Odłożył słuchawkę i widząc pytające spojrzenie Glendy, ujął jej dłonie.
– Coś się stało u Petersonów – powiedział ostrożnie. – Nie ma Neila… ani Sharon. Idę tam, ale wrócę najszybciej, jak będę mógł.
– Roger…
– Proszę cię, Glendo, zrób to dla mnie, nie denerwuj się. Proszę cię!
Włożył gruby sweter i spodnie na piżamę, stopy wsunął w mokasyny. Zamykając drzwi wejściowe, usłyszał, że telefon znów dzwoni. Wiedząc, że Glenda go odbierze, wybiegł z domu. Przeciął na ukos trawnik i wbiegł na podjazd sąsiadów.
Prawie nie zdawał sobie sprawy z zimna, które szczypało go w gołe kostki i sprawiało, że oddech stawał się chrapliwy i nierówny.
Gdy wbiegał na schody, dyszał ciężko, a serce mu waliło. Drzwi otworzył mężczyzna o wyrazistych rysach i siwiejących włosach.
– Pan Perry? Jestem Hugh Taylor z FBI. Spotkaliśmy się dwa lata temu.
– Tak, pamiętam. – Roger przypomniał sobie dzień, w którym Glenda, wchodząc do tego domu, została przewrócona przez wybiegającego Ronalda Thompsona. Kiedy się podniosła i weszła do pokoju, na podłodze znalazła ciało Niny.
Roger, kiwając głową, wszedł do salonu. Steve stał z zaciśniętymi dłońmi obok kominka. Dora Lufts, popłakując, siedziała na kanapie. Obok niej kulił się bezradnie Bill. Roger podszedł prosto do Steve’a i objął go za ramiona.
– Steve, mój Boże, nie wiem, co powiedzieć.
– Roger… Dziękuję, że przyszedłeś tak szybko.
– Od jak dawna ich nie ma?
– Nie wiemy dokładnie. To się stało wieczorem, gdzieś między szóstą a wpół do ósmej.
– Czy Sharon i Neil byli tu sami?
– Tak. Oni… – Głos mu się załamał. Szybko jednak odzyskał równowagę. – Byli sami.
– Panie Perry – przerwał Hugh Taylor. – Czy zauważył pan jakichś obcych w sąsiedztwie, obce samochody lub ciężarówki?… Cokolwiek? Czy przypomina pan sobie coś szczególnego?
Roger usiadł i zamyślił się. Było coś. Co to było?
– Światło przed domem – powiedział nagle.
Steve odwrócił się w jego stronę.
– Bili jest pewien, że paliły się, kiedy on i Dora wychodzili z domu. Gdy wróciłem do domu, były wyłączone. Co zauważyłeś? – zapytał.
Roger dokładnie zaczął sobie przypominać swój rozkład dnia. Wyszedł z biura dziesięć po piątej, do garażu wjechał za dwadzieścia szósta.
– Światła musiały się palić, kiedy wróciłem do domu około piątej czterdzieści – powiedział. – Inaczej bym to zauważył. Glenda przygotowała koktajl. Nie minęło więcej niż piętnaście minut, jak wyjrzeliśmy przez okno i ona spostrzegła, że u ciebie jest ciemno. – Zmarszczył brwi. – Zegar bił tuż przedtem, więc musiało być około pięć po szóstej. – Przerwał na chwilę. – Glenda mówiła coś o samochodzie wyjeżdżającym z twojego podjazdu.
– Samochód? Jaki samochód? – zainteresował się Hugh Taylor.
– Nie wiem. Glenda mi o nim powiedziała. Ja byłem odwrócony plecami do okna.
– Jest pan pewien, że dobrze pamięta godzinę? – Roger popatrzył na agenta FBI.
– Jestem pewien.
Czyżby Glenda widziała samochód odjeżdżający z Neilem i Sharon w środku? Neil i Sharon zostali porwani! Czemu jakiś instynkt nie ostrzegł go wtedy, że coś jest nie w porządku? Przypomniał sobie uczucie niepokoju, którego doznała Glenda, stojąc przy oknie. Chciała, aby tu przyszedł. A on zbył ją, mówiąc, że jest przewrażliwiona.
– Glenda!
Spojrzał na Hugh Taylora.
– Moja żona bardzo się zdenerwuje – powiedział.
– Rozumiem. – Agent skinął głową. – Pan Peterson wie, że można jej zaufać i wyjawić prawdę. Zachowanie dyskrecji jest absolutnie niezbędne. Nie chcemy wystraszyć porywacza czy porywaczy… Musicie wszyscy zachowywać się tak, jak gdyby nic się nie stało. Dwa życia zależą od tego.
