– Tak. Mój były mąż zadzwonił do mnie, opowiadałam ci już o tym? Ale on się nie liczy. Mam do ciebie pytanie. Co należy uczynić, jeśli przyjaciel prosi o przysługę, która kłóci się z twoimi zasadami?
Spojrzał na nią badawczo. Z zażenowania nie odważyła się spojrzeć mu w oczy.
– Czy chodzi o coś niezgodnego z prawem? – spytał.
– Nie!
– Odpowiedź byłaby prostsza.
– Wiem! Nigdy bym się na coś takiego nie zgodziła.
Westling nabrał powietrza.
– To dylemat, przed którym stoi wielu ludzi. Wspomóc przyjaciela w potrzebie czy kierować się własnym sumieniem…
– No właśnie – przytaknęła ochoczo. Zwrot „przyjaciel w potrzebie” ubawił ją, ale nie okazała tego po sobie.
– Nie możesz powiedzieć nic bliższego?
– Nie – zaprzeczyła zdecydowanie. – Musiałabym zdradzić jego tożsamość.
Westling był wyraźnie skrępowany.
– Musisz zdecydować sama, Irino. Chętnie bym ci pomógł, ale zbyt mało wiem. Musisz kierować się sumieniem i zdrowym rozsądkiem. Uważam jednak, że nie powinnaś robić niczego, co kłóci się z twoim systemem wartości.
W milczeniu pokiwała głową.
Położył dłoń na jej ramieniu. Irina drgnęła.
– Nie wiem, czego żąda od ciebie twój przyjaciel – rzekł przyjaźnie. – Nie możesz pójść na kompromis?
Załamała się. Co miał oznaczać kompromis w takiej sytuacji?
– Spróbuję – stwierdziła z niepewnym uśmiechem. – Dziękuję za radę!
– Co to za rada – rzucił kwaśno.
Irina poczuła nagłe wyrzuty sumienia, że zabiera jego cenny czas.
– Patrik, nie musisz nas wozić w tę i z powrotem!
– Chcę cię mieć pod kontrolą – spoważniał. – Niepokoję się o ciebie.
– Szkoda, że nie mieszkasz w pobliżu! – wykrzyknęła spontanicznie. – O, przepraszam, nie powinnam była tak mówić, zapomnij o tym!
– Nie mam ochoty zapomnieć – uśmiechnął się. – Jest Marita! Ale się spieszy!
Dziewczyna podbiegła zadyszana.
– Zadzwonił telefon. Wołałam panią, ale pani nie słyszała, więc odebrałam. Dzwonili rodzice. Wrócili rejsowym samolotem i znaleźli numer telefonu, który za pani radą zostawiłam. Chcą, bym wróciła do domu, ale ja wolę zostać z panią. Proszę z nimi porozmawiać!
– Nie odłożyłaś słuchawki?
– Nie, mama czeka.
Irina wbiegła do domu i odebrała telefon. W starannie dobranych słowach wyjaśniła całą sytuację i zdołała uzyskać pozwolenie na wieczorne wyjście Marity. Obiecała, że odprowadzi ją do domu przed godziną dziesiątą.
Wreszcie mogły wyruszyć do centrum i poszaleć po sklepach.
Najprzyjemniej jest czekać na rozkosz. Tę największą. Rozkosz spełnienia połączoną z zemstą.
Leżę i gapię się na dziewczyny na ścianach. Kręcą tyłkami, drażnią mnie, aż sobie muszę pofolgować. W porównaniu z tamtą nic nie znaczą. Te jej roztańczone, jasne loki, sterczące piersi i rozhuśtany tyłeczek. Dostaniesz, czego pragniesz, lekarska jędzo, a nawet więcej.
Zaczekam…
Ale nie za długo!
ROZDZIAŁ XII
Per Kron i Marita omawiali swoje próby samobójcze, poza malowaniem i rysowaniem nawet to ich łączyło. Irina przyglądała się im z uwagą.
Nie brała udziału w dyskusji. Na sztuce się nie znała, samobójstwa także nie były jej specjalnością. Myślała o tym, by skończyć ze sobą, kiedy Arnt ją opuścił, ale nigdy nie posunęła się dalej. Marzyła jedynie o tym, by zapomnieć o wszystkim. Zasnąć, na całą wieczność.
Marita użyła wypróbowanego argumentu.
– Pan tak dobrze wygląda, czemu pan chciał się zabić?
Irina pokiwała głową na tak proste rozumowanie. Wymieniła spojrzenia z Perem, jego oczy błyszczały.
– Muszę pocieszyć to biedne dziecko, przeżywa teraz trudny okres – mruknął do Iriny, kiedy przez chwilę byli sami.
