Выбрать главу

– Nie miałam w domu nic do jedzenia. O co chodzi? Opowiadaj!

Westling zdecydował się niczego nie owijać w bawełnę. Irina musiała zrozumieć powagę sytuacji.

– Zidentyfikowaliśmy twojego prześladowcę, tego zboczeńca. To gwałciciel i morderca, którego jacyś idioci zwolnili z zakładu psychiatrycznego. Znaleźliśmy tę dziewczynę z gazety. Zabił ją, aby zdobyć twój adres.

– Och – jęknęła Irina, otwierając drzwi.

Weszli do środka.

– Dopóki go nie złapiemy, nie możesz być sama ani przez sekundę. Mogłabyś się do kogoś wyprowadzić?

– Nie – pokiwała głową. – Nikogo takiego nie znam.

– Ten przyjaciel, którego odwiedzasz?

– Nie – rzuciła ze zdecydowaniem, które ją samą zdumiało. – Nie, do niego już nigdy nie pójdę!

Spojrzał na nią pytającym wzrokiem, ale nic nie dodała.

– Nie mógłbyś…? – zaczęła błagalnie Irina.

Pod jej wzrokiem nieomal się ugiął. Pokręcił przecząco głową.

– Tkwię w samym środku dochodzenia, nie chciałabyś być przy tym. Nie dysponuję wolnymi ludźmi.

Po raz kolejny uświadomiła sobie, jak niewielu ma przyjaciół.

Westling spojrzał na zegarek.

– Jest wpół do trzeciej. Nie mogę wrócić tu przed piątą, a samej cię w domu nie zostawię.

– Mogę iść do pastora…

Patrik objął spojrzeniem skuloną ze strachu Irinę i spontanicznie zmienił decyzję.

– Najlepiej chodź ze mną. Znajdzie się dla ciebie jakiś kąt na posterunku.

Pojaśniała.

– Może cela?

– Tam przynajmniej byłabyś bezpieczna – stwierdził sucho. – Mamy chyba coś lepszego.

– Zaczekasz chwilkę?

– Jak długo zechcesz.

Konwencjonalna formułka w tej chwili nabrała innego znaczenia. Patrik naprawdę czuł, że tak myśli.

Irina zawahała się przez chwilkę, jakby roztrząsając jego słowa, potem skinęła lekko głową i zaczęła się zbierać. Włożyła wiktuały do lodówki, poprawiła swój wygląd w lustrze.

– Jest coś nowego o złodzieju i jego łupie? – krzyknęła, wkładając do portfela parę banknotów.

– Nie – odpowiedział jej z kuchni, gdzie go umieściła. – Za dużo spraw naraz…

– Rozumiem. Wciąż nie pojmuję, jak dostał się do środka.

I nagle przypomniała sobie słowa, które gdzieś usłyszała. Ruszyła wolno w kierunku kuchni i zatrzymała się w progu.

– Patrik…

– Wyglądasz, jakbyś wpadła na genialny pomysł.

– Możesz powiedzieć mi, gdzie były włamania? Jeśli to nie poufne informacje?

– Ależ skąd. U dyrektora Nielsena – zaczął odliczać na palcach – adwokata Hemminga, doktora Hansena…

– Doktora Hansena? Znam go, to mój lekarz. Nudny typ!

Patrik skwitował uśmiechem tę jej spontaniczną ocenę.

– Jeszcze u dyrektora Svensruda i pani Bern. I u ciebie.

– To razem sześć osób. Sprawa pani Gustavsen podpada pod inną kategorię?

– Tak.

– Tak myślałam. Tamci nie byli zbyt wyrafinowani. Posłuchaj mnie teraz, to ważne. Od jak dawna działa ten włamywacz?

– Niech się zastanowię. Od jakichś… dziesięciu miesięcy.

Irina kiwnęła głową, jakby znalazła potwierdzenie swych przypuszczeń.

– Żona dyrektora Nielsena lubi romansować, wszyscy o tym wiedzą poza jej mężem. W małżeństwie adwokata Hemminga źle się dzieje, potrafią kłócić się w towarzystwie i obrzucać zjadliwymi spojrzeniami. Żona doktora Hansena to nadęta, wiecznie niezadowolona kobieta. Dyrektora Svensruda nie znam, ale zdaje się, że mieszka z żoną w eleganckiej posiadłości.

– Tak jak pozostali poszkodowani.

– Pani Bern jest rozwiedziona. Układa ci się to w jakiś wzór?

– Nie bardzo.

– A mnie tak. Wydaje mi się, że mam podejrzanego.

Spojrzał na nią ze zdziwieniem.

Irina pospieszyła z wyjaśnieniami.

