Wzruszyła ramionami. To zmieniało postać rzeczy. Nie może pójść do swojego pokoju, gdyż ci ludzie ją zapamiętają. Musi poczekać do jutra. Próbując zachować spokój, Lally skierowała się do hali głównej w poszukiwaniu Rosie.
14
– Mów, Ron, mów, do cholery.
Ciemnowłosy adwokat wcisnął guzik nagrywania. Magnetofon stał na stoliku pomiędzy dwoma siedzącymi na krzesłach młodymi mężczyznami.
– Nie. – Ron Thompson wstał, przeszedł nerwowo przez wąską celę i wyjrzał przez zakratowane okno. – Nawet śnieg jest tu brudny – powiedział. – Brudny, szary i zimny. Czy chce pan to nagrać?
– Nie, nie chcę. – Teraz Bob Kurner wstał i położył dłonie na ramionach chłopaka. – Proszę cię, Ron.
– Co ja z tego będę miał? Co będę miał? – Usta osiemnastolatka nerwowo zadrgały. Po chwili przygryzł wargi i przetarł oczy. – Wiem, że zrobił pan wszystko, co było można. Wiem, że pan się starał. Lecz w tej sprawie nikt nie potrafi mi pomóc.
– Możesz dać pani gubernator powód do skorzystania z prawa łaski albo chociaż do odroczenia wyroku.
– Ale przecież pan próbował… I ta pisarka, Sharon Martin. Jeśli ona nic nie wskórała zebranymi przez siebie podpisami znanych osób…
– Niech diabli wezmą tę Sharon Martin! – Bob Kurner kurczowo zacisnął pięści. – Niech diabli wezmą te ich niedźwiedzie przysługi! Przygotowujemy petycję, prawdziwą, podpisaną przez ludzi, którzy cię znają i wiedzą, że nie skrzywdziłbyś nikogo… I nagle wyskakuje ona i drze się na cały kraj, że oczywiście jesteś winny, ale nie powinieneś umierać. Ona po prostu uniemożliwiła gubernator uchylenie wyroku. Uniemożliwiła!
– Więc czemu pan traci czas? Skoro nie ma już szans, nie ma nadziei? Nie chcę już o tym rozmawiać.
– Musisz ze mną rozmawiać.
Bob zniżył głos i popatrzył chłopcu w oczy. Była w nich bezgraniczna szczerość i uczciwość. Przypomniał sobie siebie w wieku osiemnastu lat. Dziesięć lat temu był studentem drugiego roku w Villanova. Ron też miał zamiar iść do college’u… A zamiast tego pójdzie na krzesło elektryczne. Nawet dwa lata w więzieniu nie osłabiło jego mięśni. Wciąż trenował w swojej celi. Był taki zdyscyplinowany. Stracił jednak dziesięć kilogramów, a twarz miał białą jak kreda.
– Czekaj – mruknął Bob. – Na pewno jest coś, co przeoczyłem…
– Niczego pan nie przeoczył.
– Słuchaj, Ron, broniłem cię, ale zostałeś skazany, mimo że nie zabiłeś Niny Peterson. Musimy znaleźć chociaż ślad dowodu, jaki moglibyśmy przedstawić pani gubernator, jeden powód, by mogła odroczyć egzekucję. Mamy czterdzieści dwie godziny, tylko czterdzieści dwie.
– Ale przecież właśnie pan powiedział, że ona nie uchyli mojego wyroku.
Kurner pochylił się i wyłączył magnetofon.
– Ron, może nie powinienem ci tego mówić. Bóg wie, czy robię dobrze, ale słuchaj. Gdy posądzono cię o zabójstwo Niny Peterson, wiele osób myślało, że jesteś winny popełnienia dwóch innych niewyjaśnionych morderstw, wiesz przecież o tym?
– Zadali mi dość pytań na ten temat.
– Chodziłeś do szkoły z tą małą Carfolli, a pani Weiss najmowała cię do odgarniania śniegu. Musieli więc o to pytać. To normalny sposób postępowania. Od chwili kiedy cię aresztowano, nie było już więcej morderstw, aż do teraz. Ron, w ciągu ostatniego miesiąca w okręgu Fairfield zamordowano dwie młode kobiety. Gdyby nam się udało zmusić ich do zastanowienia, wywołać chociaż cień wątpliwości… Zasugerować, że coś łączy sprawę Niny Peterson z dwoma pozostałymi. – Objął chłopca ramieniem. – Ron, wiem, jak paskudnie się czujesz, mogę sobie tylko wyobrażać, przez co teraz przechodzisz. Mówiłeś mi, ile razy przypominałeś sobie minutę po minucie tamten dzień, ale może coś jeszcze zostało, coś, co, nie wydawało ci się ważne, jakiś szczegół. Jeśli tak, mów.
