Sharon. Zaledwie kilka godzin temu była tu, w jego domu, z Neilem. Aż do tej chwili nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo pragnął, aby Neil zaufał Sharon i ją polubił.
Cicho opuścił kuchnię, przeszedł przez hol, a potem schodami w górę oraz korytarzem obok pokoju Neila i gościnnego doszedł do sypialni. Nad głową słyszał odgłosy stąpania. Luftsowie krzątali się po swoim pokoju na drugim piętrze. Widocznie też nie mogli spać.
Zapalił światło i stanął w drzwiach, rozglądając się po pokoju. Po śmierci żony wymienił tu meble. Nie chciał być otoczony tymi białymi antykami, które Nina tak lubiła. Wymienił podwójne łoże na szerokie, metalowe łóżko, ale mimo to pokój wydawał się pusty i bezosobowy jak w motelu. Cały dom był taki. Kupili go, bo chcieli mieć posiadłość nad wodą. Nina powiedziała: „Ten dom stwarza wielkie możliwości. Tylko poczekaj, a zobaczysz. Daj mi pół roku”. Miała dwa tygodnie…
Ostatnim razem, gdy był w mieszkaniu Sharon, marzył o przerobieniu tego pokoju i tego domu. Chciał, by ona mu pomogła. Sharon wiedziała, jak sprawić, aby dom stał się uroczy, wygodny i przytulny.
Zdjął buty i zwalił się w poprzek łóżka. W pokoju było zimno. Sięgnął po zrolowane nakrycie i naciągnął je na siebie. Dotknął wyłącznika górnego światła.
Pokój pogrążył się w ciemności. Wiatr uderzał w ściany domu gałęziami drzew. Śnieg z szelestem ocierał się o szyby okien. Steve zapadł w płytki, niespokojny sen. Zaczął śnić o Sharon i Neilu… Chcieli, aby im pomógł. Biegł przez gęstą mgłę… Biegł długim korytarzem. Na końcu był jakiś pokój. Musiał dostać się do niego. Dobiegł tam i otworzył drzwi. Mgła się rozwiała. A Neil i Sharon leżeli na podłodze z chustami obwiązanymi wokół szyi. Fluoryzująca kredowa linia znaczyła obrys ich ciał.
21
Samotne opuszczenie peronu późnym wieczorem było stanowczo zbyt niebezpieczne, bo strażnicy z dolnej poczekalni mieli oko na tego rodzaju pasażerów. Dlatego Foxy zostawił Sharon i chłopca dwie minuty przed jedenastą, gdyż dokładnie o jedenastej pociąg wtoczył się na stację i wtedy porywacz mógł pójść w górę rampą i schodami z ośmioma lub dziewięcioma osobami, które z niego wysiadły. Dla każdego obserwatora był jednym z tej grupy. Po pewnym czasie skręcił w prawo, spojrzał w ulicę i przystanął. Stała tam policyjna ciężarówka. Mocowano brzęczące łańcuchy do niechlujnego, brązowego chevroleta.
Wielce rozbawiony, ruszył w stronę przedmieścia. Chciał zadzwonić z budki przed magazynem Bloomingdale. Marsz przez piętnaście przecznic uspokoi go i osłabi trochę pulsującą żądzę, którą poczuł, całując Sharon.
Ona pragnęła go równie mocno. Czuł to.
Mógłby kochać się z Sharon, gdyby nie chłopiec. Mimo opaski te oczy wciąż tam były. Może chłopiec widział przez opaskę? Zadrżał na tę myśl.
Śnieżyca trochę się uspokoiła, ale niebo nadal było ciemne i zachmurzone.
Planował zadzwonić do Perrych, a gdyby nie zastał ich w domu, zatelefonować bezpośrednio do domu Petersona. To jednak mogło być ryzykowne.
Miał szczęście, pani Perry podniosła słuchawkę już po pierwszym sygnale. Przekazał jej wiadomość niskim, oschłym tonem, który wyćwiczył wcześniej. Jedynie wówczas, gdy nie mogła zrozumieć imienia, wybuchnął i podniósł głos. To była nieostrożność z jego strony! Głupota! Ale prawdopodobnie kobieta była zbyt zdenerwowana, żeby coś zauważyć.
Uśmiechnął się, odkładając słuchawkę. Jeśli zostało zawiadomione FBI, założą podsłuch w telefonie na stacji Exxon. Dlatego, dzwoniąc rano do Petersona, powie mu, aby poszedł do budki przy następnej stacji benzynowej. Nie będą mieli czasu ustawić tam radaru.