– Pewna dama opowiadała mi dzisiaj o pewnym mężczyźnie, który sieje spustoszenie w sercach pań z towarzystwa, odwołując się do ich macierzyńskich uczuć.

– Nie pojmuję. Kogo masz na myśli?

– Pera Krona.

Patrik wciąż nic nie rozumiał.

– Przecież on jest kaleką!

– Tak, to pewna trudność. Pamiętasz, jak opowiadałam ci o moim przyjacielu? Którego odwiedzałam kilkakrotnie? To Per Kron.

Westling spojrzał na akwarelę.

– Teraz rozumiem.

Irina przyglądała się inspektorowi od dłuższej chwili i musiała przyznać, że coraz bardziej się jej podoba. Twarz Westlinga nie wyróżniała się niczym szczególnym, ale ciepłe niebieskie oczy równoważyły braki urody.

– Opowiedz mi teraz, co sam wiesz na temat Pera Krona.

– Dobrze, jeśli obiecasz, że nikomu tego nie powtórzysz.

– Ja nie plotkuję. Potraktuj mnie jak koleżankę po fachu!

Skinął głową rozbawiony. Irina w niczym nie przypominała policjantki, przynajmniej z wyglądu. Wkrótce miał się przekonać, że było inaczej.

– Wiem tyle, co ty. Historie miłosne. Kron wyprowadził się ze swojego miasta rodzinnego, kiedy ziemia zaczęła mu się palić pod stopami. Z powodu trojga dzieci, na które powinien łożyć, z trzech różnych matek. Wciąż brakowało mu pieniędzy.

– Nie? W mieszkaniu ma mnóstwo cennych drobiazgów.

– Ma też samochód – dodał Westling z wrogością w głosie, której sam się nie spodziewał. – Samochód dla niepełnosprawnych, dostał go od związku.

Irina zdecydowana była drążyć sprawę do samego końca.

– Wiesz, na co choruje?

– Jakieś uszkodzenie kręgosłupa, przerwanie połączeń nerwowych.

– Też to słyszałam. Może prowadzi podwójne życie?

– Niegłupia myśl. Sama przyjemność być na utrzymaniu gminy, instytucji i bogatych filantropek. Coś się jednak nie zgadza, moja miła, byłaś u niego, kiedy włamano się do twojego domu.

– Nie przez cały czas. Odwiozłam Maritę, co zajęło mi ponad godzinę.

– Więc w jaki sposób dostał się do środka?

– Oto mój as atutowy. Byłam już u Krona wcześniej. Wtedy zostawił mnie samą w pokoju i poszedł szukać akwareli. Moja torebka stała na stoliku w holu. Długo nie wracał. Miał wystarczająco dużo czasu, aby zrobić odcisk moich kluczy. Do drzwi wejściowych i szafki w sekretarzyku.

Patrik patrzył na nią przyjaźnie.

– Później dorobił klucze. To się może zgadzać, Irino.

Moja miła, tak ją przed chwilą nazwał. Irinie spodobało się to określenie.

– Mój miły Patriku – odwzajemniła się – co powiesz o mojej wersji? Per Kron wkrada się w łaski samotnych lub sfrustrowanych bogatych kobiet, zaprasza je do siebie i wykorzystuje okazję, by zrobić odciski ich kluczy.

Westling nie odrywał od niej wzroku. W końcu zrozumiała dlaczego.

– Nie, nie – powiedziała zdecydowanie. – Ze mną też próbował, stąd znam jego metodę, ale nic nie wskórał.

Niewiele brakowało, sumienie podszeptywało Irinie, że nie do końca jest szczera.

– Więc na czym polega ta jego metoda? – spytał beznamiętnie.

– To było dość… nieprzyjemne. Wolałabym o tym nie wspominać, ale… powinieneś wiedzieć. Usiłował mi wmówić, że potrzebuje kobiety, która zrozumiałaby jego potrzeby. W domyśle: łóżkowe. Wstydzę się do tego wracać! Kiedyś prosiłam cię o radę w tej sprawie, pamiętasz?

– Mów dalej – poprosił równie beznamiętnie.

Westchnęła z rezygnacją.

– Był taki samotny i bezradny i marzył o spotkaniu tej jednej jedynej życzliwej duszy! Chciał, żebym przyszła jutro wieczorem.

– Pójdziesz?

– Nie. Zresztą już o to pytałeś.

Zawahała się przez moment.

– Prawdę mówiąc, zastanawiałam się jakiś czas, czy nie powinnam… mu pomóc. Wychowano mnie w duchu życzliwości. Nie mogłam jednak, czułam wstręt. Nie pójdę do łóżka z człowiekiem, którego nie kocham.