Выбрать главу

– Czy mam wykopać któregoś z Barrettów, żeby mogła sobie pani poćwiczyć?

– Nie, dziękuję. Chcę wykonać swoją pracę i wrócić do domu.

– Zgodziła się pani na dwa tygodnie. Chodźmy, jest pani zmęczona. Zaprowadzę panią do pokoju.

Eve rzeczywiście była zmęczona. Miała wrażenie, że od chwili, gdy rano weszła do swego laboratorium, minęło tysiąc lat. Nagle poczuła tęsknotę za domem. Co ona tu robi? Nie ma przecież nic wspólnego z tym dziwnym domem i jego właścicielem, któremu nie ufa.

Fundacja Adama. Reszta się nie liczy.

– Przypominam, co mówiłam wcześniej – powiedziała, podchodząc do Logana. – Nie zrobię niczego nielegalnego.

– Pamiętam.

Co nie znaczy, że to akceptuje – pomyślała Eve. Wyłączyła światło i wyszła na korytarz.

– Czy powie mi pan, dlaczego tu jestem i kiedy mam robić to, co pan chce, żebym zrobiła?

– To jest pani patriotyczny obowiązek.

– Bzdura! Chodzi o politykę?

– Czemu pani tak sądzi?

– Jest pan znany ze swej działalności, zarówno publicznej, jak i zakulisowej.

– Powinienem być chyba zadowolony, że nie uważa mnie już pani za wielokrotnego mordercę.

– Nie powiedziałabym. Rozpatruję wszystkie możliwości. Chodzi o politykę?

– Może.

Nagle coś jej przyszło do głowy.

– Czy chce pan kogoś skompromitować?

– Nie wierzę w kampanie wyborcze polegające na opluwaniu przeciwnika. Powiedzmy, że nie wszystko jest zawsze takie, jakby się wydawało, a ja wierzę w wyciąganie prawdy na wierzch.

– Jeśli jest to dla pana korzystne.

– Oczywiście.

– Nie chcę brać w tym udziału.

– Nie bierze pani w niczym udziału… Chyba że się okaże, iż miałem rację. Jeżeli nie, wraca pani do domu i zapomina o swoim tu pobycie. – Logan prowadził Eve na górę. – Czyż to nie jest uczciwe?

Może nie chodziło mu o politykę, a o sprawy osobiste.

– Zobaczymy – odparła sucho Eve.

Logan otworzył drzwi jej pokoju i stanął z boku.

– Dobranoc, Eve.

– Dobranoc.

Weszła do środka i zamknęła drzwi. Pokój w wiejskim stylu był wygodny i dość przytulny, z łóżkiem nakrytym pomarańczowo-kremową kapą i zdobiącymi go prostymi sosnowymi meblami. Jedyną rzeczą, która w tej chwili interesowała Eve, był telefon. Usiadła na łóżku i wykręciła numer Joego Quinna.

– Halo – powiedział zaspanym głosem.

– Mówi Eve.

– Wszystko w porządku? – spytał znacznie żywszym tonem.

– Tak. Przepraszam, że cię obudziłam, ale chciałam ci powiedzieć, gdzie jestem i podać numer telefonu.

Wyrecytowała numer naklejony na aparacie telefonicznym.

– Zapisałeś?

– Tak. Gdzie jesteś?

– W Barrett House. To posiadłość Logana w Wirginii.

– I nie mogłaś z tym zaczekać do rana?

– Może mogłam, ale chciałam, żebyś wiedział, gdzie jestem. Czuję się… zagubiona.

– Rzeczywiście wydajesz się jakaś rozkojarzona. Przyjęłaś tę pracę?

– Inaczej by mnie tu nie było.

– Czego się boisz?

– Nie boję się niczego.

– Nie wierzę. Ostatni raz zadzwoniłaś do mnie w środku nocy, kiedy Bonnie…

– Niczego się nie boję. Chciałam ci powiedzieć, gdzie jestem. Kierowca Logana nazywa się Gil Price. Był w żandarmerii wojskowej.

– Chcesz, żebym go sprawdził?

– Chyba tak.

– Nie ma sprawy.

– Pamiętaj o mojej matce.

– Jasne. Nie musisz mi mówić. Poproszę Dianę, żeby do niej wpadła jutro po południu.

– Dzięki, Joe. Wracaj do łóżka.

– Dobra. To mi się nie podoba. Uważaj na siebie, Eve.

– Nie ma na co uważać. Cześć.

Odłożyła słuchawkę i wstała z łóżka. Postanowiła wziąć prysznic, umyć głowę i pójść spać. Nie powinna była budzić Joego, ale dźwięk znajomego głosu poprawił jej samopoczucie. Nie wiadomo dlaczego czuła się podminowana. Nie wiedziała, co w tym na pozór spokojnym, normalnym domu jest prawdziwe, a co udawane. Poza tym czuła się samotna.