– Dwa życia… – Dora Lufts wybuchnęła suchym, rozdzierającym szlochem. – Mój mały Neil… I ta śliczna dziewczyna! Nie mogę w to uwierzyć… Nie po tym, jak pani Peterson…
– Doro, uspokój się. – Głos Billa Luftsa brzmiał jednak płaczliwie.
Twarz Steve’a wykrzywił spazm bólu.
– Panie Perry, czy zna pan panią Martin? – zapytał Hugh Taylor.
– Tak. Spotkałem Sharon kilka razy. Do nas również przychodziła. Czy mógłbym teraz wrócić do żony?
– Oczywiście. Chcemy z nią porozmawiać o tym samochodzie, który widziała. Może pójdzie z panem nasz człowiek?
– Nie. Wolałbym sam. Glenda nie czuje się dobrze, a Neil bardzo wiele dla niej znaczy.
Prowadzę normalną rozmowę, pomyślał ze zdziwieniem Roger. Nie mogę w to wszystko uwierzyć. Spojrzał ze współczuciem na przyjaciela. Steve na pozór wydawał się spokojny, jedynie wyraz cierpienia, który od kilku miesięcy zaczął ustępować, pojawił się znowu na jego twarzy. Niezdrowa bladość, pogłębione bruzdy na czole, ostre zmarszczki wokół ust.
– Może napijesz się kawy albo czegoś mocniejszego, Steve? – zaproponował. – Jesteś roztrzęsiony.
– Może kawy…
Dora poderwała się z kanapy.
– Ja przygotuję… I coś do jedzenia. O mój Boże, kiedy pomyślę… Neil… Czemu musieliśmy akurat dziś wieczorem wyjść z domu. Jeśli cokolwiek zdarzy się temu chłopcu, ja tego nie zniosę. Nie zniosę!
Bili Lufts zakrył dłonią usta żony.
– Choć ten jeden raz w życiu zamknij się! – warknął z wściekłością.
Roger zauważył, że Hugh Taylor uważnie obserwuje tę parę.
Luftsowie? Czy mógłby ich podejrzewać? Nie. Nigdy. To niemożliwe.
Perry był już w holu, gdy natarczywie odezwał się dzwonek u drzwi. Wszyscy podskoczyli. Jeden z agentów szybko pokonał długość holu, wyprzedził Rogera i otworzył drzwi.
Na progu stała Glenda, twarz i włosy miała mokre od śniegu. Na gołe nogi włożyła satynowe pantofle, a różowa, wełniana podomka stanowiła jedyne jej okrycie. Była przeraźliwie blada, w dłoni trzymała kawałek papieru. Drżała.
Perry podbiegł do niej i chwycił w ramiona.
– Roger, telefon, zadzwonił telefon. – Pochlipywała. – Kazał mi to zapisać. Potem kazał mi odczytać. Powiedział, że mam uważnie zapisać albo… albo… Neil…
Hugh wyrwał jej kartkę z ręki i odczytał na głos:
– „Powiedz Steve’owi Petersonowi, że jeśli chce odzyskać syna i dziewczynę, ma być w budce telefonicznej przy stacji Exxon przy dwudziestym drugim wyjeździe z autostrady Merritt jutro rano o ósmej. Otrzyma tam instrukcję w sprawie okupu”. – Hugh zmarszczył brwi. Ostatnie słowo było nieczytelne. – Jakie to słowo, pani Perry? – zapytał.
– Kazał mi przeczytać… Ledwo nadążałam pisać… Był taki niecierpliwy… To… Foxy. Tak. Powtórzył to. – Głos Glendy stał się nagle piskliwy, a twarz wykrzywił ból. Oderwała się od męża, przyciskając ręce do piersi.
– On… on próbował zmienić głos… Ale kiedy powtórzył to imię… Roger! Słyszałam już ten głos! To ktoś, kogo znam!
19
Przed opuszczeniem więzienia stanowego Bob Kurner zadzwonił do Kathy Moore i poprosił, aby spotkała się z nim w swoim gabinecie. Kathy była asystentką w biurze prokuratora w Bridgeport, działającego przy sądzie dla nieletnich. Poznali się, gdy pracował tam jako obrońca publiczny.
Spotykali się od trzech miesięcy i Kathy mocno zaangażowała się w walkę Boba o uratowanie Rona Thompsona.
Oczekiwała go wraz z maszynistką, Marge Evans, o którą prosił.
– Marge powiedziała, że zostanie na całą noc, jeśli będzie trzeba. Co zdobyłeś?
– Całkiem sporo – odrzekł Bob. – Zmusiłem go, żeby czterokrotnie powtórzył całą tę historię. Będzie tego dobre dwie godziny.
Marge Evans wyciągnęła rękę.
– Dajcie mi to – odezwała się oficjalnym tonem. Ustawiła magnetofon na biurku, wsunęła do niego kasetę i przewinęła ją.