– Tak.
– Niemożliwe.
– Pięćset tysięcy dolarów za dwa tygodnie pracy.
– Co?
– Twierdzi pani, że pani czas jest bardzo cenny. Rozumiem? ze wynajmuje pani ten dom. Mogłaby go pani kupić i zostałoby pani jeszcze dużo pieniędzy. Chcę tylko, by poświęciła pani dwa tygodnie na pracę dla mnie.
– Skąd pan wie, że wynajmuję dom?
– Są ludzie, którzy nie są tak lojalni, jak pani przyjaciele w policji. Nie podoba się pani to, że zbieram informacje, co?
– Nie, nie podoba.
– Wcale się nie dziwię, mnie też by się nie podobało.
– Ale pan to zrobił.
Powtórzył słowo, którego przedtem użyła Eve:
– Konieczność. Musiałem wiedzieć, z kim mam do czynienia.
– Niepotrzebny wysiłek. Nie będzie pan miał ze mną do czynienia.
– Pieniądze pani nie interesują?
– Czy uważa mnie pan za wariatkę? Oczywiście, że mnie interesują. W dzieciństwie żyłam w biedzie. Jednakże moje życie nie kręci się wokół pieniędzy. Teraz mam ten luksus, że sama sobie wybieram pracę i pańska propozycja mnie nie interesuje.
– Dlaczego?
– Bo nie.
– Dlatego, że nie dotyczy dziecka?
– Po części.
– Nie tylko dzieci bywają ofiarami.
– Tylko dzieci są bezsilne. Czy pański mężczyzna jest ofiarą?
– Bardzo możliwe.
– Morderstwo?
Logan milczał przez chwilę.
– Możliwe – powiedział wreszcie.
– Czy żąda pan, żebym pojechała na miejsce morderstwa? Skąd pan wie, że nie pójdę na policję i nie powiem im, że John Logan jest zamieszany w morderstwo?
– Wszystkiemu bym zaprzeczył. Wyjaśniłbym, że chciałem, aby zbadała pani kości tego nazistowskiego zbrodniarza, którego pochowano w Boliwii. A potem – dodał po namyśle – zrobiłbym wszystko, żeby ośmieszyć, a nawet skompromitować pani przyjaciół z policji.
– Wcześniej mówił pan, że nie ma pretensji do posłańca.
– Zanim się zorientowałem, jakie to ma dla pani znaczenie. Lojalność ma najwyraźniej dwa oblicza. Należy wykorzystywać każdą broń, jaką się dysponuje.
Eve zrozumiała, że Logan gotów byłby zrobić wszystko, co powiedział. Podczas rozmowy uważnie jej się przyglądał i słuchał w skupieniu każdego jej pytania i odpowiedzi.
– Ale wcale nie chcę tego robić – kontynuował. – Staram się być wobec pani uczciwy. Mógłbym kłamać.
– Pominięcie informacji też jest kłamstwem, a poza tym właściwie nie powiedział mi pan niczego – odparła Eve, patrząc mu prosto w oczy. – Nie ufam panu. Myśli pan, że jest pierwszy? W zeszłym roku odwiedził mnie niejaki pan Damaro. Zaoferował mi bardzo dużo pieniędzy za to, żebym pojechała na Florydę i wyrzeźbiła twarz na podstawie czaszki, którą miał. Powiedział, że przysłał mu ją przyjaciel z Nowej Gwinei. To miało być znalezisko antropologiczne. Porozumiałam się z policją i okazało się, że pan Damaro naprawdę nazywa się Juan Camez i jest kurierem narkotykowym z Miami. Jego brat zniknął dwa lata wcześniej i podejrzewano, że został zabity przez konkurencyjną organizację. Czaszkę wysłano Camezowi jako ostrzeżenie.
– Bardzo wzruszające. Ostatecznie handlarze narkotyków też kochają swoje rodziny.
– To wcale nie jest śmieszne. Niech pan pomyśli o dzieciakach uzależnionych od heroiny.
Nie zamierzam się z panią spierać. Ja jednak nie mam żadnych powiązań ze zorganizowaną przestępczością. No, od czasu do czasu korzystam z usług bukmacherów – dodał z krzywym uśmiechem.
– Czy to ma mnie rozbroić?
– Żeby panią rozbroić, trzeba by podpisać umowę międzynarodową. Minęło dziesięć minut i nie chcę się pani dłużej narzucać – powiedział wstając. – Niech pani przemyśli moją ofertę. Zadzwonię do pani.
– Już ją przemyślałam. Odpowiedź brzmi: nie.
