– Dziękuję, ale nie miałam ochoty występować w telewizji. Mam dość kamer telewizyjnych.
– John też nie lubi publicznych występów. W zeszłym roku w Paryżu musiałem rozbić jeden aparat – powiedział z niesmakiem. – A potem John musiał się dogadać z facetem, który twierdził, że rozbiłem mu głowę, a nie jego aparat. Nie znoszę paparazzi.
– Paparazzi za mną na ogół nie chodzą, więc nie będzie pan miał problemów.
– Towarzystwo Johna wystarczy, żeby za panią chodzili – zapewnił, otwierając tylne drzwi. – Niech pani wskakuje, a ja migiem zawiozę panią do Barrett House.
– Barrett House? To jak z Dickensa.
– Nie, w czasach wojny secesyjnej była tam gospoda. John kupił dom w zeszłym roku i całkowicie go przebudował.
– Czy Margaret już przyjechała? – spytał Logan, wsiadając do samochodu.
– Dwie godziny temu, wściekła jak wszyscy diabli. Za jej przywiezienie należą mi się ekstra pieniądze. Zupełnie tego nie rozumiem. Dlaczego ona mnie nie kocha? – spytał Gil, zajmując miejsce za kierownicą. – Przecież mnie wszyscy kochają.
– To chyba jakaś wada jej charakteru – powiedział Logan. – Na pewno nie jest to twoja wina.
– Tak myślałem.
Gil włączył silnik i pstryknął guzik odtwarzacza CD. Limuzynę wypełniły smutne dźwięki Feedjake.
– Szyba, Gil – przypomniał Logan.
– Ach, tak.
Gil odwrócił się i uśmiechnął do Eve, wyjaśniając:
– Kiedyś John jeździł dżipem, ale nie znosi muzyki country, więc kupił tę limuzynę, żeby się ode mnie odgradzać szybą.
– Lubię country – powiedział Logan. – Nie cierpię tych żałosnych ballad, które darzysz takim uczuciem. Zakrwawione suknie ślubne, psy na grobach…
– Jesteś strasznie sentymentalny i nie chcesz się do tego przyznać. Myślisz, że nie widzę, kiedy masz łzy w oczach? Weźmy na przykład Feedjake. To jest…
– Sam sobie weź. Zasuń szybę.
– Dobrze.
Szyba bezgłośnie podjechała do góry i muzyka ucichła.
– Nie ma pani nic przeciwko temu? – spytał Logan.
– Nie. Sama nie lubię smutnych piosenek, choć nie wyobrażam sobie pana lejącego łzy do kufla z piwem z powodu sentymentalnej muzyki.
Logan wzruszył ramionami.
– Jestem tylko człowiekiem. Autorzy piosenek country wiedzą, jak wyciskać ludziom łzy z oczu.
– Pański kierowca jest bardzo sympatyczny – powiedziała Eve, spoglądając przez szybę na Gila. – Choć niezupełnie tak sobie wyobrażałam pańskich pracowników.
– Gil jest nietypowy, ale to doskonały kierowca.
– I goryl?
– I goryl. Służył w żandarmerii wojskowej, jednakże nie jest zwolennikiem dyscypliny.
– A pan?
– Ja też nie, ale na ogół staram się znaleźć jakąś pośrednią drogę, zamiast brania się do bicia. Niedługo będziemy na moim terenie – dodał, wskazując na widok za oknem. – Mamy tu dużo lasów i łąk.
W ciemności widać było jedynie cienie drzew. Eve nadal rozmyślała nad tym, co powiedział Logan, porównując siebie z Price’em.
– Co pan robi, kiedy nie można znaleźć pośredniej drogi?
– Biję – odparł z uśmiechem Logan. – Dlatego jesteśmy z Gilem w takiej dobrej komitywie. Dwie pokrewne dusze.
Wyjechali zza zakrętu i Eve zobaczyła czterometrową bramę z kutego żelaza. Gil nacisnął guzik na tablicy rozdzielczej i brama powoli się rozsunęła.
– Czy brama jest pod napięciem? – spytała Eve.
Logan kiwnął głową.
– Poza tym ochroniarze przez cały czas monitorują teren za pomocą kamer wideo.
– Wysoka technika. Chcę mieć własnego pilota do otwierania bramy.
Logan przyglądał jej się w milczeniu.
– Brama, przez którą nie można wejść, jest także bramą, przez którą nie można wyjść. Nie mam zamiaru siedzieć w klatce.
– Nie będzie pani tutaj więźniem, Eve.
