– Na pewno uwierzą, Liso. Twoja rola się skończyła.
– Jeszcze nie – odparła, unosząc dumnie brodę.
Czy Ben chciałby, żebyś walczyła? Tego rodzaju skandal zaszkodzi pracy rządu na wiele miesięcy i zniszczy wszystko, co robiłaś dla Bena.
– Będę wiedziała, kiedy nadejdzie moment, żeby się wycofać… Tak jak Ben. – Milczała przez chwilę, a potem potrząsnęła głową. – To zakrawa na ironię, że ustaliłaś miejsce spotkania w Camp David. Czy wiesz, że Roosevelt nazywał Camp David Shangri-La?
– Nie.
– Shangri-La. Stracone złudzenia… – Lisa podniosła głowę. – Jadą. Pójdę im na spotkanie. To jest zawsze najlepsza taktyka.
Lisa wystudiowanym krokiem przeszła na skraj polany, gdzie zatrzymał się Logan i trzy pozostałe samochody.
Rewolwer.
Lisa przystanęła przy rewolwerze, który odrzucił przedtem Timwick i zaczęła mu się przyglądać.
– Nie!
– Zniszczyłaś wszystko, co stworzyliśmy z Benem. Uważasz mnie za morderczynię. Mogłabym wziąć ten rewolwer i pokazać, że masz rację. Myślę, że twoi przyjaciele nie zdążyliby na czas. Boisz się śmierci, Eve?
– Nie, chyba nie.
– Też tak myślę. Boisz się raczej życia. – Obejrzała się przez ramię. – Znalazłabym twoją Bonnie. Musisz żyć dalej z tą świadomością. Być może już nigdy jej nie znajdziesz. Mam nadzieję, że jej nie znajdziesz. – Kopnęła rewolwer. – Widzisz, jaka jestem nieszkodliwa? Odrzucam okazję zemsty i idę naprzód, na spotkanie sprawiedliwości. Do widzenia, Eve – powiedziała z uśmiechem. – Może się zobaczymy w sądzie. A może nie.
– Sądzi, iż się z tego wypłacze – powiedziała Eve do Logana, przyglądając się, jak Lisa wsiada do samochodu z agentami FBI. – I może jej się udać.
– Na pewno nie, jeśli będziemy ją trzymać z daleka od Kevina Detwila. Postarają się ją odizolować na następne dwadzieścia cztery godziny. Biorąc pod uwagę jej pozycję, będzie to cholernie trudne. Sędzia Bennet jedzie prosto do Detwila, żeby mu przedstawić taśmę.
– Myślisz, że się załamie?
– Prawdopodobnie. Zawsze działał, znajdując wsparcie u niej. Jeśli nie załamie się od razu, mamy w odwodzie listę. To go powinno załatwić.
– Ale dlaczego nazwisko Detwila też było na liście? Timwick panikował i zaczął zagrażać jej planom. Detwil był potrzebny na następną kadencję.
– Wątpię, aby miał się stać natychmiastowym celem. Przypuszczalnie wpisała jego nazwisko na listę, żeby zaintrygować Fiske’a. Czy może być trudniejszy cel od prezydenta?
– W końcu by to zrobiła.
– Och, tak, Detwil był żywym dowodem. Wyobrażam sobie, że wymyśliłaby coś, co zniszczyłoby DNA. Na przykład wypadek lotniczy.
– Prezydenckim samolotem lata w jego towarzystwie dużo ludzi.
– Jej by to nie przeszkadzało, nie sądzisz?
– Nie. Tak. Nie wiem. Może.
– Chodźmy stąd – powiedział Logan, biorąc Eve za ramię.
– Dokąd pojedziemy?
– Pozwalasz mi wybierać? To miłe. Kiedy zmusiłaś mnie do zastawienia pułapki na Lisę Chadbourne, pomyślałem, że masz jakiś plan dalszego postępowania.
Eve nie miała żadnych planów. Nie miała na nic siły. Czuła się wykończona.
– Chcę wracać do domu.
Obawiam się, że to na razie niemożliwe. Najpierw pojedziemy do senatora Lathropa i zostaniemy tam, aż minie pierwszy rozgardiasz i będziemy oficjalnie oczyszczeni z zarzutów. Nikt nie chce, żeby jakiś szybki Bill przez pomyłkę nas zastrzelił.
– To miło z ich strony – zauważyła ironicznie.
– Chodzi o to, że jesteśmy bardzo cennymi świadkami. I będą nas pilnować, dopóki cała sprawa się nie skończy.