Teraz, dzięki Joemu, miała połączenie ze światem zewnętrznym. Joe będzie jej siatką bezpieczeństwa, kiedy wejdzie na linę.

– To Eve? – spytała Diane Quinn, odwracając się w stronę męża. – Coś się stało?

– Nie wiem. Chyba nie. Przyjęła tę pracę, która może… Nieważne. Przypuszczalnie nie ma się czym przejmować.

Ale Joe się przejmuje – pomyślała Diane. Zawsze się przejmuje Eve. Joe położył się i naciągnął koc.

– Pojedź jutro do jej matki, dobrze?

– Jasne. Jak sobie życzysz. A teraz śpij.

Ale Joe nie zaśnie – pomyślała Diane. Będzie leżał po ciemku, denerwując się i martwiąc o Eve. Właściwie nie ma prawa narzekać. Małżeństwo jest udane, Joe troskliwy, kochający i świetny w łóżku. Po rodzicach odziedziczył dość pieniędzy, żeby mogli prowadzić dostatnie życie, nawet gdyby nie pracował. Diane wiedziała, kiedy wychodziła za niego, że on i Eve są ze sobą na zawsze związani. Znali swoje myśli, czasem jedno z nich kończyło zdanie, które zaczęło drugie.

To nie był związek seksualny. Jeszcze nie. Może nigdy nie będzie. Ta część Joego wciąż należała do Diane. Nie powinna więc narzekać, ale nadal być przyjaciółką Eve i żoną Joego.

Ponieważ doskonale wiedziała, że nie ma jednego bez drugiego.

– Pół godziny temu dzwoniła do Joego Quinna – powiedział Gil, kładąc arkusz papieru na biurku Logana. – Mark spisał rozmowę.

– Chyba nam nie ufa – zauważył Logan z lekkim uśmiechem, rzucając okiem na papier.

Mądra kobieta – pochwalił Gil, siadając na fotelu i zakładając nogi na poręcz. – Wcale mnie nie dziwi, że nie ma do ciebie zaufania. Łatwo można cię rozgryźć. Na mnie może się poznać tylko ktoś ekstrawrażliwy.

– To dlatego, że jesteś piegowaty. Twoje zdolności aktorskie nie mają żadnego znaczenia. Nie mogę się skontaktować ze Scottem Marenem w Jordanii – dodał Logan, marszcząc brwi. – Były jakieś telefony?

– Nie. A, prawda. Dzwonił twój adwokat, Novak.

– Może poczekać.

– Czy Mark ma jej uniemożliwić dalsze telefony?

– Ma telefon cyfrowy. Zapewne i tak go użyje, jeśli się zorientuje, że telefon w jej pokoju jest na podsłuchu.

– Jak chcesz. Kiedy pojedziemy?

– Niedługo. Gil uniósł brwi.

– Mnie nie oszukujesz, co?

– Muszę być pewien, że wszystko jest w porządku. Timwick depcze mi po piętach.

– Możesz mi zaufać, John.

– Powiedziałem, że czekam.

– Niech będzie, ty skryty małpoludzie. Gil wstał i podszedł do drzwi.

– Nie lubię jeździć w ciemno – dodał.

– Nie musisz.

– Traktuję to jak obietnicę. Idź spać.

– Dobrze.

Kiedy Gil zamknął za sobą drzwi, Logan jeszcze raz przeczytał zapis rozmowy. Joe Quinn. Ktoś, z kim należy się liczyć. Quinn był niesłychanie lojalny wobec Eve. Lojalność, przyjaźń i co jeszcze? Quinn był żonaty, ale to nie miało znaczenia. Do diabła, to nie moja sprawa, jeśli tylko nie przeszkadza Eve w pracy. Poza tym dość mam innych zmartwień. Scott Maren podróżuje po Jordanii i lada chwila mogą go złapać. Timwick mógł się wszystkiego domyślić i postarać o wzmocnienie swojej pozycji.

Logan wyciągnął notes z telefonami i otworzył na ostatniej stronie. Znajdowały się tu tylko trzy nazwiska i numery telefonów.

Dora Bentz.

James Cadro.

Scott Maren.

Telefony Bentz i Cadra mogły być na podsłuchu, ale Logan powinien zadzwonić i sprawdzić, czy nic im się nie stało. A potem kogoś po nich wysłać. Wziął telefon i wykręcił pierwszy numer.

Dora Bentz.

Dzwonił telefon.

Fiske skończył przywiązywać nogi kobiety do łóżka i podciągnął do góry jej nocną koszulę.