Jakby mnie zapraszała tym ogłoszeniem.
„W mroku nocy”. Dokładnie tak się wyraziła. „Musimy zamknąć pańskie drzwi na klucz, panie Karlsen, bo się nam pan rozpłynie w mroku nocy”.
Tak powiedziała. „W mroku nocy”. Głupia klępa! Powiedziała też: „nam”. I wychodząc, pokręciła tyłkiem. Miała na mnie ochotę, jestem tego pewien.
Więc mnie dostanie. A ja ją. Całą. Potem złożę ją w grobie, w jakimś ustronnym miejscu, którego nikt nie znajdzie. Drugi raz nie popełnię tego samego błędu!
ROZDZIAŁ III
Przyszła noc, o jakiej marzyła.
Zadzwonił „filozof”.
Było dziesięć po jedenastej, kiedy zadźwięczał telefon i usłyszała miły, swobodny, lekko ironiczny głos. Z brzmienia wywnioskowała, że należał do mężczyzny w średnim wieku.
On też miał trudności z zaśnięciem i spędzał noce w samotności. Rzadko kładł się przed czwartą rano i zwykł przesypiać ranki. Z przyjaciółmi spotykał się popołudniami i wieczorami.
– Coś mi to przypomina – Irina uśmiechnęła się miękko. – Klasyczna sowa?
Tak, przyznał, zawsze sprawiało mu kłopot ranne wstawanie do szkoły i pracy. Szkołę jakoś przespał, pracy nie wypadało, więc dał sobie spokój. Został pisarzem i sam decyduje o swoim rozkładzie zajęć.
Tyle że do tego zawodu potrzebny jest talent, zdziwiła się Irina, trochę zaskoczona, trochę rozbawiona.
Oczywiście, nawet wydał kilka książek, ale nie chce o nich rozmawiać. Ta rozmowa ma być przecież anonimowa?
Irina musiała przyznać mu rację. Zastanawiała się, kim jest jej rozmówca. Pisarz mieszkający w Høyden?
– We współczesnym społeczeństwie wolny zawód jest nieomal jedynym sposobem na przetrwanie – westchnął. – Pomyśl o tych biedakach, którzy tracą pracę w wyniku redukcji. Państwo zachęca ich, by zaczęli od nowa. Ilu tak uczyniło tylko po to, by po paru latach zbankrutować przez wysokie podatki? Nie powinno się dopuszczać do bankructw. Państwo wydaje na bezrobotnych znacznie więcej, niż ściąga od nich w formie podatków. To dotyczy również dużych firm.
– Całkowicie się z tobą zgadzam – powiedziała Irina, kiwając z zapałem głową, choć przecież i tak nie mógł tego zobaczyć. – Pełne zatrudnienie znaczy więcej niż pieniądze w kasie. Jeśli możesz utrzymać się z pisarstwa, to trudno o lepszy sposób na życie.
– Ach, nie mam zbyt wysokich wymagań. Trochę maluję i czasami udaje mi się sprzedać jakiś obraz. Wystarczy na bieżące potrzeby.
– Talenty artystyczne często idą w parze.
– Tak, uzdolnienia dostaje się hurtowo w darze od natury – roześmiał się. – Do muzyki, śpiewu, nawet teatru. Wszystkiego. Wiele z tego nie wynika. Biegłość w większości dziedzin, może wirtuozeria w jednej.
– Szkoda, że na mnie nie trafiło – westchnęła. – Jeśli chodzi o muzykę, wyróżniłam się już jako dziecko. Rodzice opłacali mi lekcje fortepianu, ale zrezygnowali, kiedy pewnego razu nauczycielka powiedziała, że zagrałam zły dźwięk, a ja nie mogłam zrozumieć, skąd to wie, skoro stoi tyłem do instrumentu. Wtedy do nich dotarło, że nic ze mnie nie będzie.
Roześmiał się i ten śmiech wzbudził w Irinie sympatię do nieznajomego.
Ta rozmowa dodała Irinie otuchy i pewności siebie.
Od dawna nie miała okazji do takiej wymiany myśli. Konwersacje z Arntem ograniczały się do banałów życia codziennego, a praca w biurze parafialnym nie zmuszała do wysiłku intelektualnego.
„Filozof” chciał poznać przyczyny jej bezsenności. Czyżby też była z natury nocnym markiem?
Irina musiała zachować ostrożność.
– Właściwie nie – zaczęła z wahaniem. – Jestem na zwolnieniu, z przyczyn osobistych, i cierpię na bezsenność. Zamiast siedzieć i wpatrywać się w ściany, wolałam zrobić coś pożytecznego. Najgorsze to leżeć i czekać na sen, który nie chce przyjść. Mój umysł pracuje na zbyt wysokich obrotach, bym mogła skupić się na lekturze.
