Выбрать главу

Może dlatego, że inspektor świetnie pasował do tej roli.

Spojrzała na zegarek, było wpół do dziesiątej.

Zapowiadała się długa noc.

Nie bała się już ciszy. Nie była sama, ktoś nad nią czuwał.

Taką przynajmniej miała nadzieję. Tyle że coś mogło się nie powieść.

Może nie przyjdzie. Byłoby cudownie, ale tylko przez chwilę. Konfrontacja by się odwlekła, na inny dzień, inną noc.

Dlaczego nie mogą go złapać w jakimś innym miejscu?

Muszą go zwabić. A ona służy za przynętę.

Straszne!

Policjanci nie pozwolili jej włączyć telewizora, zagłuszyłby inne dźwięki. Chciała oglądać bez fonii, uznali, że to byłoby dziwne.

Siedziała więc nad krzyżówką, którą w innej sytuacji rozwiązałaby w mgnieniu oka, i z ogromnego napięcia nie widziała słów ani kratek.

Nagle zesztywniała.

Czy to nie był odgłos zamykanych drzwiczek samochodu? Charakterystyczny, przytłumiony dźwięk.

Znowu zaległa cisza.

Jest taka niemądra. Karlsen nie przyjedzie samochodem. To pewnie któryś z sąsiadów.

Na dźwięk dzwonka do drzwi podskoczyła z przestrachu.

Patrik, gdzie jesteś?

Polecono jej, by nie zbliżała się do drzwi. Żaden z policjantów się ale pojawił.

Irina nie mogła się poruszyć. Dzwonek rozległ się ponownie, niecierpliwie odegrał wesołą fanfarę.

Tak jak… O, nie, tylko nie on! Nie teraz!

Irina nie poruszyła się.

W zamku zachrobotał klucz. Więc wciąż miał klucz do jej domu?

Głuche uderzenia walizek o drzwi. W progu pojawił się Arnt.

Oparł się z lekką nonszalancją o framugę drzwi do salonu. Jak zawsze elegancki, ciemnowłosy, ciemnooki, opalony po licznych wizytach w solarium, Z przekornym uśmiechem na wargach.

W nagłym przebłysku Irina zrozumiała, że przez wszystkie te lata żyła w zaślepieniu. Inger nie była pierwsza ani jedyna. Te dodatkowe wieczorne zebrania, wyjazdy, noclegi w obcych miastach…

– Więc jestem, Irino. Czemu nie otwierałaś?

– Nie możesz teraz wejść, Arnt, wybrałeś zły moment.

– Zły? – drażnił się z nią. – Przecież jesteś sama. I jak zwykle męczysz się nad łatwą krzyżówką. No, ale zaraz zrobi się milutko. Wniosę walizki na górę i otworzę butelkę wina. Musimy to uczcić! Przygotuj coś do jedzenia, tak jak to tylko ty potrafisz. Jestem głodny, nie jadłem nic od obiadu.

Irina nie zauważyła, że pod pozorami bezczelnej pewności siebie Arnt skrywał zmieszanie, dlatego tyle mówił. Zdenerwowanie Iriny rosło.

– Musisz iść. Natychmiast. Zjawiłeś się w najmniej odpowiednim momencie.

Wstała i zbliżyła się do niego, by go wypchnąć za próg. Arnt źle zrozumiał jej zamiar, myślał, że mu się rzuci w ramiona, płacząc ze szczęścia. Kiedy ją objął, wywinęła się. Na jej twarzy malowały się niechęć i odraza.

Arnt zmarszczył czoło.

– Idź już, grzecznie cię proszę.

– Ależ, Irino, to mój dom, nie możesz…

– To nie jest twój dom – przerwała mu z taką stanowczością, jakiej się po niej nie spodziewał. – Nie chcę cię tu więcej widzieć, Arnt. Już nie jestem twoją niewolnicą.

– Niewolnicą? Nigdy nią nie byłaś, jesteś moim kwiatuszkiem, którym się opiekowałem, moją laleczką! Jedyną…

– Choć raz mnie posłuchaj! Musisz wyjść, mówię poważnie.

– Ależ, miła, rozumiem, że trochę kaprysisz, bo odszedłem. Potrzebowałem odmiany, ale to już minęło. Irino, zawsze byłaś taka dobra.

Po raz pierwszy od wielu łat Irina wpadła w furię.

– I pozbawiona uroku, bez zainteresowań, czyż nie? Cielę, które zna swoje miejsce? Mam tyle temperamentu co zimny kotlet?

Pobladł i wpatrywał się w nią, nic nie pojmując.