Ron cofnął się, przeszedł kilka kroków i usiadł. Wcisnął guzik nagrywania i pochylił się w stronę magnetofonu. Zmarszczył brwi w skupieniu, milczał chwilę, a wreszcie zaczął mówić:
– Pracowałem tego popołudnia po szkole w sklepie pana Timberly’ego. Pani Peterson robiła zakupy. Właśnie pan Timberly powiedział mi, że mnie wyrzuca, gdyż zbyt często zwalniałem się na treningi baseballowe, i ona to usłyszała. Kiedy pomagałem jej zanieść sprawunki do samochodu, powiedziała…
15
Była godzina dziewiąta wieczorem, gdy pociąg z czterdziestominutowym opóźnieniem dojeżdżał do stacji w Carley. W czasie podróży Steve cały czas zastanawiał się, co mogło wydarzyć się w domu. Jeśli Neil zachorował, Sharon z pewnością zabrała go na zastrzyk. Może dlatego nikt nie podnosił słuchawki. Powinien był zadzwonić do doktora. Tego, że Sharon przyjechała, był pewien. Gdyby się rozmyśliła, dałaby mu znać.
A może to tylko telefony się popsuły.
Coś jednak było nie w porządku. Czuł to.
Może z powodu zbliżającej się egzekucji był taki roztrzęsiony i przewrażliwiony. Mój Boże, wieczorne gazety znowu wywlokły całą sprawę. Zdjęcie Niny na pierwszej stronie i nagłówek: „Nastolatek ma umrzeć za brutalne zabójstwo młodej matki z Connecticut”. Fotografia Thompsona znajdowała się obok jej zdjęcia. Miło wyglądający dzieciak. Trudno uwierzyć, że był zdolny do zabójstwa z zimną krwią.
Zdjęcie Niny. Raz po raz łapał się na tym, że się w nie wpatruje. Po morderstwie reporterzy domagali się fotografii. Przeklinał chwilę, w której pozwolił im zrobić odbitki z tej właśnie. Bardzo lubił to zdjęcie Niny. Pstryknięte, gdy wiatr rozwiewał jej ciemne loczki wokół twarzy, a mały prosty nosek zmarszczył się trochę, jak zawsze, kiedy się śmiała. Luźno zawiązana wokół szyi apaszka. Dopiero później uświadomił sobie, że właśnie tą apaszką Thompson ją udusił.
Steve wysiadł pierwszy, gdy pociąg wreszcie się zatrzymał. Zbiegł po śliskich schodach peronu na parking. Próbował zmieść śnieg z szyb samochodu, ale cienka, zlodowaciała powłoka nie ustępowała. Zniecierpliwiony otworzył bagażnik i sięgnął po odmrażacz i skrobaczkę.
Ostatni raz widział Ninę żywą, gdy odwoziła go do pociągu. Zauważył wtedy na prawym kole startą, „łysiejącą” oponę. Nina przyznała się, że któregoś wieczoru złapała gumę. Co prawda zawiozła ją do warsztatu, ale jeszcze nie odebrała.
– Nie powinnaś jeździć na łysej oponie. Do diabła, kochanie, to niedbalstwo może cię zabić! – nakrzyczał na nią zdenerwowany.
Obiecała jeszcze tego dnia odebrać oponę z reperacji. Na stacji chciał wysiąść z samochodu bez pocałowania żony na pożegnanie, ale nachyliła się, musnęła ustami jego policzek i z nutką śmiechu w głosie powiedziała:
– Miłego dnia, zrzędo. Kocham cię.
Nie odpowiedział ani się nie obejrzał, wsiadając do pociągu. Potem zastanawiał się, czy nie zadzwonić do żony z biura, ale powtarzał sobie, iż chce, aby myślała, że naprawdę jest na nią zły. Martwił się o Ninę. Była lekkomyślna w istotnych sprawach. Czasami, kiedy wracał późno do domu, zastawał ją i Neila śpiących przy niezamkniętych drzwiach.
No i nie zadzwonił. Nie pogodził się z nią. A gdy tamtego dnia o piątej trzydzieści po południu wysiadł z pociągu, Roger Perry czekał na niego na stacji. Czekał, aby zawieźć go do domu i poinformować, że Nina nie żyje.
Potem nastąpiły dwa lata beznadziejnego bólu, aż do tego ranka, sześć miesięcy temu, kiedy został przedstawiony drugiemu gościowi dziennika, Sharon Martin.