– Rozumiem – odrzekł sceptycznym tonem, jakby nie rozumiał i chciał wiedzieć więcej.
Nic więcej się nie dowiedział, Irina roześmiała się tylko z zażenowaniem.
– Teraz, kiedy nie pracuję, zaczynam doceniać życie pozbawione stresu. Korzystam z okazji, by trochę okiełznać wybujałe ambicje.
– Tak, stres bierze się z tego, czego nie robimy – stwierdził.
– Z tego, czego nie zdąży się zrobić – zgodziła się Irina po namyśle. – Czasami wpadamy w wir zdarzeń i myślimy: Tego nie zdążymy zrobić, bo trzeba zająć się czym innym. I nie możemy pozbyć się poczucia, że zaniedbujemy obowiązki.
– No właśnie!
– Koszmarny sen kobiety pracującej. Choć pewnie i mężczyźni nie są wolni od myśli, że znajdują się nie tam, gdzie trzeba, i zajmują się nie tym, czym by chcieli. Jestem szczęśliwa, że pozbyłam się podobnych problemów.
– Czym się zajmujesz, kiedy nie prowadzisz nocnych rozmów?
Irina zawahała się. Spojrzała na siebie w lustrze nad toaletką i ujrzała bladą, zmęczoną twarz. Nie była w formie, ale tak to jest, jeśli myli się dzień z nocą.
– To pytanie narusza moją anonimowość.
– Przepraszam! Spytałem bez zastanowienia. Czy mogę jeszcze zadzwonić, jeśli noc zacznie mi się dłużyć?
– Bardzo proszę – zgodziła się chętnie. – Ty przynajmniej nie jesteś trudnym przypadkiem.
Spoważniał.
– Ja nie, ale mój brat ma poważne problemy. – Przykro mi to słyszeć.
– Choroba przykuła go do wózka – westchnął. – Mógłby prowadzić całkiem normalne życie, gdyby nie brak zrozumienia u ludzi.
– Odnoszę wrażenie, że postawy względem takich osób uległy znacznej poprawie?
– Ależ skąd! Niektórzy krzyczą mu do ucha, zakładając automatycznie, że pewnie jest też głuchy. Inni plotą bzdury, jakby mieli do czynienia z chorym umysłowo. Gdyby zechcieli zwracać uwagę na jego rozum, a nie ciało, żyłoby mu się znacznie łatwiej.
– Rozumiem.
– Niedawno pewna dama z jakiejś sekty religijnej powiedziała mu wprost, że siedzenie na wózku to kara za jego własne grzechy. Odpowiedział, że choruje od dziecka, więc kiedy zdążył nagrzeszyć? Dama strasznie się uniosła i stwierdziła, że bluźni.
– Ojej! – Irina aż zadrżała.
– Przy innej okazji zażartował sam z siebie. Jakiś starszy pan poczerwieniał wtedy ze złości i krzyknął, że z poważnych spraw nie należy się wyśmiewać.
Irina skrzywiła się.
– Twój brat zrobił to, żeby mieć siły do życia.
– Właśnie. Wielu uważa, że niepełnosprawni powinni traktować ludzką uprzejmość jak jałmużnę i przyjmować ją z wdzięcznością. Własne opinie, kontrowersyjne poglądy i dowcipy nie są mile widziane.
– Bardzo lubisz brata – powiedziała łagodnie.
– Jesteśmy sobie bardzo bliscy – odrzekł niemal szorstko. – Nie okazuję mu współczucia, bo go nie potrzebuje. Straciłem już nadzieję, że świat zacznie traktować go naturalnie, tak jakby był normalnym człowiekiem. Zresztą co to właściwie znaczy?
– Sama się zastanawiam – zakończyła z uśmiechem.
Ta rozmowa dodała jej odwagi. Kiedy koło północy telefon zadzwonił ponownie, wciąż się uśmiechała.
Uśmiech zamarł jej na ustach. To był ten sam ordynarny męski głos. Starszy człowiek, który wypluwał z siebie paskudztwa, szybko i niewyraźnie. Irina zerwała połączenie.
Zacisnęła mocno dłonie na oparciach fotela. Kiedy dzwonek telefonu rozbrzmiał ponownie, nie wiedziała, co zrobić. W końcu podniosła słuchawkę.
Znów on. Tym razem wiele nie mówił, wymamrotał tylko jakiś brzydki wyraz, dysząc w mikrofon.
Irina roześmiała się.
– To doprawdy zabawne! Myślałam, że takie historie zdarzają się tylko w tanich komediach. Obleśny staruch jęczący w telefon. Świntuch śliniący się na widok dziewcząt, których nigdy nie będzie mieć!