Выбрать главу

Przyćmione uliczne światła powodowały, że cienie filarów padały na samochód. Miękkim, wyćwiczonym wcześniej szeptem kazał tamtemu przełożyć pieniądze do worka. Zabronił mu też na siebie patrzeć. Steve się nie sprzeciwiał. Spod maski oczy Foxy’ego przeczesywały najbliższe otoczenie. Nasłuchiwał, czy ktoś się zbliża. Gliny pewnie siedzą Petersonowi na ogonie, ale muszą się upewnić, że nawiązał kontakt. Patrzył, jak Steve wrzuca do worka ostatni pakiet banknotów.

Kazał mu zamknąć worek i podać go sobie. Chciwie zważył w dłoni jego ciężar. Pamiętając, aby mówić cicho, powiedział, że Sharon i Neil mogą zostać odebrani rano o jedenastej trzydzieści. Ale teraz Steve musi tu jeszcze odczekać piętnaście minut. „Czy miałeś coś wspólnego ze śmiercią mojej żony?”. Pytanie to zdziwiło i zaniepokoiło Foxy’ego. Czego już zdążyli się domyślić?

Zaczął się pocić. Gęste strumyczki wsiąkały w koszulę, w garnitur pod brązowym płaszczem, powodowały uczucie ciepła w stopach, mimo ostrego wiatru kąsającego po kostkach. Musi jak najszybciej wynieść się z tego miasta.

Przebiegł przez ulicę i wsiadł do pontiaca. Czy Peterson odważy się za nim jechać?

Nie. Wciąż siedział w ciemnym samochodzie.

Foxy wcisnął pedał gazu i wystrzelił na drogę dojazdową do autostrady Brooklyn Queens. Jechał nią dwie minuty do trasy Grand Central. Wśliznął się na niezbyt zatłoczony pas, prowadzący na wschód, i po trzech minutach wysiadł na lotnisku LaGuardia.

O drugiej czterdzieści sześć sięgnął po bloczek parkingowy przy automatycznym wjeździe do sektora piątego.

Dziewięćdziesiąt sekund później pontiac stał zaparkowany dokładnie tam, skąd go zabrano. Jedyną zauważalną różnicą było odrobinę mniej benzyny w baku i ponad sześć kilometrów więcej na liczniku.

Wysiadł z samochodu, zamknął go starannie i przeniósł torbę do ciemnozielonego volkswagena. Pierwszy swobodny oddech wziął, siedząc już w środku i szarpiąc sznurki worka. Kiedy się z nimi uporał, poświecił do środka latarką. Uśmieszek, w którym jak u maszkarona brakowało wesołości, igrał na jego ustach. Wziął pierwszy z brzegu plik pieniędzy i zaczął liczyć. Było tyle, ile zażądał. Osiemdziesiąt dwa tysiące dolców. Sięgnął po pustą walizkę, leżącą na tylnym siedzeniu, i zaczął starannie układać w niej paczki banknotów. Tę walizkę zabierze ze sobą na pokład samolotu.

O siódmej wyjechał z parkingu. Wtopiony w sznur pojazdów, dojechał do hotelu Biltmore. Zaparkował samochód w garażu i poszedł do swego pokoju, aby się ogolić, wziąć prysznic i zamówić śniadanie.

36

O trzeciej nad ranem było już jasne, że jedyny ślad, jaki mają, numer rejestracyjny samochodu używanego przez porywacza, prowadzi donikąd.

Pierwszym ciosem było odkrycie, że samochód jest zarejestrowany na nazwisko Henry’ego A. White’a, wiceprezesa międzynarodowej firmy.

Do domu White’a natychmiast wysłano agentów i wzięto go pod obserwację. Garaż był jednak pusty, dom zamknięty, wszystkie okna w przybudówce również, a pojedyncze światło, sączące się przez zaciągnięte zasłony, miało prawdopodobnie wyłącznik zegarowy.

Skontaktowano się ze strażnikiem firmy. Zadzwonił do szefa działu kadr, ten zaś dotarł do szefa produkcji, który sennym głosem wyjaśnił, że pan White właśnie wrócił z trzytygodniowego pobytu w ich głównej siedzibie w Szwajcarii, zjadł kolację w restauracji i prosto stamtąd wyjechał do żony na krótkie wakacje. Ona jest z przyjaciółkami albo w Aspen, albo w San Valley.

