Marity i tłumaczyła nalepki na flakonikach.

Marita oblizała wargi.

– Ta zapiekanka była pyszna!

– Naprawdę? Chcesz pić? Może jabłko?

– Nie, dziękuję. A ten policjant jest miły.

– Też tak uważam. Przez pierwsze dni będziesz czuła swędzenie na skórze, ale to minie. Wieczorem idziemy do prawdziwego artysty. Jest bardzo sympatyczny i specjalnie prosił, bym cię do niego przyprowadziła.

Dziewczyna zaczerwieniła się z radości.

Udało im się usunąć resztki brzydkiego lakieru, Irina upomniała Maritę, by nie obgryzała paznokci. Pochwaliła jej ubiór, choć Marita miała na sobie zwykły strój nastolatki, podkoszulek i dżinsy. Zaproponowała, że pójdzie z nią do sklepów i razem kupią coś do ubrania.

– Chętnie. Byle nie coś dla starych ciotek – ostrzegła Marita.

– Rzecz jasna! Uważasz, że ubieram się jak stara ciotka?

Marita zlustrowała ją wzrokiem.

– Całkiem nieźle jak na pani wiek. Ale i tak jak stara ciotka!

Irina nigdy nie myślała o sobie w ten sposób. Najpierw zakłopotała się, a potem wybuchnęła śmiechem. Po chwili śmiały się obie.

W końcu Marita przejrzała się w lustrze.

– Nie widzę specjalnej różnicy – stwierdziła krytycznym tonem. – Tyle że jestem czysta. Wyszorowana!

– Zaraz zobaczysz różnicę. Teraz weźmiemy się za makijaż.

Irina podeszła do swego zadania z niezwykłą powagą i profesjonalizmem. Nałożyła najpierw stonowany słoneczny podkład i delikatnie podkreśliła policzki i zarys ust. Marita oniemiała z wrażenia.

– Gdzie się pani tego nauczyła? – spytała z nie tajonym podziwem.

Irina skrzywiła się.

– Mój mąż wymagał perfekcji w życiu towarzyskim i na co dzień. Bez makijażu nie wypuściłby mnie do ogrodu. Teraz już nie dbam o to i czuję się cudownie!

– I mimo to tęskni pani do niego? Tak pani powiedziała.

– Kwestia przyzwyczajenia. Zdjęłam już klapki z oczu i zaczynam dostrzegać, że istnieje rzeczywistość, w której on nie jest punktem centralnym.

Choć Arnt nigdy tego nie pojmie, pomyślała. W swoim pojęciu był pępkiem tego świata.

Pozbawił mnie własnej woli niemal jak hipnotyzer! A może miłość mnie zaślepiła?

Był przystojny, przedsiębiorczy i strasznie autorytarny. A ja łatwo ulegam, wprost proszę się o to, by mnie traktowano z góry.

Zaświtała jej nagle pewna myśl. Inger zastosowała końską kurację, by wyleczyć rozbuchane ego Arnta. Tyle że lekarstwo okazało się zbyt gorzkie – kobieta, która ośmieliła się przeciwstawić jego poglądom! Nic dziwnego, że ją zostawił!

– Marito… naprawdę uważasz, że się ubieram staroświecko?

Dziewczyna skończyła podziwiać swoje rzęsy.

– Co? Nie, powiedziałam „jak stara ciotka”, a to różnica. Przecież jest pani w takim wieku.

Irina była wstrząśnięta.

– Mam trzydzieści pięć lat.

– No właśnie. Uważam, że jak na ten wiek świetnie się pani ubiera.

– Ale sarna byś tego nie włożyła.

Marita zachichotała, a Irina poczuła zażenowanie pomieszane z rozbawieniem. Myślałaby podobnie, gdyby miała siedemnaście lat.

Najwyższy czas, by wyjść do ludzi innych niż ci, których zaliczano do śmietanki towarzyskiej miasta. Do młodzieży. Cały czas żyła w przekonaniu, że ma młodzieńczy pogląd na świat. Nie mogła bardziej się mylić, całkowicie straciła kontakt z rzeczywistością.

Upływające dni przynosiły jej kolejne rewelacje na temat własnej natury. I to tylko dlatego, iż uznała, że potrafi prowadzić pouczające nocne pogawędki o ludzkich troskach!

Patrik Westling wpadł na swoją porcję zapiekanki. To była specjalność Iriny. W jej pojęciu odgrzewana zapiekanka traciła świeżość, ale inspektor nie miał zastrzeżeń. Wręcz przeciwnie, ku zadowoleniu Iriny poprosił o dokładkę.

Nie znaleźli okazji do rozmowy, bo Marita nie opuszczała ich na krok, dumna z komplementów, którymi obdarzył ją przy wejściu. Usiadła przy stole naprzeciw Westlinga i nie odrywała od niego oczu.

W końcu inspektor musiał wracać do pracy.

Irina odprowadziła go do furtki.

– Znaleźliście tę kobietę? – spytała cicho.

– Nie. Sprawdzamy wszystkie warianty. Zapewne, wbrew sugestiom matki, spędza czas na upojnej zabawie.

– Ile ma lat?

– Trzydzieści osiem. Rozwiedziona – dwa albo nawet trzy razy. Mieszka z matką, opiekuje się nią.

Poprosił, by Irina zachowała ostrożność. Najlepiej żeby do domu wróciła taksówką. I wyraził radość, że Marita spędzi noc u niej.

Złożyła solenną obietnicę, że tak uczyni. Teraz wybierała się z Maritą do miasta, na zakupy.

– No to was podrzucę, jeśli jesteście gotowe. A potem odwiozę z powrotem do domu, o której będziecie chciały!

Irinie zaszkliły się oczy. Westling zapytał, czy powiedział coś niewłaściwego.

Irina potrząsnęła głową.

– Pierwszy raz mogę wyjść i sama dysponować swoim czasem.

– Doprawdy? – zdziwił się.

Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Po tylu zjadliwych komentarzach na temat Arnta chciała oddać mu sprawiedliwość.

– Mój mąż był bardzo miły… i robił to dla mojego dobra. Jechał za mną samochodem od sklepu do sklepu i czekał, aż zrobię zakupy. To mnie trochę… krępowało.

– Rozumiem – mruknął.

Westling obrzucił szybkim spojrzeniem dom, ale nie dostrzegł nigdzie Marity.

– Irino… Trudno będzie znaleźć okazję do rozmowy w cztery oczy. Możesz powiedzieć mi teraz, co cię gryzie?

Irina też spojrzała ku domowi. Marita z pewnością stoi przed lustrem.

Usiłowała zebrać myśli.

– Och, to głupstwo! – jęknęła.

– Głupstwo nie głupstwo, ale cię gnębi.