– Dopiero zaczęliśmy negocjacje. Jeśli pani nie zechce się zastanowić, ja to zrobię. Musi być coś, co mogę pani zaoferować, żeby panią skusić – powiedział, przyglądając się jej zmrużonymi oczami. – Jest we mnie coś, co panią denerwuje. Co takiego?
– Nic. Poza tym trupem, którego chce pan zachować w tajemnicy.
– Nie przed panią. Bardzo bym chciał, żeby pani go rozpoznała. Nie – powtórzył, potrząsając głową. – Jest jeszcze coś. Niech pani powie co, abym mógł coś zaradzić.
– Dobranoc panu.
– Jeśli nie chce mi pani mówić po imieniu, proszę przynajmniej porzucić tego „pana”. Po co wszyscy mają myśleć, że darzy mnie pani poważaniem.
– Dobranoc, Logan.
– Dobranoc, Eve.
W drodze do drzwi zatrzymał się przy półce i spojrzał na czaszkę.
– Zaczynam się do niego przyzwyczajać.
– To dziewczynka.
– Przepraszam, to nie było śmieszne. Pewno wszyscy mamy swoje sposoby akceptowania tego, co staje się z nami po śmierci.
– Owszem. Czasami jednak musimy się z tym zmierzyć przed czasem. Mandy nie miała więcej niż dwanaście lat.
– Mandy? Wie pani, kim była?
Nie miała zamiaru zdradzić imienia. A zresztą, o co chodzi.
– Nie, ale zwykle nadaję im imiona. Czy nie cieszy się pan, że nie przyjęłam oferty? Nie chciałby pan wszak, żeby taka ekscentryczka pracowała nad pańską czaszką, prawda?
– Wprost przeciwnie. Lubię ekscentryków. Połowa moich pracowników w centrum teoretycznym jest lekko zwichrowana. A propos, pani komputer ma już trzy lata. Mamy nową wersję, która pracuje dwa razy szybciej. Przyślę pani.
– Nie, dziękuję. Ten mi wystarcza.
– Niech pani nigdy nie odmawia łapówek, których przyjęcia nie trzeba kwitować – rzucił, otwierając drzwi. – I niech pani nigdy nie zostawia otwartych drzwi. Nie wiadomo, kto mógłby tu na panią czekać.
– Zamykam laboratorium na noc. Robienie tego za każdym razem, kiedy wychodzę, byłoby bardzo niewygodne. Wszystko, co tu mam, jest ubezpieczone, a ja potrafię się obronić.
– Nie wątpię. Zadzwonię do pani.
– Już mówiłam, że jestem…
Mówiła w pustkę; Logan zamknął za sobą drzwi.
Eve odetchnęła z ulgą, choć nie miała najmniejszych wątpliwości, że jeszcze ją będzie nachodził. Nie spotkała nikogo bardziej zdeterminowanego, by osiągnąć cel. Nawet kiedy zachowywał się z pozoru delikatnie, wyczuwało się twardy charakter. Miała już do czynienia z podobnymi typami. Musi się trzymać swojego postanowienia, a John Logan da jej w końcu spokój.
Wstała i podeszła do półki.
– Nie jest szczególnie mądry, Mandy. Nie wiedział nawet, że byłaś dziewczyną.
Niewiele osób potrafiłoby to stwierdzić. Zadzwonił telefon.
Matka? Ostatnio miewała kłopoty ze stacyjką samochodową.
Nie matka.
– Coś mi się przypomniało – powiedział Logan. – Pomyślałem, że dodam to do pierwotnej oferty.
– Nie rozpatruję pańskiej pierwotnej oferty.
– Pięćset tysięcy dla pani. Pięćset tysięcy dla Fundacji Adama zajmującej się zaginionymi dziećmi. Rozumiem, że oddaje im pani część swoich zarobków. Czy zdaje sobie pani sprawę, ile dzieci, które zaginęły albo uciekły z domu, mogłoby dzięki tej sumie wrócić do rodziców? – dodał sugestywnym tonem.
Eve wiedziała lepiej od niego. Nie mógł jej zaproponować niczego bardziej kuszącego. Wielki Boże, Machiavelli powinien się u niego uczyć.
– Czy te wszystkie dzieci nie są warte dwóch tygodni pani pracy?
Warte były dziesięciu lat jej pracy.
– Nie, jeśli miałabym wejść w konflikt z prawem.
– Formuła prawna często zależy od tego, kto ją definiuje.
– Bzdura.
– A gdybym dał pani słowo honoru, że nie miałem nic wspólnego ze śmiercią tego człowieka?
– Dlaczego miałabym panu wierzyć?