– Kiedy mogę wrócić do domu?
– Za tydzień.
– Zgadzam się najwyżej na trzy dni.
– Zobaczymy. Pamiętaj jednak, że w końcu jesteśmy zamieszani w przewrót prezydencki.
– Zajmij się tym, Logan – powiedziała Eve, wsiadając do samochodu. – Trzy dni. A potem wracam do domu, żeby zobaczyć się z Joem i z matką.
Rozdział dwudziesty trzeci
Waszyngton, D.C.
To jakiś dom wariatów – powiedziała Eve, odwracając się od okna zasłoniętego koronkową firanką. – Tam jest chyba z setka dziennikarzy. Czy nie mogliby zająć się czymś innym?
– Jesteśmy dla nich szczególną atrakcją – odparł Logan. – Większą niż O. J. Simpson. Ważniejszą niż sprawa Whitewater. Bardziej interesującą niż amory Clintona. Musisz się do tego przyzwyczaić.
– Nie mam zamiaru. – Eve chodziła tam i z powrotem po bibliotece senatora niczym rozjuszony tygrys. – Minęło pięć dni. Chcę wrócić do domu. Muszę się zobaczyć z Joem.
– Twoja matka mówiła, iż Joe czuje się coraz lepiej.
– Ale nie chcą mi pozwolić z nim porozmawiać.
– Dlaczego?
– Skąd mam wiedzieć? Nie jestem tam, tylko w Waszyngtonie. – Przystanęła przed nim, zaciskając pięści. – Czuję się tutaj jak w klatce. Nie mogę wyjść, żeby nie opadła mnie sfora dziennikarzy. Nie pozwolili nam nawet pojechać na pogrzeb Gary’ego i Gila. I to się nigdy nie skończy, prawda?
– Usiłowałem ci to wytłumaczyć. Gdy Detwil się załamał i przyznał do wszystkiego, rozpętało się pandemonium.
Znajdujemy się w samym centrum – pomyślała Eve. Stali się więźniami w domu senatora, oglądając wydarzenia tylko w telewizji. Wyznanie Kevina Detwila, zaprzysiężenie na prezydenta Cheta Mobry’ego, aresztowanie Lisy Chadbourne.
– To trwa i trwa – jęknęła. – Czuję się, jakbym żyła w akwarium. Jak mam pracować? Jak żyć? Nie mogę tego znieść.
– Media wkrótce się znudzą. Po zakończeniu procesu przestaną się nami interesować.
– Proces może się ciągnąć latami. Chyba cię uduszę.
– Mam nadzieję, że tego nie zrobisz. Straciłabyś towarzysza niedoli. W takich chwilach towarzystwo drugiej osoby jest bardzo ważne.
– Nie potrzeba mi twojego towarzystwa. Chcę być z Joem i z matką.
– Jeśli wrócisz do domu, ich także zaczną napastować dziennikarze. Ani Joe, ani twoja matka nie będą mogli zrobić kroku bez wymierzonego w siebie obiektywu. Nie będą mieli spokoju. Myślisz, że romans twojej matki wytrzyma tego rodzaju napięcie? A Joe Quinn? Jak się ustosunkuje biuro prokuratora stanowego do policjanta, który bez przerwy jest w telewizji? A jego małżeństwo? Czy jego żona…
– Zamknij się.
– Staram się ci to wyjaśnić. To ty zawsze żądałaś, żebym był z tobą szczery.
– Wiedziałeś, że tak się to skończy.
– Nie zastanawiałem się nad reakcją mediów. Powinienem o tym pomyśleć, ale zależało mi tylko na tym, żeby ją dopaść. To było dla mnie najważniejsze.
Logan mówił prawdę. Niestety. Eve czuła się tak sfrustrowana, że chciała znaleźć kozła ofiarnego.
– I wydaje mi się, że w końcu dla ciebie to też było najważniejsze – dodał cicho.
Tak – przyznała, podchodząc znów do okna. – Jednakże nie powinno tak być. Myśmy ją zdemaskowali, a teraz toniemy razem z nią.
– Nie pozwolę ci utonąć. – Nagle znalazł się tuż za nią i delikatnie położył jej ręce na ramionach. – O ile mi pozwolisz.
– Czy możesz mi oddać moje życie?
– Mam zamiar. Choć to może trochę potrwać. – Logan zaczął masować napięte mięśnie jej ramion. – Jesteś zbyt spięta – szepnął jej do ucha. – Powinnaś gdzieś wyjechać i odpocząć.