Irina pożegnała się szybko, czekała na nią taksówka.
Rodzice Marity podziękowali jej za wszystko, może mogli coś dla niej zrobić?
Irina chciała powiedzieć: poświęćcie więcej uwagi córce. Uznała jednak, że nie powinna, w końcu nie znała wszystkich okoliczności. Marita uścisnęła ją serdecznie.
W czasie długiej jazdy do domu Irina uświadomiła sobie, że od rozpoczęcia nocnej służby jej życie zmieniło się na lepsze.
Z każdą upływającą nocą robiła się coraz dojrzalsza, odnajdywała w sobie pokłady siły, których w ogóle nie była świadoma, pozostając pod nieustanną dominacją Arnta. Poznała nowych ludzi, zyskała przyjaciół. Nawet młodziutka Marita chciała ją odwiedzić, dom Iriny zrobił na niej ogromne wrażenie, sposób bycia gospodyni zresztą też. Irina ugościła ją z przyjemnością, los dziewczyny leżał jej na sercu.
Uważała, że w osobie Patrika Westlinga znalazła dobrego i godnego zaufania przyjaciela.
Per Kron…
Irina wciągnęła głęboko powietrze. Dlaczego nie mogliby pozostać dobrymi znajomymi tak jak dotąd? W ich związku pojawiło się jakieś napięcie, a dalszy ciąg zdawał się nieprzewidywalny. W porządku, pomyślała, może kiedyś zgodzę się na jego prośbę, ale po co ten pośpiech? W czwartek? Pojutrze! Daj mi więcej czasu, Per, pozwól nam poznać się lepiej, daj mi szansę zastanowić się nad własnymi uczuciami. Nie akceptuję szybkich związków, choć rozumiem twą samotność i specyficzny problem.
O którym nie mogę spokojnie myśleć, który odpycha mnie i pociąga jednocześnie. Daj mi więcej czasu, proszę!
Za oknami samochodu gęstniała wrześniowa noc, w miarę jak zbliżali się do centrum, blask neonów zastępował kępy świerków. Irina obróciła wzrok w kierunku swojego wzgórza, ale stąd nie było widać domu. Mogłaby jedynie dostrzec latarnię, gdyby samochód nie jechał tak szybko.
Jej nocna służba trwała niecałe dwa tygodnie. Irina czuła lekkie zawstydzenie, że musi ją porzucić, ale zbyt wiele zmian zaszło w jej życiu, zbyt wiele zdarzeń, których wcale się nie spodziewała.
To dobrze, że koniec się zbliżał. Była teraz znacznie silniejsza.
Samochód pokonywał wzniesienie. Taksówkarz rzucił jakąś uwagę o pogodzie i Irina odpowiedziała. Ileż to słów można powiedzieć na zupełnie banalny temat. Takie jak na przykład jesienny wiatr, którego nie sposób było nie zauważyć, nawet on zasługiwał na poważny komentarz.
Właściwie to wcale nie jestem błyskotliwa, pomyślała z gorzką autoironią. Właśnie takie zwykłe rozmowy nie sprawiają mi większego trudu. Bywało gorzej, kiedy siliłam się na dowcip na przyjęciach w tak zwanych wyższych sferach. Arnt posyłał mi czasami ostrzegawcze spojrzenie. Niewiele trzeba, by stracić pewność siebie.
Per jest błyskotliwy, zmusza mnie do wysiłku intelektualnego. Czasami dotrzymuję mu kroku, zwykle jednak przytłacza mnie swą osobowością.
Patrik ma prostszą naturę, z nim czuję się swobodnie. Tyle że on zniknie z mojego życia, kiedy policja straci zainteresowanie moją osobą.
Samochód zatrzymał się łagodnie. Irina zapłaciła za kurs i życzyła kierowcy dobrej nocy. Taksówka zniknęła w ciemności, Irina została sama.
Latarnia rzucała blask na ogrodzenie i furtkę, skryte częściowo pod gałęziami bzu i kasztanów. Krzewy rozrosły się zbyt bujnie, najwyższy czas je przyciąć.
Kto miał to zrobić? Irina nigdy nie odważyłaby się ciąć żywych roślin.
Strome kamienne schody. Kilka stopni, jednak wystarczająco dużo, by utrudnić wjazd wózkiem.
Ogród pełen drzew i krzaków, za którymi czaić się mógł ktoś niepożądany. Księżyc rzucał blady blask poprzez cienką powłokę chmur. Irinie przebiegł zimny dreszcz po plecach i zanim włożyła klucz do zamka, rozejrzała się instynktownie.
