Przyszła jej do głowy spontaniczna myśl, by podejść do niego, ale się nie odważyła. Co zresztą powinna powiedzieć? Cześć, rozmawiałam w nocy z twoim bratem?
Zawsze poprawna Irina tak nie postępowała.
Poczuła się jeszcze gorzej, kiedy przechodząca obok kobieta obrzuciła ją zimnym spojrzeniem i syknęła:
– Nie przystoi tak się przyglądać kalekom!
Zawsze poprawna Irina…
Może Arnt zwyczajnie nudził się w małżeństwie z nią? Choć właściwie sam bardziej zważał na konwenanse. Na początku ich związku karcił ją zawsze, kiedy pozwalała sobie na chwile nierozsądku. Dopiero później go zrozumiała. Lekkomyślność nie pasowała do mieszkańców wzgórz.
Lekkomyślność? Czasami nuciła piosenki na leśnych polanach, tańczyła na dywanie z zawilców, stawiała czoło sztormowej fali na nadmorskiej skale. To były szczyty jej lekkomyślności.
Nie wiedzieć dlaczego oczami wyobraźni ujrzała ptaka z podciętymi skrzydłami.
Ostatni zespół przedefilował jezdnią. Ludzie zaczęli się rozchodzić.
Irina ruszyła do gabinetu lekarskiego.
Wizytę zamówiła dawno temu, ale nie mogła zdobyć się na odwagę, by tam pójść. Doktor Hansen należał do jej dawnego kręgu znajomych i wraz z żoną wciąż utrzymywał znajomość z Arntem i jego nową miłością.
Z tej przyczyny wizyta u doktora Hansena nie należała do przyjemności. Irina nie chciała jednak okazać mu lekceważenia.
Miała zamiar najpierw załatwić inne sprawy, ale muzyczna parada zajęła ją w takim stopniu, że nie starczyło na nie czasu. Ruszyła w stronę gabinetu.
Niepotrzebnie się spieszyła. W poczekalni siedziało mnóstwo ludzi i Irina zmuszona była cierpliwie czekać na swoją kolejkę. Usiadła, czując na sobie badawcze spojrzenia innych pacjentów. Różniła się od nich sposobem zachowania, elegantszym ubiorem.
Co się ze mną stało? pomyślała z przerażeniem. Kul – ' turę osobistą wyniosła z domu rodzinnego, a Arnt poddał ją dodatkowemu treningowi. Nauczył ją chłodnej wyniosłości, nienaturalnego dostojeństwa. Irina zdała sobie nagle sprawę, jak bardzo nienawidzi tych cech. Nocne rozmowy obnażyły ich sztuczność.
Żebyście tylko wiedziały, jak chętnie zamieniłabym z wami kilka słów, pomyślała, przyglądając się dwóm starszym kobietom o zmęczonym wyglądzie i przerażonym spojrzeniu. Na pokrytych żylakami nogach nosiły wydeptane buty, które tylko dzięki paście zachowały resztki brązowego koloru. Jeszcze nie potrafię normalnie rozmawiać. Boję się. Ale się uczę. Nocami. Poznaję tylu nowych ludzi. Wcześniej nawet na to mi nie pozwalano. W biurze parafialnym przydzielono mi pokój na zapleczu. Nie byłam godna zaufania? Nie dość pobożna, by udzielać petentom właściwych informacji?
Jakże bym chciała z wami porozmawiać, dodać wam sił i otuchy.
Zrozumiała nagle, że to Arnt wykształcił w niej tę niechętną postawę wobec ludzi z innych grup społecznych.
Pobyt w poczekalni dał Irinie okazję do nieoczekiwanych przemyśleń.
Kiedy się poznali, Arnt był młodym, ambitnym studentem, przyszłym adwokatem. Irina również studiowała, ale po ślubie nie pozwolił jej uczyć się dalej. Miała zająć się domem, to poprawiało wizerunek społeczny, jego wizerunek. Była zakochana po uszy, wsłuchana w każde jego słowo.
Dobrze zarabiał, to prawda. Z niechęcią przystał na to, by poszła do pracy, ale Irina naciskała, znała już swoją wartość. Posada musiała być odpowiednia, stosowna dla kogoś z jego klasy. Jakże mogła ją zdobyć, skoro nie ukończyła studiów?
W końcu dostała jakieś zajęcie w biurze przy sortowaniu faktur. Szczerze go nienawidziła. W końcu ją zwolniono w ramach redukcji etatów. Z czystej desperacji zatrudniła się w biurze parafialnym. Z błogosławieństwem Arnta.
Praca nie przynosiła jej wiele satysfakcji. Irina nie miała kontaktu z petentami, całe dnie spędzała w pokoju na zapleczu, porządkując dokumenty.
