– I chcesz Bonnie.
– O tak. Musisz ją znaleźć i sprowadzić do domu. To jest poza wszelkimi negocjacjami.
– Znajdę ją. Obiecuję ci, Eve. Załatwię z Timwickiem, żeby odebrał czaszkę i…
– Nie. Nie wiem, czy mogę ci wierzyć. Ryzykuję życie paru ludzi. Skąd mam wiedzieć, że się nie wycofasz, jak dostaniesz czaszkę.
– Zostaną ci wyniki badań DNA. Wiesz, iż sprawiłyby mi masę kłopotów.
– Bez czaszki? Nie jestem pewna.
– To co proponujesz?
– Nie proponuję. Żądam. Chcę się z tobą zobaczyć. Chcę, żebyś osobiście odebrała czaszkę.
– To jest niemożliwe.
– Inaczej nie ma umowy.
– Posłuchaj, kobieta na moim stanowisku nie może się swobodnie poruszać. To, czego żądasz, jest niewykonalne.
– Nie kłam. Kobieta, która potrafiła zabić swego męża tak, żeby nikt się o tym nie dowiedział, znajdzie sposób, aby się ze mną spotkać. Ryzykuję własne życie i muszę sobie zapewnić maksymalne bezpieczeństwo. Nie mam broni, lecz jestem artystką. Zajmowałam się odczytywaniem wyrazu twarzy i studiowałam pod tym kątem także ciebie. Wydaje mi się, że będę umiała odczytać z twojej twarzy, czy zamierzasz dotrzymać obietnicy.
– Przywieziesz ze sobą czaszkę? – spytała po chwili milczenia Lisa Chadbourne.
– Schowam ją w pobliżu. Gwarantuję, że jej nie znajdziesz, jeśli przygotujesz pułapkę.
– A jeśli ty zastawisz pułapkę na mnie?
– Możesz przedsięwziąć środki ostrożności, pod warunkiem, że nie będą dla mnie zagrożeniem.
– Gdzie mamy się spotkać?
– Gdzieś niedaleko Camp David. Najłatwiej będzie ci wybrać się tam pod koniec tygodnia. Zwłaszcza że podobno wciąż opłakujesz śmierć swego przyjaciela, Scotta Marena. Powiedz, że lecisz do Camp David, i każ się wysadzić pilotowi w najbliższej okolicy.
– To rozsądny plan. A Logan?
– Logan w tym nie uczestniczy. Zabrałam czaszkę i papiery. Zostawiłam go w nocy. Powiedział, iż zwariowałam. Uważa, że mnie oszukujesz.
– Ty go jednak nie słuchasz?
– Słucham. Być może Logan ma rację. – Eve zacisnęła rękę na słuchawce. – Jednak muszę to zrobić. Wiedziałaś, że się zgodzę, prawda?
– To spotkanie nie jest dobrym pomysłem. Byłoby bezpieczniej, gdybyś mogła zostawić gdzieś czaszkę, a Timwick by się po nią zjawił.
– Bezpieczniej dla ciebie.
– Dla nas obu.
– Nie, muszę widzieć twoją twarz, kiedy powiesz, że znajdziesz Bonnie. Zbyt często kłamałaś. Muszę zrobić wszystko, co się da, żeby się upewnić, że mnie nie oszukasz.
– Wierz mi, to nie jest dobry pomysł.
– W porządku, ja się wycofuję.
– Daj mi pomyśleć. – Chwila ciszy. – Bardzo dobrze. Spotkam się z tobą. Rozumiesz jednak, że muszę zabrać ze sobą Timwicka.
– Nie zgadzam się.
– Timwick potrafi prowadzić helikopter i jest agentem służb specjalnych. To znaczy, że będę mogła, nie wzbudzając podejrzeń, lecieć bez ochroniarza i bez pilota. Poza tym – Lisa na moment zawiesiła głos – Timwick ma urządzenia, dzięki którym dowiem się, czy ty lub teren dokoła jest na podsłuchu. Ja też muszę się zabezpieczyć.
– A kto zabezpieczy mnie przed Timwickiem?
– Jak tylko się przekonam, że to nie jest zasadzka, każę mu odlecieć. Bez niego się nie zjawię, Eve.
– Dobrze – zgodziła się niechętnie Eve. – Ale nikogo więcej. Jeśli zobaczę, że w helikopterze jest jeszcze ktoś, nie wyjdę na spotkanie.
– W porządku. Powiedz mi teraz, gdzie mamy się spotkać.
– Zadzwonię, jak będziesz w powietrzu, niedaleko Camp David.
– Godna podziwu ostrożność. Kiedy mam wylecieć?