Nigdy dotąd tak się nie czuła. Mieszkała w spokojnej dzielnicy, a jej dom niczym szczególnym się nie wyróżniał. Sąsiednie posiadłości były znacznie okazalsze.
Wszystko przez tego telefonicznego terrorystę.
Nareszcie w środku! Bezpieczna.
Zdjęła szykowny płaszczyk i poprawiła włosy przed lustrem w holu. Zgasiła światło i weszła do salonu. Zapaliła lampę.
Zatrzymała się w progu.
Pokój wyglądał normalnie, coś jednak nie dawało jej spokoju.
Minęła dłuższa chwila, zanim zorientowała się, co to było.
Ze stolika pod ścianą zniknęła mała srebrna waza.
Irina zmartwiała, przez ułamek sekundy nie mogła się poruszyć. Potem wbiegła do gabinetu Arnta – nie wiedzieć czemu wciąż nazywała ten pokój gabinetem Arnta, choć przecież był już jej – i otworzyła szafkę w sekretarzyku.
Pusta. Pieniądze, kosztowności, wszystko zniknęło.
– Nie – jęknęła słabo.
Nagła i przerażająca myśl przyszła jej do głowy.
Może nie jest sama?
Może włamywacz wciąż znajdował się w domu? Ukryty w którymś z pokoi?
Co miała począć?
ROZDZIAŁ XIII
Irina wbiegła na schody, potknęła się i krzyknęła z przestrachem, zanim znów złapała równowagę. W ciemności wymacała klamkę na drzwiach do sypialni, wbiegła do środka i zatrzasnęła drzwi za sobą. Na całe szczęście klucz tkwił w zamku od wewnątrz. Przekręciła go dwa razy i zapaliła światło.
A jeśli on też był w pokoju?
W garderobie? Ukryty w niszy okiennej? Pod łóżkiem?
Jak mała Katerine wszędzie widziała straszydła.
Drżącymi rękoma podniosła słuchawkę telefonu. Nocnego telefonu, na całe szczęście wciąż go miała!
Nie było sygnału.
Panika! A jeśli rzeczywiście jest w tym samym pokoju?
O, nie, zachowuje się jak idiotka! Trzeba włączyć wtyczkę, dziś jest jej wolna noc.
Ze zdenerwowania nie mogła trafić wtyczką do kontaktu. Rzucając nerwowe spojrzenia w kierunku szafy, zaczęła wykręcać numer posterunku policji, ale przerwała w połowie.
Dochodziła północ, Patrik Westling z pewnością wrócił już do domu.
Wykręciła kolejny numer, tym razem prywatnego telefonu inspektora, zdziwiona, że zna go na pamięć.
Odbierz!
Dzięki Bogu, to jego głos!
– Mówi Irina – wyszeptała pospiesznie. – Właśnie wróciłam do domu. Było u mnie włamanie. Nie wiem, czy włamywacz nie jest wciąż w środku. Przyjedziesz?
Ostatnie słowa wypowiedziała niemal niedosłyszalnie.
– Natychmiast. Zamknij drzwi na klucz, jeśli możesz!
– Już zamknęłam. Jestem w sypialni. Może on też się w niej ukrył?
– Już jadę.
Zapaliła wszystkie lampy w pokoju. Zmusiła się, by zajrzeć pod łóżko i przepatrzeć wszystkie kąty. Troszkę uspokojona usiadła na krawędzi łóżka, by zaczekać na przyjazd inspektora.
Wreszcie zobaczyła przez okno dwa wozy policyjne i czterech ludzi. Zebrała się na odwagę, by otworzyć drzwi sypialni, musiała przecież wpuścić policjantów do środka…
Niemal sfrunęła ze schodów i zaczęła przetrząsać torebkę w poszukiwaniu klucza do drzwi wejściowych. Ze względów bezpieczeństwa nie było w nich Zapadki.
Mówi się, że większość ludzi nabiera ochoty do działania pod wpływem krytyki, myślała, grzebiąc gorączkowo w torebce. Ze mną jest inaczej. Staję się lepszym człowiekiem pod wpływem pochwał i nie jestem wyjątkiem w tym względzie. W małżeństwie zbierałam wyłącznie krytyczne uwagi, nic dziwnego że teraz jestem taka bezradna.
Znalazła klucz, otworzyła drzwi i spuściła łańcuch.
Patrik Westling położył jej dłonie na ramionach i spojrzał prosto w oczy.
– Jak się czujesz?
Jego opiekuńczość podziałała kojąco na Irinę.
– Dobrze. Chyba nikogo tu nie ma.