– Chcę to mieć za sobą. Moja mama wkrótce wróci do domu i nie chcę, żeby mi pomagała.
– Jest pani bardzo opiekuńcza wobec matki – zauważył Logan, wychodząc z domu razem z Eve. – Udaje wam się utrzymać ze sobą dobry kontakt?
– Tak. Kiedyś było inaczej, ale teraz jesteśmy przyjaciółkami.
– Przyjaciółkami?
– Matka jest tylko o szesnaście lat starsza ode mnie. W pewnym sensie razem dorastałyśmy. Nie musi pan ze mną iść, naprawdę – dodała, spoglądając na niego przez ramię.
– Wiem – powiedział, otwierając przed nią drzwi laboratorium. – Jednakże Margaret byłaby wściekła, gdybym kazał jej pracować, a sam nie kiwnąłbym palcem.
Rozdział czwarty
– Dużo krwi – zauważył rzeczowo Logan – Zajmie się tym ekipa do sprzątania. Niech pani sprawdzi, czy czegoś nie da się uratować – zaproponował, wskazując stertę papierów przy przewróconej półce. – Widzę tam parę zdjęć.
Eve kiwnęła głową i uklękła obok półki. Ze zdziwieniem zauważyła, że obecność Logana jej pomaga. Jego rzeczowe zachowanie rozjaśniało ciemność. Jest krew, trzeba posprzątać. Ktoś coś zniszczył, trzeba sprawdzić, czy czegoś nie da się uratować.
Z ulgą spostrzegła, że zdjęcia Bonnie i matki mają tylko oddarte rogi.
– Nie jest tak źle – powiedziała głośno.
– Świetnie. Ten, kto to zrobił, nie był tak sprytny, jak myślałem. Nie wiedział, jak bardzo by panią skrzywdził, niszcząc zdjęcia. Sprawdzę szuflady i zobaczę, czy…
– Niech pan zaczeka! Tam jest…
Za późno. Logan otworzył szufladę z martwym szczurem. Szczura nie było, zapewne zabrała go policja, ale w szufladzie pozostała kałuża krwi.
Logan skrzywił się z obrzydzeniem.
– Cieszę się, że tu zajrzałem, nim przyjedzie ekipa do sprzątania. Mogliby z miejsca zrezygnować. Wyrzucę to – powiedział, wyciągnął szufladę i ruszył do drzwi.
– Nic pana specjalnie nie dziwi.
– Kiedyś pani opowiem, co się stało w moim biurze, kiedy po raz pierwszy przejąłem inną firmę. Tutaj przynajmniej nikt się nie załatwił. Niech pani sprawdza dalej. Zaraz wracam.
Niewiele było do sprawdzania. Książki leżały podarte, klepsydra, którą dostała od matki – rozbita, podstawa postumentu rozłupana na pół i…
Postument. Mandy.
Dlaczego przeniesiono Mandy na drugi koniec pokoju i dopiero potem rozbito? Już wcześniej myślała, że to dziwne, ale nie całkiem to do niej dotarło. Wszystkie zniszczenia zostały wykalkulowane z zimną krwią. W jakim celu czaszka…
Eve wstała z klęczek i szybko przeszła na drugą stronę biurka. W tym konkretnym miejscu rozbito jedynie komputer. I z drugiego końca przyniesiono czaszkę, żeby zniszczyć obie rzeczy razem.
Eve wpatrywała się w komputer i nagle doznała olśnienia.
– O Boże!
– Wiedziałem, że pani zrozumie, gdy przez chwilę nad tym pomyśli – powiedział Logan, stojąc w drzwiach.
– Pan to skojarzył?
– Kiedy powiedziała mi pani, gdzie stała czaszka. Chciał jasno powiedzieć, prawda? Komputery Logana. Czaszka. Ostrzeżenie.
– Kto?
– Nie wiem. Ktoś najwyraźniej nie chce, żebym skorzystał z pani usług.
– I o to tutaj chodzi? – spytała Eve, rozglądając się po laboratorium.
– Tak.
– I nie zamierzał mi pan powiedzieć?
– Nie, gdyby pani sama tego nie spostrzegła – oświadczył bez ogródek. – Obawiałem się, że to przeważy szalę na moją niekorzyść. Chciał panią nastraszyć, i to mu się udało.
Tak, przestraszył ją, i to nieźle. Oprócz zniszczeń zginął Tom-Tom i przepadła nadzieja na zidentyfikowanie Mandy. A wszystko po to, żeby ją zniechęcić do podjęcia pewnych kroków. Kiedy Eve przypomniała sobie twarz pani Dobbins, ogarnęła ją zimna furia.
– Niech go szlag trafi! – zawołała ze złością. – Niech go piekło pochłonie!
