Выбрать главу

– Muszę wrócić do pracy.

– Może udałoby się nam połączyć obie rzeczy. Czy wiesz, że mam dom na wyspie niedaleko Tahiti? Stoi w ustronnym miejscu i jest bardzo bezpieczny. Udaję się tam, jeśli z jakiegoś powodu szukam samotności.

– Co ty mówisz?

– Mówię, że musisz stąd zniknąć i ja także. Tylko jakiś nadzwyczajnie sprytny dziennikarz potrafiłby nas tam odnaleźć. Spójrz na siebie – dodał szorstko. – Przeszłaś piekło, i to z mojej winy. Chciałbym ci to jakoś wynagrodzić. Potrzebujesz odpoczynku i wytchnienia. Na tej wyspie jest nudno jak diabli. Nie ma nic do roboty poza spacerowaniem plażą, czytaniem i słuchaniem muzyki.

Eve nie wydawało się to wcale nudne, przeciwnie – szalenie atrakcyjne i wręcz zbawienne. Powoli odwróciła się do Logana.

– Mogłabym tam pracować?

– No tak, powinienem się tego spodziewać – powiedział z grymasem. – Każę zbudować laboratorium. Tym razem Margaret wszystko bezbłędnie załatwi.

– I pozwolą nam wyjechać?

– Masz na myśli władze? Nie przewiduję żadnych problemów, jeśli będą wiedzieli, gdzie jesteśmy i że nie mamy zamiaru zniknąć bez śladu. Ostatnią rzeczą, na której im zależy, to jakaś nieopatrznie zdradzona mediom tajemnica.

– Kiedy możemy wyjechać?

– Sprawdzę i się dowiem, choć przypuszczam, że na początku przyszłego tygodnia.

– Mogłabym tam zostać, dopóki nie będę tu potrzebna?

– Jak długo zechcesz.

Eve spojrzała przez okno na tabun dziennikarzy. Na ich twarzach malowała się żądza wiadomości i szczegółów, których nigdy nie będą mieli dosyć. Niektórzy z nich na pewno nie byli złymi ludźmi, lecz Eve pamiętała, jak po zniknięciu Bonnie raz po raz któryś z reporterów mówił coś celowo bolesnego, aby przyłapać ją na cierpieniu. Nie chciała tego znowu przeżywać.

– No i co? – spytał Logan.

Eve wolno skinęła głową.

– Dobrze. I nie będzie ci przeszkadzało, że będę tam razem z tobą? Nie tylko ty szukasz zapomnienia. To duży dom i nie będę ci się pętał pod nogami.

– Nie mam nic przeciwko temu. – Spokój. Słońce. Praca. Żeby się tylko wydostać z całego tego zamieszania. – Jak zacznę pracować, nawet pewno nie zauważę, że też tam jesteś.

– Myślę, że zauważysz. Czasami musisz się oderwać od pracy, a poza mną nikogo nie będzie. A mnie trudno nie zauważyć.

– Dziesięć minut – powiedziała siostra przełożona, marszcząc czoło na widok chmary dziennikarzy, których powstrzymywała straż szpitalna. – Nie możemy tolerować takiego bałaganu. Już dość mieliśmy kłopotów, żeby nie dopuścić reporterów do pana Quinna.

– Nie będę mu przeszkadzać. Chcę go tylko zobaczyć.

– Ja się zajmę dziennikarzami – zaproponował Logan. – Siedź, ile zechcesz.

– Dzięki, Logan.

– Czy nie przyszło ci do głowy, że skoro jedziemy razem na bezludną wyspę, mogłabyś mówić do mnie John?

– To nie jest odludna, lecz tropikalna wyspa, a mnie trudno byłoby się teraz przyzwyczajać do czego innego.

– Dziesięć minut – powtórzyła pielęgniarka. – Pokój czterysta dwa.

Joe siedział na łóżku i Eve stanęła w progu, żeby na niego popatrzeć.

– Nie spodziewałam się… Wyglądasz wspaniale. Od jak dawna możesz siadać?

– Wiedziałabyś, gdybyś raczyła się zainteresować – mruknął.

– Dzwoniłam. Codziennie. Zaszło jakieś nieporozumienie. Nie pozwalali mi z tobą rozmawiać.

– Dzwoniłaś? – spytał, a po twarzy przemknęło mu trudne do określenia uczucie.

– Oczywiście. Myślisz, że bym cię oszukiwała?

– Nie – odparł z uśmiechem. – Muszę zatem się zgodzić, abyś podeszła i mnie uściskała. Delikatnie. Dopiero wczoraj trochę mi poluzowali i nie chcę ryzykować. Te pielęgniarki są bardzo zasadnicze.

