Выбрать главу

Na te słowa czekała!

– Więc jesteś w takiej samej sytuacji jak ja, Katerine. Nie możesz go zobaczyć, bo on przebywa w innym świecie, niewidzialnym dla nas. Ale jego myśli są przy tych, których kochał najbardziej. Te myśli są tak potężne, że żadne strachy nie mogą tknąć jego małej dziewczynki. Myśli tatusia przegonią wszelkie zło.

Zapadła cisza.

– Jeśli odłożysz teraz słuchawkę – ciągnęła Irina – nie na widełki, tylko na łóżko czy stolik, to zaczekam, aż wrócisz z łazienki. Nie będziesz sama w pokoju. Swoją drogą to milo, że mama zostawiła ci telefon przy łóżku.

– Położyłam się w jej pokoju. Nie wolno mi, ale wślizgnęłam się tutaj, jak tylko wyszli.

– Więc pójdziesz? Jak dorosłam, zrozumiałam, że pod moim łóżkiem nie czai się żaden potwór. Pod twoim też nie, ale wiem, że łatwo w to uwierzyć.

– Zaczekasz?

– Na pewno!

Katerine znów się zawahała.

– Nic mi się nie stanie?

– Wszystko będzie dobrze. Usiądź na łóżku.

Szelest rozrzucanej pościeli.

– Opuść nogi i postaw je na podłodze. Jestem przy tobie, teraz możesz odłożyć słuchawkę.

Przyspieszony oddech sugerował, że dziewczynka nie może oderwać się od aparatu.

– Udało się?

– Teraz stawiam nogi na podłodze. To na razie!.

Słuchawka upadła z łoskotem. Szybki tupot drobnych stópek.

Irina czekała cierpliwie.

Trzasnęły drzwi i odezwał się przejęty głosik:

– Wszystko dobrze. Tam nikogo nie ma.

– No widzisz! Teraz spokojnie zaśnij. Zawsze możesz do mnie zadzwonić, byle nie po piątej, bo wtedy sama kładę się spać.

Dziewczynka nie chciała się rozłączyć.

– Mogę zadzwonić jeszcze dzisiaj?

– Oczywiście. Ale przecież twoja mama niedługo wróci.

– Nie wiem. Powiedziała, że przyjdzie o dwunastej, a dwunasta już minęła.

Trzy godziny temu!

– Troszkę się spóźnia – Irina usiłowała dodać dziecku otuchy.

– Czasami wraca nad ranem.

Tak nie można, pomyślała Irina ze złością.

– Jak się nazywasz, Katerine? I gdzie mieszkasz?

– Katerine Elisabeth Stensen. Fiolveien 7, Høyden.

– Fiolveien? To dość daleko ode mnie.

– A jak ty się nazywasz?

– Tego… nie mogę ci powiedzieć, bo chcę pozostać anonimowa. To znaczy, taką troszkę tajemniczą osobą, której nikt nie zna z imienia. Możesz mnie nazywać Nocnym Rozmówcą.

Katerine westchnęła z rozczarowaniem, ale Irina nie odważyła się podać jej swego nazwiska. Było dość nietypowe, tak że bardzo ułatwiłoby jej odszukanie. Samotność dziewczynki złagodziła jednak mocne postanowienie Iriny.

– No dobrze, mów do mnie Marie. To moje drugie imię, coś jak twoje Elisabeth.

Dziewczynka rozchmurzyła się.

– Położysz się teraz? Już bardzo późno. Będę pod telefonem.

– Dlaczego mama nie wraca? Boję się, Kurt jest dla niej czasami taki niedobry.

Coraz gorzej!

– A mnie nie lubi.

Typowy problem. Mama się zakochuje, wybranek zaś nie chce zaakceptować dziecka. Rozpoczyna się rywalizacja. Dziewczynka jest może trochę marudna, a mama chce pobyć z nowym ukochanym. Jeśli mężczyzna nie potrafi się zdobyć na cierpliwość, konflikt staje się nieunikniony.

Irina nie miała zamiaru grzebać zbyt głęboko w życiu rodzinnym Katerine.

– Nikt się tobą nie może zaopiekować? To znaczy, dotrzymać ci towarzystwa?

– Jest pani Gustavsen, mieszka po drugiej stronie korytarza. Ale jest stara i przychodzi tylko w dzień, kiedy mama pracuje.

– Rozumiem. Nocą potrzebuje snu.

Katerine zgodziła się w końcu wrócić do łóżka i zakończyć rozmowę, ale Irina nie pozbyła się uczucia niepokoju. Co można zrobić dla dziecka, które traciło grunt pod nogami?