– Zgadzam się. I mam nadzieję, że to, iż przeklina pani jego, a nie mnie, ma jakieś znaczenie.
– Obrzydliwy łobuz!
Eve wyszła z laboratorium. Ostatni raz była tak wściekła, kiedy złapano Frasera. Miała ochotę kogoś zabić.
– Nic go nie obchodziło. Ludzie nie powinni tak postępować. Jak mógł…
Wiedziała, jak mógł. Był na pewno tak samo chory psychicznie jak Fraser. Okrutny i bezwzględny.
– Zapłaci mi za to – powiedziała mściwie.
– Dowiem się, kto to był – powiedział Logan.
– Jak? Czy pan kłamał mówiąc, że nie wie pan, kto to jest?
– Nie wiem, kim jest, ale się domyślam, kto go wynajął.
– Kto?
– Nie mogę pani powiedzieć, ale dowiem się, kto tu był. Jeśli pojedzie pani ze mną – dodał.
– Proszę mi powiedzieć, kto mu zapłacił?
– Sama się pani dowie, jeśli przyjmie pani moją propozycję. I tak musi pani czekać na nowe wyposażenie laboratorium. Dodam jeszcze dwieście tysięcy dla Fundacji Adama i dodatkowo dowiem się, kto zniszczył pani laboratorium.
Eve przyszło coś do głowy.
– A może to pana sprawka, żeby mnie zmusić do tej pracy?
– Za duże ryzyko. Mogła się pani śmiertelnie przestraszyć. Poza tym nie zabijam bezbronnych zwierząt.
– Ale chce pan wykorzystać sytuację.
– No jasne. Umowa stoi?
Eve rozejrzała się po zdemolowanym pomieszczeniu i krew znów uderzyła jej do głowy.
– Zastanowię się.
– A jeśli podwyższę…
– Niech pan nie naciska. Powiedziałam, że się zastanowię.
Podniosła z podłogi pudełko po papierze do drukarki i zaczęła do niego wkładać potrzaskane kości czaszki Mandy. Spostrzegła, że nadal drżą jej dłonie. Musi się uspokoić.
– Niech pan już idzie. Zadzwonię, kiedy podejmę decyzję.
– Muszę działać szybko, bo…
– Zadzwonię.
Spodziewała się, że będzie ją dalej przekonywać.
– Zatrzymałem się w hotelu „Ritz-Carlton Buckhead”. Nie powinienem tego pani mówić, bo tracę pozycję przetargową, ale jestem zdesperowany, Eve. Musi mi pani pomóc. Zrobię wszystko, żeby się pani zgodziła. Proszę zadzwonić i podać swoje warunki. Przyjmę wszystkie.
Kiedy podniosła głowę, Logana nie było.
Dlaczego jest zdesperowany? Do tej pory dobrze to ukrywał. Może przyznanie się do rozpaczy jest podstępem. Zastanowi się nad tym później. Musi wrócić do domu, żeby matka przypadkiem tu nie przyszła. Wzięła zdjęcia i pudełko z kawałkami czaszki Mandy. Mogłaby spróbować jakoś ją skleić. Nawet jeśli nie będzie dokładna, może wystarczy do komputerowego rysunku…
Z wściekłością uświadomiła sobie, że nie da się tego zrobić. Joe powiedział, że nie mają pojęcia, kim była Mandy, a zatem nie ma żadnego zdjęcia. Wcześniej mogła tylko mieć nadzieję, że zbuduje twarz na podstawie kości czaszki i ktoś rozpozna Mandy. Nadzieję zniszczył łobuz, który celowo rozbił czaszkę, żeby ją ostrzec.
– Eve?
Matka szła do niej ścieżką przez ogród.
– Dzwonili z towarzystwa ubezpieczeniowego. Zaraz ktoś od nich przyjedzie.
– To dobrze. Jak się czuje pani Dobbins?
– Lepiej. Myślisz, że powinnyśmy znaleźć jej jakiegoś młodego kociaka?
– Na razie nie. Niech trochę przyjdzie do siebie.
– Tak mi przykro, Eve. Wszystkie twoje dokumenty i całe wyposażenie.
– Będę miała nowe.
– Mieszkamy w takiej spokojnej i porządnej okolicy. Nic takiego się tu nigdy nie zdarzyło. Aż strach bierze. Czy nie uważasz, że powinnyśmy zainstalować jakiś system alarmowy? – spytała, marszcząc brwi.
– Porozmawiamy później – odparła Eve, otwierając kuchenne drzwi. – Chcesz kawy?
– Nie, piłam u pani Dobbins. Dzwoniłam do Rona – dodała po chwili. – Chciał mnie zaprosić na obiad, żebym się trochę od tego wszystkiego oderwała. Oczywiście odmówiłam.