Aż do chwili, kiedy Arnt ją opuścił.
Oczyma wyobraźni ujrzała teraz pnący bluszcz. Może Arnt związał ją ze sobą tak mocno, że nie potrafiła już funkcjonować bez niego? Może dlatego właśnie wpadła w rozpacz, kiedy pozbawił ją opieki?
Pielęgniarka dwukrotnie powtórzyła nazwisko Iriny, kiedy przyszła jej kolej. Gwałtowny powrót do rzeczywistości sprawił, że przekroczyła próg gabinetu roztargniona i nieprzygotowana.
– Więc? – zaczął dobrodusznie doktor Hansen, nie patrząc na nią. – Co u ciebie?
– Wszystko w porządku – odpowiedziała trochę za szybko. – Jestem trochę osłabiona – dodała, by uniknąć drażliwego tematu. – Szybko się męczę, ale to chyba nic konkretnego.
Za żadne skarby świata nie przyznałaby mu się do bezsennych nocy. Nikt z kręgu znajomych lekarza nie może podejrzewać, że ona jest Nocnym Rozmówcą. Ani że bezsenność wynika z głębokiej tęsknoty za towarzyszem życia.
– Jesteś blada – skonstatował. – Musisz więcej przebywać na słońcu!
Weszła pielęgniarka, niosąc wyniki badań krwi Iriny.
Doktor Hansen przejrzał je.
– Droga Irino – zdumiał się. – W ogóle nie dbałaś o siebie od ostatniej wizyty!
Była u niego rok temu.
– Hm – odrzekła z niepewnym uśmiechem – nie myślałam zbytnio o własnym zdrowiu. Coś nie tak?
– Niektóre wyniki są fatalne. Brak ci kondycji, jesteś anemiczna. Nic dziwnego, że szybko się męczysz. Pijesz?
Wzdrygnęła się na bezceremonialność lekarza. Alkoholu starała się unikać, i to z dobrym skutkiem.
– Nie, wcale – zapewniła go poirytowana. – To znaczy, czasami kieliszek wina do dobrego obiadu. Raz, może dwa razy w tygodniu, to chyba nie libacja?
Zgodził się z nią. Irina poczuła się pewniej, stroniła również od wszelkich środków uspokajających. Za to niezbyt regularnie się odżywiała, zdarzało się jej zapomnieć o obiedzie. Gotowanie dla jednej osoby nie należało do przyjemności. Nie powiedziała tego głośno.
Oboje ani słowem nie wspomnieli o jej złym stanie psychicznym i jego przyczynach.
Lekarz zbadał ją i uznał, że nic jej nie dolega. Zapisał lekarstwa na wzmocnienie, witaminy i minerały. Sugestię zażywania valium odrzuciła zdecydowanie. Nie chciała ryzykować, choć jej ciało i dusza mówiły co innego.
Musiała obiecać, że nie zapomni o regularnych posiłkach.
Irina nie powiedziała nic, co mogłoby sugerować, że tęskni za Arntem. Nie wspomniała o tym, jak jej smutno, kiedy zasiada samotnie przy nakrytym stole. Właśnie dlatego zwykle zadowalała się zjedzoną pospiesznie kanapką. Dla kogo miała przyrządzać warzywa i inne smakowite dodatki?
Opuściła gabinet z uczuciem ulgi. Przyznawała lekarzowi rację, powinna częściej przebywać na słońcu. Zalecił jej codzienny spacer.
Będzie o tym pamiętać. Szkoda, że nie ma psa, który zmusiłby ją do wyjścia.
Ale nie trzeba zmuszać, na powietrzu naprawdę jest cudownie.
Nie było jej tam. Straciła okazję, by mnie spotkać.
Nie dostrzegłem w tłumie jej jasnych włosów i zgrabnego tyłeczka.
Wiem, że nie śmiała się ze mnie. Przecież zmieniłem głos, więc nie mogła mnie rozpoznać.
Następnym razem wygarnę wszystko bez ogródek. Przedstawię się. Pamiętam, jak się zachowywała w szpitalu, taka była napalona na mnie, łatwo mi pójdzie.
Potem czeka ją taki sam los jak tamte.
Dziś nie dyżuruje przy telefonie, tak było w ogłoszeniu. Już się cieszę na jutrzejszą noc!
ROZDZIAŁ V
Jak spokojnie! Dom tchnął pustką. Cisza wokół była nieomal namacalna. Irina usadowiła się w sypialni. Ciężkie kotary, pamiętające czasy wojny i zaciemnienia, nie pozwalały, by światło lampy wydostało się na zewnątrz.
Paranoja, pomyślała z lekkim rozbawieniem, ale teraz czuła się bezpieczniej.