Opuścił budkę telefoniczną, rozbawiony własną przebiegłością. Jakaś dziewczyna stała przy drzwiach sklepiku z ubraniami. Mimo chłodu miała na sobie spódniczkę mini. Białe długie botki i biała futrzana kurtka dopełniały stroju, który uznała pewnie za bardzo atrakcyjny. Uśmiechnęła się do Foxy’ego. Gęste, kręcone włosy okalały jej twarz. Była młoda, miała nie więcej niż osiemnaście lat i on się jej spodobał. Wyczuł to. Zaczął iść w jej kierunku, lecz nagle się zatrzymał. Bez wątpienia była prostytutką i chociaż naprawdę jej się spodobał, to co by było, gdyby obserwowała ich policja i aresztowała oboje. Rozejrzał się przestraszony. Czytał o wspaniałych planach zniweczonych przez drobny błąd. Ze stoickim spokojem minął dziewczynę, pozwalając sobie tylko na krótki, ledwo widoczny uśmiech, i pośpieszył do hotelu Biltmore.
Gdy odbierał klucz od tego samego nocnego recepcjonisty, uświadomił sobie, że nie jadł kolacji i jest bardzo głodny. Zamówił dwa hamburgery, szarlotkę i trzy butelki piwa. Zawsze mniej więcej o tej porze nabierał na nie ochoty.
Czekając na kelnera, wykąpał się, włożył nową piżamę i z uwagą obejrzał garnitur w obawie, że mógł się zabrudzić w tamtej zatęchłej norze na stacji. Wszystko było w porządku. Do drzwi ktoś delikatnie zapukał. Foxy odebrał zamówioną kolację, obdarzając kelnera hojnym napiwkiem. Pierwszą butelkę piwa wychylił jednym haustem. Drugą popijał hamburgery. Trzecią sączył, słuchając nocnych wiadomości. Podano informację o tym Thompsonie. „Ostatnia szansa ocalenia Ronalda Thompsona minęła wczoraj. Egzekucja ma się odbyć jutro o jedenastej trzydzieści, zgodnie z wcześniejszym ustaleniem…”. I ani słowa o Neilu czy Sharon. Rozgłos był jedyną rzeczą, jakiej Foxy się obawiał. Bo ktoś mógłby zacząć kojarzyć fakty…
Te dziewczyny w zeszłym miesiącu to była pomyłka. Potem nigdy już nie włóczył się w poszukiwaniu okazji. To zbyt niebezpieczne. Wtedy usłyszał je przez CB-radio… Coś go zmusiło, aby do nich pojechać.
Wspomnienie o dziewczynach poruszyło go. Wyłączył radio. Naprawdę nie powinien… Mogłoby go to podniecić…
Musiał.
Z kieszeni płaszcza wyciągnął drogi miniaturowy magnetofon i kasety, które zawsze nosił przy sobie. Wybrał jedną, wsunął do magnetofonu, położył się do łóżka i zgasił światło. Rozkoszował się czystym, szeleszczącym prześcieradłem, ciepłym kocem i narzutą. On i Sharon będą mieszkać razem w takich hotelach.
Włożył słuchawkę do ucha i delikatnie wcisnął guzik odtwarzania. Przez parę minut słychać było tylko odgłos pracującego silnika samochodowego, potem słaby pisk hamulców, dźwięk otwieranych drzwi i jego własny głos, gdy wysiadł z volkswagena, przyjaźnie oferując pomoc.
Najlepszą część taśmy puszczał kilka razy. Wreszcie wyłączył magnetofon, wyjął z ucha słuchawkę i zapadł w głęboki sen, słysząc wciąż dzwoniący mu w uszach płaczliwy krzyk Jean Carfolli… „Nie!… Proszę, nie…”.
22
Marian i Jim Voglerowie rozmawiali długo w nocy. Mimo wysiłków, jakie czynił Jim, aby pocieszyć żonę, Marian była w rozpaczy.
– Czterysta dolarów! Jeśli ktoś musiał ukraść nam samochód, czemu tego nie zrobił w zeszłym tygodniu, zanim go naprawiliśmy? Tak dobrze jeździł! Arty wyremontował go wspaniale! Jak ja się teraz dostanę do Perrych? Stracę tę posadę! – lamentowała.
– Kotku, nie będziesz musiała rezygnować z pracy. Znajdę kogoś, kto mi pożyczy parę setek, i rozejrzę się jutro za jakimś innym gratem – uspokajał ją.
– Och, Jim, naprawdę? – Marian wiedziała, że Jim nienawidzi pożyczania pieniędzy, ale gdyby tak raz to zrobił…
Było zbyt ciemno, aby Jim mógł dostrzec wyraz twarzy żony, lecz wyczuł lekkie rozluźnienie jej ciała.
– Kotku – szepnął – pewnego dnia będziemy się śmiać z tych cholernych rachunków. Wykaraskamy się, zanim się obejrzysz.
– Też tak myślę – zgodziła się Marian. Nagle poczuła się straszliwie zmęczona. Oczy zaczęły jej się kleić.
Zapadali już w sen, gdy zadzwonił telefon. Marian uniosła się na łokciu, a Jim po omacku sięgnął do lampy na nocnym stoliku i podniósł słuchawkę.