Dlaczego wzięła taki ciężar na swoje barki? Może pastor miał rację, nie zdawała sobie sprawy, na co się porywa. Irina nie sądziła, że będzie musiała rozwiązywać takie skomplikowane problemy, i już zaczęła odczuwać brzemię odpowiedzialności.

A miało być dużo gorzej. Sprawa Katerine powróciła jeszcze tej samej nocy.

Zaraz po rozmowie z dziewczynką odebrała przykry telefon.

Jakiś mężczyzna zaproponował zduszonym i nieprzyjemnym głosem, że odwiedzi ją w domu, jeśli tylko Irina zechce podać mu swój adres. Ona jednak nie zechciała i odłożyła słuchawkę, wygłosiwszy wstrzemięźliwy komentarz.

Irinę przeszedł dreszcz. Jej dom, skryty za starymi, ogromnym drzewami, nie wydawał się już tak bezpieczny.

Dzwonek telefonu rozbrzmiał ponownie.

– Marie, to ty?

Katerine!

– Wciąż nie śpisz?

– Obudziłam się – wyszeptała dziewczynka. – Mama jeszcze nie wróciła. Ktoś się włamuje do pani Gustavsen.

Irina otrzeźwiała.

– Jesteś pewna?

– Tak. Musi ich być co najmniej dwóch, bo rozmawiają ze sobą. Szepczą. I grzebią przy zamku. Mama mówi, że pani Gustavsen nie wierzy bankom i trzyma pieniądze w domu. I jeszcze mówi, że pani Gustavsen lubi oszczędzać.

Takie plotki szybko się rozchodzą.

– Dobrze, że zadzwoniłaś, Katerine, jesteś mądrą dziewczynką. Zamknij porządnie drzwi i nie otwieraj nikomu poza mamą i policją. Zaraz do nich zadzwonię i poproszę, aby przysłali radiowóz. Nie powiem, że to ty telefonowałaś, żeby złodzieje się na ciebie nie złościli. O niczym się nie dowiedzą. Dobrze?

– Dobrze. I żeby nie zrobili krzywdy pani Gustavsen.

Dobre dziecko!

– Zadbamy o to. Odłóż słuchawkę, zadzwonię na policję!

Połączono ją z oficerem dyżurnym, nazywał się Westling. W jego głosie pobrzmiewał sceptycyzm, wypytywał o szczegóły. Powiedziała mu, że ta sama dziewczynka zadzwoniła do niej przed godziną, bo bała się, że coś siedzi pod jej łóżkiem.

– Jeśli ma tak bujną fantazję, to historię z włamywaczami też mogła zmyślić – stwierdził.

Irina straciła cierpliwość.

– Sprawa jest poważna. Dziecko boi się o życie starszej pani i wydaje mi się, że powinniśmy to uszanować.

Westling obiecał wysłać radiowóz i spytał Irinę o numer telefonu. Podała mu numer Nocnego Rozmówcy. Wymogła jeszcze na nim, że nie ujawni tożsamości dziewczynki, a jej matce, jeśli się pojawi, udzieli stosownej reprymendy.

– Proszę tylko nie mówić, że dziewczynka dzwoniła do mnie! – dodała. – Proszę powiedzieć, że zawiadomiła was bezpośrednio! W przeciwnym razie może mieć w domu nieprzyjemności.

Westling przystał na to, choć bez zbytniego entuzjazmu.

Mam nadzieję, że nie podjadą z włączoną syreną, pomyślała Irina, odłożywszy słuchawkę. Na filmach kryminalnych w telewizji zawsze tak robią, skutecznie przepłaszając rabusiów.

Uznała, że norwescy policjanci mają więcej rozsądku.

Inspektor Westling wyruszył osobiście w towarzystwie jeszcze jednego funkcjonariusza. Nie włączyli syreny. Westling nie za bardzo wierzył w tę historię, wyjechał bardziej po to, by uniknąć sennej atmosfery w komisariacie.

– Tu jest numer siedem – stwierdził jego kolega. – Budynek dwupiętrowy, dużo mieszkań. Nie znamy numeru?

– Nie, ta tajemnicza dama też go nie znała. Ciemno i cicho, na ulicy żadnych samochodów. Czekaj! – Zobaczył pełzające światełka na drugim piętrze. – Latarki. To oni!

Więc mówiła prawdę, pomyślał kwaśno.

Nakryli złodziei, kiedy ci byli zajęci kneblowaniem przerażonej pani Gustavsen. Bandyci nie mieli żadnych szans ucieczki.

– Skąd, do diabła, wiedzieliście? – zapytał z wściekłością jeden z nich, kiedy kajdanki zatrzasnęły się na jego nadgarstkach.

– Obywatelska solidarność – odrzekł lakonicznie Westling.

Nie dodał ani słowa. Tajemnicza dama się nie myliła, dziewczynkę należało chronić.