Na jego twarzy pojawił się wyraz wściekłości.
– Co ty pleciesz, suko? – ryknął, całkowicie tracąc panowanie nad sobą. – Dlaczego mnie cały czas zwodzisz? Nie jesteś nią, nie masz prawa być nią, jesteś zerem, masz być nią, masz być nią, zrozumiałaś?
Zaczął okładać Irinę pięściami. Rozluźnił uścisk na jej kostce i w pewnej chwili zdołała się uwolnić, gubiąc pantofel. Podniosła się na nogi, ale on był szybszy i złapał ją wpół. W dzikiej szamotaninie Irina znalazła się u skraju schodów, straciła równowagę i potoczyła się w dół. W ułamku sekundy zdołała uchwycić się poręczy, ale nie trafiła na stopień. Poczuła gwałtowny ból, jakby w skręconej na krawędzi stopnia kostce zerwało się ścięgno.
Sivert Karlsen ruszył za nią i złapał w chwili, gdy podnosiła się z podłogi. Był znacznie silniejszy i wciągnął ją na podest schodów.
Irinę owionęła woń nie mytego ciała. Brakło jej już siły, by walczyć.
– Przyznaj, że kłamiesz – poczuła smrodliwy oddech Siverta koło ucha. – Powiedz, że ona tu jest! Gdzie się schowała? Jest na górze?
– Nie ma jej tutaj, nie wiem, o kim mówisz. Ponosi cię fantazja – wysyczała.
Karlsen złapał Irinę za włosy i gwałtownym szarpnięciem oderwał jej twarz od podłogi.
W tej samej chwili dobiegi ich odgłos nadjeżdżających samochodów. Karlsen zesztywniał, nie wypuszczając ofiary z uścisku, wbił paznokcie w jej ramię. Rozejrzał się desperacko wokół siebie, po czym pociągnął Irinę w kierunku okna nad drzwiami wejściowymi. Podniósł krzesło i zbił szybę.
– Jeszcze krok i ją zastrzelę! – wrzasnął w kierunku mężczyzn wysiadających z samochodów.
Zatrzymali się. Kątem oka Irina dostrzegła Westlinga i dwóch innych policjantów.
– On zabrał pistolet Gunvor! – zdążyła krzyknąć, zanim ciężki cios spadł na jej skroń.
– Zamknij się, suko, tutaj ja rządzę!
– Co jest z Gunvor? – spytał Patrik.
– Nie żyje – ryknął Karlsen, a Irina słabo pokręciła głową.
Liczyła na to, że dostrzegą ten gest, choć mrok na zewnątrz i w domu gęstniał z każdą chwilą.
– Puść Irinę – Westling starał się panować nad głosem. – Ona nie ma nic wspólnego z tą sprawą.
– Naprawdę? – wrzasnął Karlsen. – Przecież chciała, mnie oszukać. Wymienię ją na tamtą.
– Wiem, o kogo ci chodzi – powiedział Patrik. – O lekarkę, nazywa się Cecilie Lund. Bardzo chętnie się z tobą spotka w szpitalu.
– Myślisz, że się na to zgodzę? Taki głupi nie jestem…
Znacznie głupszy, pomyślała Irina, choć chwila nie była odpowiednia do takich sarkastycznych rozważań.
– Zatrzymam ją jako zakładniczkę, zanim nie przyprowadzicie mi tej drugiej – stwierdził Karlsen. – Oko za oko.
Niezbyt odpowiednio dobrał słowa, ale zrozumieli, o co mu chodzi.
Irina widziała, że mężczyźni wymieniali uwagi, stali w świetle reflektorów. W domu było już zupełnie ciemno.
– Mam jeszcze inne warunki – krzyknął Karlsen – ale nie będę tutaj tkwił na oczach glin. Napiszę list.
Kazał Irinie spisać swoje żądania, potem miała włożyć list do doniczki i zrzucić ją do policjantów.
– Nie mam na czym pisać – powiedziała Irina.
– Masz! Tam leży jakieś czasopismo, na odwrocie jest pełno miejsca. A tu masz ołówek, nie widzisz? Jesteś taka głupia, że powinno się cię zamknąć.
Ciebie też, pomyślała.
Odłożył pistolet i wyjął nóż, okropny nóż o zakrwawionych ząbkach.
– Jest za ciemno – zaprotestowała słabo.
– Pisz!
Przystawił jej nóż do gardła.
– Pisz: „Chcę Cecilie Lund. Zapewnicie mi swobodny wyjazd z miasta. Chcę też dwadzieścia pięć tysięcy koron. Wtedy dostaniecie ją z powrotem”.
Kiedy Irina zaczęła pisać, usłyszała głos Patrika Westlinga.