– Moja droga – zaczął błagalnie – nie wiem, o czym mówisz. Już jestem w domu i wkrótce wrócisz do równowagi, zmienisz fryzurę i założysz na siebie coś odpowiedniego. Widzę, że samotność i smutek ci nie służą. Arnt zajmie się tobą jak za dawnych czasów, żebyś nie musiała tej ślicznej główki…

Irina przestała panować nad sobą.

– Arnt, wbij sobie to w ten twój szowinistyczny męski łeb! Nie jesteś mi potrzebny, ten dom należy do mnie, odziedziczyłam go po rodzicach, mam teraz zupełnie inne sprawy na głowie, a twoja obecność tutaj jest wysoce niepożądana z przyczyn, których nie mogę ujawnić…

– Inne sprawy? Może inny mężczyzna? – roześmiał się pogardliwie. – Naprawdę uważasz, że ktoś zainteresowałby się takim zerem jak ty? Beze mnie nic nie znaczysz. Kompletnie nic! Ja cię ukształtowałem. Rozumiem, że jest ci przykro, ale to już przeszłość, a ta twoja tania historyjka o innym mężczyźnie brzmi jak żałosna zemsta. Nie wiem, co Inger ci naopowiadała, ale ona potrafi być taka nierozsądna…

– A więc domyśliłeś się, że z nią rozmawiałam. To jednak były twoje słowa.

Zrozumiał, że się zagalopował, i zmienił taktykę.

– Odszedłem od niej, bo dotarło do mnie, ile dla mnie znaczysz…

Przerwał, kiedy do pokoju wkroczyło trzech policjantów.

– O co chodzi? – rozejrzał się zdezorientowany.

Patrik Westling przedstawił się i zwięźle wytłumaczył, że przez zbieg okoliczności życie Iriny znalazło się w niebezpieczeństwie. Mieli nadzieję złapać jej prześladowcę tutaj, gdyby nie to, ze Arnt zjawił się w nieodpowiednim momencie.

– Bardzo proszę, aby pan natychmiast wyszedł – zakończył inspektor. – Przez pana bardzo trudna i skomplikowana operacja może się nie powieść.

– Nie ma mowy – odrzekł Arnt z tą pewnością siebie, którą mężczyźnie daje dobra prezencja, zawód i pieniądze. – Nie pozwolę się wyrzucić z domu, który doprowadziłem do kwitnącego stanu, i nie pozwolę narażać mojej żony na takie niebezpieczeństwa. To niesłychane, inspektorze Westling! Zostanę tu, by jej bronić, taki jest obowiązek męża. Irino, pościel mi…

Westling zacisnął zęby.

– Czy pan nie słyszał, że Irina nie jest już pańską niewolnicą?

– Irina sama wie, co dla niej najlepsze.

– Może to, co pan zdecyduje?

– To oczywiste. Obnosiła się z bardzo dziwnymi poglądami, zanim wziąłem ją pod moje skrzydła, miała zły gust i zachowywała się zdecydowanie zbyt frywolnie.

– Mówisz o tańcu po zawilcach? I przekrzykiwaniu się ze sztormem? – Irina zapomniała o strachu.

– Właśnie! Wyglądałaś wtedy jak niespełna rozumu. No, ale dość tych słownych utarczek. Przejmuję komendę, Westling…

Arnt dobrze wiedział, co robi. Z premedytacją opuścił słowo „inspektor”.

– Wystarczy – oburzył się Patrik.

Wziął Arnta za ramię i podprowadził do drzwi. Pozostali policjanci złapali za walizki. Pomimo stanowczego oporu adwokata wyrzucono go za drzwi.

– To pan zniszczył wspaniałą i pełną życia kobietę – powiedział ostro Westling. – Irina powoli odzyskuje równowagę i nie chce mieć z panem nic wspólnego. Sam pan dokonał wyboru. Proszę wyjść i nie przeszkadzać nam bzdurną paplaniną!

– Szef policji jest moim dobrym znajomym…

Jeden z policjantów zatrzasnął drzwi w środku tych gróźb, po czym otworzył je ponownie i wystawił głowę.

– Poproszę o klucz! Nie wolno wchodzić bezkarnie do cudzego domu.

Wściekły Arnt wyjął klucz z kieszeni i wcisnął go w dłoń policjanta.

Wszyscy odetchnęli z ulgą.

– Dziękuję! – powiedziała Irina.

Po czym całe towarzystwo wybuchnęło śmiechem. Irina w poczuciu ulgi. Z serca spadł jej ogromny ciężar. Raz na zawsze.

Cholera! Co to za wygłupy? Właśnie kiedy miałem wejść do środka, nadjechał samochód i zjawił się jakiś facet z walizkami.

Wszystko popsuł.

Widziałem, że go wyrzucono, ale tam byli jacyś inni ludzie. Myślałem, że mieszka sama.