O piątej Hugh i Steve wyruszyli samochodem do Carley. Prowadził Taylor. Na szosie panował niewielki ruch, jako że większość ludzi leżała już w łóżkach. W każdej chwili mogli sprawdzić, czy dzieci są dobrze przykryte i czy nie wieje zbytnio od otwartych okien. Czy Neil i Sharon naprawdę są w jakimś zimnym, pełnym przeciągów miejscu? Dlaczego teraz o tym myślę?, zastanawiał się Steve. Przypomniał sobie mgliście, że czytał gdzieś, iż ludzie, niemogący wpłynąć na najważniejsze wydarzenia, przejmują się drobiazgami. Czy Sharon i Neil jeszcze żyją? O to powinien się martwić. Oszczędź ich, Boże, miej litość i oszczędź ich…

– Co wykryliście w sprawie samochodu? – spytał Hugh Taylora.

– Prawdopodobnie okaże się, że auto White’a zostało skradzione stamtąd, gdzie je zostawił – odparł agent.

– Co teraz zrobimy?

– Będziemy czekać.

– Na co?

– On może ich wypuścić. Obiecał. Ma pieniądze.

– Zacierał ślady tak dokładnie. Pomyślał o wszystkim. Chyba nie sądzi pan, że wypuści dwoje ludzi, którzy mogą go rozpoznać?

– Nie – przyznał Hugh.

– Czy nic nie możemy zrobić? – Steve nie ukrywał zdenerwowania.

– Jeśli Foxy nie dotrzyma słowa i nie wypuści ich, musimy się zastanowić, czy tego nie rozdmuchać i nie podać do środków masowego przekazu. Może ktoś coś widział lub słyszał.

– A co z Thompsonem? – spytał nagle Steve. – Przypuśćmy, że mówi prawdę. Przypuśćmy, że odkryjemy to po jedenastej trzydzieści.

– O co panu chodzi? – Taylor był zaskoczony.

– Chodzi mi o to, czy mamy prawo ukrywać, że Neil i Sharon zostali porwani?

– Wątpię, czy to wpłynie na decyzję pani gubernator. Nie ma absolutnie żadnych dowodów, że są zakładnikami, a jeśli nawet ona w to uwierzy, może ją to tylko skłonić do definitywnego zakończenia sprawy. Już teraz jest krytykowana za przyznanie Thompsonowi dwóch odroczeń. Tym dzieciakom z Georgii od razu zaciśnięto stryczek. A poza tym może istnieć proste wytłumaczenie, skąd Foxy wziął taśmę czy kasetę z głosem pańskiej żony… Wyjaśnienie, które nie ma nic wspólnego z jej śmiercią – tłumaczył Hugh.

Steve siedział, patrząc przed siebie. Mijali Greenwich. Byli tu z Sharon w czasie wakacji na przyjęciu w domu Brada Robertsona. Sharon miała na sobie czarną, aksamitną sukienkę i żakiet z brokatu. Wyglądała cudownie.

– Czy rozgłos może wywołać panikę porywacza? – Steve znał odpowiedź. Mimo to musiał zapytać.

– Tak sądzę. – Ton głosu Hugh był inny, ostrzejszy. – Co panu chodzi po głowie, panie Peterson?

Pytanie. Beznamiętne. Wprost. Steve czuł, że zasycha mu w gardle. To tylko złudzenie, pomyślał. Prawdopodobnie bez znaczenia. Jeśli zacznę, nie będę mógł tego powstrzymać. Może to kosztować życie Sharon i Neila…

Z poczuciem beznadziejności i żalu czekał, niepewny jak nurek przed skokiem, który ma go rzucić w nieznany, rwący prąd. Przywołał w pamięci obraz Ronalda Thompsona podczas rozprawy sądowej: Ja tego nie zrobiłem. Nie żyła już, kiedy tam wszedłem. Spytajcie dziecka”…

„Jakby się pan czuł, gdyby chodziło o pańskie jedyne dziecko? Jakby się pan czuł”…

To jest moje jedyne dziecko, pani Thompson, pomyślał.

– Hugh, pamięta pan, co powiedział Bob Kurner? Że morderstwo tych czterech kobiet i morderstwo Niny są ze sobą powiązane – odezwał się nagle.

– Słyszałem i mówiłem już panu, co o tym myślę. Chwyta się najcieńszej nitki.

– Załóżmy, że powiem panu, że Kurner może mieć rację i może istnieć związek pomiędzy śmiercią Niny i pozostałych.

– O czym pan mówi? – Taylor nie mógł ukryć zniecierpliwienia.

– Pamięta pan, jak Kurner powiedział, iż jedyną rzeczą, której nie może zrozumieć, jest to, że tamte kobiety miały problemy z samochodami, a Nina nie, że została uduszona w domu, a nie gdzieś na drodze.

– Niech pan mówi dalej. – Hugh był wyraźnie zaintrygowany.