– Karlsen, nie uda ci się uciec. Wiemy, że zabiłeś tę kobietę z redakcji, to już twoje drugie morderstwo. Puść obie kobiety i poddaj się.
Karlsen roześmiał, się pogardliwie.
– Drugie morderstwo? A co się stało z tą, która zaginęła w centrum handlowym w Drammen? A ta dziewczyna z pola kempingowego?
Przepełniało go uczucie triumfu.
– Poza tym trzymam tu tylko jedną. Tę drugą zabiłem.
Irina za wszelką cenę chciała dać im do zrozumienia, że Gunvor wciąż żyje, jest ciężko ranna. Skończyła pisać.
List zaczynał się od słów: GUNNAR HURT *. Potem następowały żądania Karlsena, a na końcu słowa: MISS YOU.
Karlsen wydukał jego treść.
– Kto to jest Gunnar Hurt? – spytał podejrzliwie.
Napisała te słowa na tyle niewyraźnie, że można je było odczytać jako Gunvor.
– Ten policjant, który czeka na dole.
– A co napisałaś na końcu? Znowu chcesz mnie oszukać? Myślisz, że nie znam angielskiego? Miss znaczy dziewczyna! Miss piękności.
– To mój podpis – skłamała. – Mówią na mnie Miss You.
– Co za głupie przezwisko! No dalej, wyrzuć to! Albo nie, sam to zrobię, baby nie umieją rzucać! Może któregoś trafię!
Własne słowa wydały mu się tak zabawne, że się roześmiał. Irina nigdy w życiu nie słyszała równie zjadliwego rechotania.
Doniczka wylądowała pod stopami policjantów.
– Przeczytajcie to! – ryknął Karlsen.
Patrik podniósł kartkę wyrwaną z czasopisma i rzucił okiem na tekst. Potem podniósł głowę i pokazał kartkę pozostałym policjantom. Z daleka dochodził jęk syren. Inspektor wezwał posiłki.
– Widzisz, że trzymam nóż na jej szyi? – krzyknął Karlsen. – Nie obchodzi mnie, ilu was będzie. Jeśli nie zgodzicie się na moje żądania, poderżnę jej gardło.
Policjanci wiedzieli, że to nie czcza pogróżka.
Patrik Westling nie mógł zrobić nic innego, jak obiecać bandycie swobodny wyjazd z miasta. Zapewnił też, że porozumie się z bankiem w sprawie pieniędzy. Z lekarką był większy problem, mieszkała zbyt daleko, by policja mogła ją natychmiast sprowadzić.
Sivert Karlsen delektował się swoją przewagą.
– Wypuść mnie z miasta, idioto, a sam ją sobie znajdę. Byłeś na tyle głupi, by podać mi jej nazwisko. Należą ci się podziękowania, zakuta pało!
Patrik zrobił krok w kierunku schodów. Karlsen chwycił pistolet i wypalił w jego kierunku. Inspektor wycofał się pospiesznie.
– Jestem niezwyciężony! – ryknął szaleniec.
Manewr inspektora dał Irinie szansę, na którą czekała. Kiedy jej prześladowca sięgnął po pistolet, uwolnił ją na chwilę z uścisku. Irina wyślizgnęła się i pobiegła korytarzem. Ucieczka schodami nie była możliwa.
Karlsen ryknął jak zwierzę, rzucił pistolet i pogonił za nią z nożem w ręku.
Sypialnia, pomyślała z desperacją, leży na drugim końcu korytarza, nie dotrę do niej.
Na piętrze panowała całkowita ciemność. Karlsen potknął się o wystający próg i przewrócił, klnąc szpetnie. Jego ciało zablokowało Irinie drogę do wolności, bała się przeskoczyć nad nim z obawy, że jego szpony znów zacisną się na jej kostce.
Mogła biec dalej korytarzem, ale z tamtej strony nie było żadnego wyjścia, żadnych schodów. W akcie bezradności Irina wbiegła do pokoju gościnnego. Drzwi nie były wyposażone w zamek, mogła mieć jedynie nadzieję, że Patrik i jego towarzysze podążą za nimi.
Rzuciła się za łóżko, zdając sobie sprawę, że mebel nie stanowi wystarczającej osłony. Na myśl o przerażającym nożu Karlsena musiała zagryźć wargi, by nie krzyknąć z przerażenia i rozpaczy.
Napastnik zdążył już wstać i pobiec za nią. W pewnej chwili zatrzymał się, Irinie zdawało się, że szuka wyłącznika, by rozświetlić mroczny korytarz. Po chwili zrezygnował i z impetem otworzył drzwi, które zatrzasnęła za sobą.