– Oczywiście, dopóki będę spełniać pańskie oczekiwania. A jeśli nie?
– Nie mogę zmusić pani do pracy.
– Nie? Jest pan bardzo sprytnym człowiekiem, Logan. Chcę mieć własnego pilota do otwierania bramy.
– Jutro pani dostanie. Trzeba go zaprogramować. Możemy chyba założyć, że nie będę się nad panią znęcał w ciągu następnych dwudziestu czterech godzin – dodał z sardonicznym śmiechem.
– Może być jutro.
Na widok domu Eve pochyliła się do przodu. Zza chmur wyłonił się księżyc i oświetlił cały teren. Barrett House był piętrowym budynkiem z kamienia, wyglądającym dokładnie tak jak dziewiętnastowieczna gospoda. Kamienne mury oplatał bluszcz.
– Dlaczego kupił pan starą gospodę, którą trzeba było remontować, zamiast zbudować nowy dom? – spytała Eve, kiedy samochód się zatrzymał.
Logan wysiadł i podał jej rękę.
– Jest tu parę rzeczy, które mi się podobają.
– Wiem, wiem, na przykład cmentarz.
– Cmentarz rodziny Barrettów znajduje się zaraz za tym pagórkiem. Ale nie dlatego kupiłem gospodę – wyjaśnił, otwierając masywne mahoniowe drzwi. – Nie ma tu żadnej służby. Ekipa do sprzątania przyjeżdża z miasta dwa razy w tygodniu. Sami sobie gotujemy.
– Wszystko mi jedno. Nie jestem przyzwyczajona do służby i nie przywiązuję wagi do jedzenia.
– To widać – zauważył Logan. – Jest pani szczupła jak chart.
Lubię charty – powiedział Gil, wnosząc bagaże do przedpokoju. – Mają wdzięk i wspaniałe, mądre oczy. Miałem kiedyś charta. O mało nie umarłem z żalu, gdy zdechł. Gdzie mam zanieść jej bagaże?
– Pierwsze drzwi na górze, przy samych schodach.
– Kiepskie rozwiązanie – uznał Gil, wchodząc po schodach. – Ja mieszkam w starej powozowni, Eve. Niech pani mu powie, żeby tam panią umieścił. Człowiek ma więcej luzu.
– Stąd będzie bliżej do laboratorium – powiedział Logan.
A Loganowi będzie łatwiej mnie pilnować – pomyślała Eve.
– Margaret poszła już chyba spać. Pozna ją pani rano. Myślę, że w pokoju znajdzie pani wszystko, co może być potrzebne.
– Chciałabym zobaczyć moje laboratorium.
– Teraz?
– Tak. Muszę sprawdzić, czy jest właściwie wyposażone. Być może trzeba będzie coś sprowadzić.
– Proszę bardzo. Idziemy. Laboratorium mieści się w jednym z dobudowanych pokojów. Sam go jeszcze nie widziałem. Margaret miała wszystko przygotować.
– Ach, doskonała Margaret.
– Nie tylko doskonała. Wyjątkowa.
Eve bez słowa podążyła za Loganem do dużego pokoju z ogromnym kominkiem, podłogą z desek przykrytą chodnikami z juty i meblami pokrytymi skórą.
To wygląda jak wiejski klub – pomyślała Eve. Logan poprowadził ją krótkim korytarzykiem i otworzył drzwi.
– Proszę.
Chłód. Sterylność. Błyszcząca stal i szkło.
– Uch – westchnął Logan. – Tak sobie Margaret wyobraża raj naukowy. Postaram się ocieplić trochę atmosferę.
– Nie ma znaczenia. Nie będę tu długo.
Eve dokładnie obejrzała masywny postument, który dało się regulować, wysokiej klasy trzy kamery wideo na statywach, doskonały komputer, mikser i odtwarzacz wideo. Potem podeszła do biurka. Instrumenty pomiarowe były bardzo dokładne, ale Eve wolała swoje. Zdjęła drewniane pudełko z półki nad biurkiem i spojrzało na nią szesnaście par oczu. W najróżniejszych odcieniach orzechowego, szarego, zielonego, niebieskiego i brązowego.
– Wystarczyłyby niebieskie i brązowe – powiedziała. – Brązowy kolor oczu występuje najczęściej.
– Kazałem jej przygotować wszystko, co mogłoby być potrzebne.
– Wykonała pańskie polecenie. Kiedy mogę zacząć pracę?
– Jutro lub pojutrze. Czekam na sygnał.
– A ja mam tu siedzieć z założonymi rękami?