– Zauważyłam. Mam tylko dziesięć minut. – Eve podeszła do łóżka i objęła Joego. – Ale to wystarczy, skoro jesteś w złym humorze. I śmierdzisz szpitalem – dodała, marszcząc nos.

– Wiecznie narzekasz. Omal nie straciłem przez ciebie życia i to jest twoje podziękowanie?

– Nie – odparła, siadając na brzegu łóżka. – Zachowałeś się jak ostatni dureń i nigdy bym ci nie wybaczyła, gdybyś umarł, Joe.

– Wiem. Dlatego nie umarłem.

Wzięła go za rękę. Dłoń Joego była ciepła, silna i… jego. Dzięki ci, Boże.

– Posłałam matce kopię taśmy nagranej na polanie i kazałam ci ją przynieść. Mam nadzieję, że się przedarła przez zaporę z pielęgniarek. Logan musiał Bóg wic co naobiecywać Departamentowi Sprawiedliwości, żeby dostać kopię.

– Przedarła się. Jakoś tylko ty masz z tym kłopoty. O mało nie dostałem zawału, słuchając taśmy. Dlaczego Logan ci na to pozwolił?

– Nie mógł mnie zatrzymać.

– Mnie by się udało.

– Bzdura.

– Musiałaś tak to rozegrać? Nie można było poczekać?

– Ona zabiła Gary’ego – szepnęła Eve. – I myślałam, że zabije ciebie.

– Czyli to moja wina?

– Jasne. Przestań na mnie wrzeszczeć. Nie mogłam czekać, aż wstaniesz z łoża boleści i mi pomożesz. Musiałam działać sama.

– Przy pomocy Logana – powiedział, krzywiąc się z niechęcią. – Niewiele ci pomógł.

– Lisa stworzyła okazję, ale dla mnie, nie dla Logana. On bardzo dużo zrobił. Wymyślił sposób, żeby wciągnąć Timwicka do współdziałania. Twój kumpel z gazety skontaktował się z Timwickiem i pokazał mu tę listę, a potem umówił go z Loganem. Wiesz, jakie to było niebezpieczne? A gdyby Timwick nie był tak zdesperowany i przestraszony, jak zakładaliśmy?

– Złapali go?

– Nie. Znikł z powierzchni ziemi.

– Nikt nie znika bez śladu. Trzeba go złapać – powiedział, marszcząc brwi. – Inaczej będzie cię to męczyło…

– Nie ty, Joe.

– Czy ja mówiłem, że chcę go łapać? Jestem biednym, rannym facetem. Po co się martwić? Timwick prędzej czy później sam wpadnie. Nikomu już nie zagraża.

– Człowiek może zostać pogryziony, gdy zapędzi szczura do kąta.

To po co umawiałaś spotkanie z Lisa Chadbourne i z Timwickiem? Wepchnęłaś ją w kąt. Nie wiadomo było, jak zareaguje. Ktoś powinien cię ubezpieczać.

– Obecność Logana byłaby nielogiczna.

– Do diabła z logiką.

– Wiesz, że mam rację. Lisa Chadbourne domyśliłaby się, iż Logan by się nie zgodził wymienić czaszki za Bonnie. Musiałam udawać, że zabrałam czaszkę i mu uciekłam.

– I to się sprawdziło, co? Jak blisko byłaś zgody na jej propozycję?

– Sam wiesz.

– Powiedz.

– Blisko.

– Dlaczego nie poszłaś na całość?

– Może jej nie ufałam – powiedziała Eve, wzruszając ramionami. – Może nie byłam pewna, czy jej się uda. Może byłam za bardzo wściekła za to, co zrobiła tobie i Gary’emu.

– A może to pierwszy krok.

– Co?

– Nic. Koniec z tym wszystkim, dopóki nie wydobrzeję i będę cię mógł przypilnować. Logan kiepsko się spisał.

– Na swoje szczęście nie próbował mnie kontrolować. A poza tym jest bardzo miły – dodała po chwili. – Zabiera mnie na jakąś wyspę na Pacyfiku, której jest właścicielem. Tam przeczekam gorączkę mediów.

– Tak?

Eve nie podobał się jego ton.

– To świetny pomysł. Mogę tam pracować. Wiesz, że tu byłoby to niemożliwe. Jest gorzej niż… To naprawdę dobry pomysł, Joe.

Milczał. – Joe?

– Masz rację. Musisz odpocząć, a zatem powinnaś stąd wyjechać. Przyjmij jego propozycję.

– Naprawdę?