– Jutro o ósmej rano.
– Dobrze. Pamiętaj, że lot z Białego Domu do Camp David trwa około pół godziny. Na pewno nie chcesz tu przyjechać? Tak naprawdę byłoby bezpieczniej dla nas obu.
– Już mówiłam, że nie.
– Do jutra – powiedziała Lisa i odłożyła słuchawkę.
Eve nacisnęła guzik w swoim telefonie. Załatwione.
Wprawdzie Logan uważał, że robi straszny błąd, ale kości zostały rzucone.
Musiała dzisiaj dotrzeć do Waszyngtonu, a przed odjazdem zrobić jeszcze jedną rzecz. Wystukała numer do matki.
– Jak się czuje Joe?
– Właśnie dzwoniłam do szpitala. Przenieśli go już z intensywnej terapii.
Eve z uczuciem ogromnej ulgi zamknęła na chwilę oczy.
– Lepiej się czuje? Będzie żył?
– W nocy odzyskał przytomność. Lekarze wypowiadają się bardzo ostrożnie, ale z optymizmem.
– Chcę go zobaczyć.
– Nie żartuj. Wiesz, że to niemożliwe.
Eve nadal nie miała pojęcia, jak ma sobie poradzić i co się może zdarzyć w Camp David. Musiała zobaczyć się z Joem.
– Dobrze. Potrzebuję pomocy. Czy mogłabyś wynająć dla mnie samochód i zabrać mnie stąd?
– Co się stało z samochodem Logana?
– Rozstaliśmy się. Jego szukają znacznie intensywniej niż mnie i mogą strzelać bez ostrzeżenia.
– Cieszę się, że nie jesteście razem. Nie podobało mi się to, że oboje…
– Nie mam dużo czasu, mamo. Jestem w damskiej toalecie w Parku Rozrywki w Gainesville. O tej porze jest tu pusto, ale nie mogę zbyt długo tutaj tkwić. Czy możesz po mnie przyjechać?
– Już jadę.
Matka była w drodze. Potem Eve odwiezie Sandrę do Rona i też wyruszy w drogę. Na razie usiadła na podłodze, położyła torebkę obok torby z czaszką Bena i oparła się o betonową ścianę. Głębokie oddechy. Próba odpoczynku. Robiła tylko to, co musiała zrobić.
Jutro o ósmej rano.
Jutro o ósmej rano.
Lisa wstała i podeszła do okna. Jutro odzyska czaszkę Bena i podstawowe zagrożenie zniknie.
Oczywiście to może być pułapka, jednakże Lisa instynktownie wiedziała, że zagrała jedyną kartą, której Eve Duncan nie mogła pobić. Ta kobieta miała obsesję na punkcie odszukania córki i Lisa, grając na jej uczuciach, rzuciła ją na kolana. Powinna odczuwać satysfakcję.
Nic takiego nie czuła. Żałowała, iż nie udało jej się przekonać Eve, że osobiste spotkanie nie jest konieczne, choć ze swej strony uczciwie zamierzała dotrzymać obietnicy.
Czy aby na pewno? Myślała, że zna siebie, ale kiedyś nie przyszłoby jej do głowy, iż stać ją na takie rzeczy, które później robiła.
Szkoda, że Eve wymogła na niej to spotkanie.
W pobliżu Catoctin Mountain Park
Następnego dnia 8.20
Helikopter nadlatywał z północy. Eve zadzwoniła.
– Jestem obok polany, półtora kilometra od drogi numer siedemdziesiąt siedem przy Hunting Creek. Proszę wylądować na polanie. Przyjdę tam.
– Musimy najpierw przelecieć nad okolicą i sprawdzić czy wszystko jest w porządku – powiedziała Lisa Chadbourne. – Timwick jest ostrożny.
To Lisa jest ostrożna – pomyślała Eve. Ale i ona sama nauczyła się ostrożności. Nim zadzwoniła, sprawdziła cały teren.
Nerwowo zaciskając i rozprostowując dłonie, obserwowała kołujący nad polaną helikopter.
– Jedna osoba – powiedział Timwick, wskazując na zamazaną sylwetkę na ekranie monitora na podczerwień. – Inne najbliższe źródło ciepła znajduje się w restauracji przy drodze numer siedemdziesiąt siedem, pięć kilometrów stąd.
– Urządzenia elektroniczne? Timwick rzucił okiem na inny ekran.
– W pobliżu Duncan niczego nie ma.
– Jesteś pewien?
– Oczywiście. Ja też jestem zagrożony.
Lisa ze smutkiem spojrzała na pojedynczą smugę na ekranie. Eve była tam sama, pozbawiona ochrony.