Pokiwała głową i powiedziała, że go rozumie.
Była jednak trochę zazdrosna o zainteresowanie, jakie okazywał Maricie. Może nie tyle zazdrosna, co wyłączona z ich artystycznej wspólnoty.
Per pokazał dziewczynie swoje obrazy. Marita była nimi zachwycona. Potem poprosił, by coś narysowała, pochwalił i udzielił kilku fachowych porad.
Przez głowę Iriny przemknęła pewna myśl. Marita mogłaby być wdzięczną pomocnicą dla Pera. Mogłaby przychodzić na parę godzin, a w zamian za opiekę otrzymać kilka lekcji rysunku i malowania.
Co jednak, gdyby zechciał innej zapłaty?
Marita miała siedemnaście lat i pierwsze doświadczenia za sobą, zdążyła już się zwierzyć Irinie w czasie porannej toalety. Marita oceniała swe życie z przerażającą prostotą: chodziła z chłopcami do łóżka, bo to była jedyna okazja do kontaktów z nimi, jedyna szansa na okruchy udawanej miłości. Wiedziała, że nic do niej nie czuli, ale przez tych kilka chwil mogła pogrążyć się w marzeniach i wyobrażać sobie, że jest obiektem ich westchnień. Nigdy z nią potem nie rozmawiali, a wobec innych nie chwalili się zdobyczą, dzięki czemu Marita uniknęła złej sławy.
Irina wzdrygała się na myśl o takiej samotności i tak nędznych radościach.
Per miał jednak prawie czterdzieści lat. Co powiedzieliby rodzice Marity, gdyby Irina milcząco przystała na ten związek?
Nigdy by do tego nie dopuściła. Jeśli ktoś miałby uwolnić Pera od ciężaru samotności, to musiałaby to być ona sama. Miała w sobie dość dojrzałości i zrozumienia.
Otrząsnęła się z przerażeniem. Skąd lęgną się w jej głowie takie myśli? Zaczerwieniła się.
Per Kron poprosił ją o pomoc, a Irina nie zwykła odmawiać. Tym razem chodziło o coś więcej. Nie mogła ukryć, że ją pociągał. Zwróciła uwagę na jego wyraziste dłonie, kiedy na nie patrzyła, wyobrażała sobie, że ją pieszczą. Zastanawiała się, jakby to było, gdyby naprawdę ją pieściły, i czuła w całym ciele falę gorąca, taką samą jak w pierwszych latach małżeństwa z Arntem. Później stał się nazbyt natarczywy, ale Irina nigdy nie zasłaniała się bólem głowy. Zawsze gotowa była spełnić małżeński obowiązek…
W przypadku Pera Krona było inaczej. Jej współczucie dla niego stanowiło dodatkowy argument. Mogła mu tak wiele dać…
Siedzieli z Maritą, przeglądając książkę o malarstwie.
Nie, związek Pera z Maritą mógł doprowadzić do nieobliczalnych skutków, pomysł nagle wydał się Irinie zupełnie nieodpowiedni.
A poza tym chciała go mieć wyłącznie dla siebie.
Kiedy Maritą wyszła do łazienki, zapytał ją szeptem:
– Irino, wrócisz tu po odwiezieniu Marity?
To pytanie zmroziło ją.
– Ona mieszka strasznie daleko – zaoponowała słabo. – Będzie zbyt późno.
– Nie dla mnie – odrzekł pospiesznie.
– Dla mnie tak – rzuciła z nie zamierzoną ostrością. – Muszę się położyć. Ostatnio nie dosypiam.
– Więc może jutro?
– Jutro wieczorem mam ostatni nocny dyżur.
– W czwartek?
Jej serce biło przyspieszonym rytmem.
– Zobaczymy. Może. Musimy iść, obiecałam rodzicom Marity, że odstawię ją przed dziesiątą. Dziękuję za miły wieczór! Chętnie zaprosiłabym cię do siebie, ale podjazd jest bardzo stromy, a przed wejściem schody.
– Nie dostosowane dla niepełnosprawnych – stwierdził z gorzkim grymasem. – W czwartek. Obiecaj!
Wahała się. Jeśli się zgodzi, będzie skazana na to, by mu pomóc. Czy była na to przygotowana?
– Postaram się – wyjąkała bez przekonania, czując opornie budzące się pożądanie, a na sobie jego gorący i głodny miłości wzrok.
Do domu Marity dotarły tuż przed dziesiątą. Rodzice zarzucili ją tysiącem pytań, Marita nastroszyła się, Irina udzieliła spokojnych wyjaśnień. Doradziła, by zabrać dziewczynę ze szkoły i czekać na rozwój wypadków. Po ostatnich przejściach Marita potrzebowała wypoczynku.