– Poprzedniego wieczoru, przed zabójstwem, Nina złapała gumę. Ja byłem na zebraniu w Nowym Jorku i wróciłem do domu dobrze po północy. Ale następnego ranka, gdy odwoziła mnie do pociągu, zauważyłem, że samochód ma założone na przodzie zapasowe koło…
– Co dalej…
– Pamięta pan to zeznanie, które zostawił Kurner? Ten chłopiec wspomniał coś o rozmowie z Niną na temat pecha zmieniającego się w szczęśliwy traf, a ona powiedziała coś o tym, że całe zakupy mieszczą się w bagażniku.
– O czym pan mówi?
– Bagażnik w jej samochodzie jest niewielki. Jeśli miała w nim dodatkowe wolne miejsce, to znaczy, że brakowało w nim koła zapasowego. To było po czwartej i musiała jechać prosto do domu. Dora sprzątała tego dnia i powiedziała, że Nina odwiozła ją tuż przed piątą.
– A potem wraz z Neilem pojechała prosto do pańskiego domu… – dodał Hugh.
– Tak. Neil poszedł na górę bawić się kolejkami, a Nina wypakowała wszystko z samochodu. Proszę pamiętać, że całe zakupy były na stole. Wiemy, że umarła w ciągu następnych kilku minut. Oglądałem jej samochód tamtego wieczoru. Koło zapasowe znajdowało się w bagażniku, a na przodzie było założone nowe.
– Twierdzi pan, że ktoś przyniósł koło, przełożył je, a potem ją zabił? – Hugh starał się zebrać myśli.
– Kiedy koło zostało zmienione, jeśli nie w tym czasie? A jeśli tak było, ten Thompson może być niewinny. Mógł nawet wypłoszyć zabójcę, dzwoniąc do drzwi. Na litość boską, sprawdźcie, może pamięta, czy gdy pakował zakupy, rezerwowa opona leżała w bagażniku. Powinienem był sobie zdawać sprawę z tego, że ta opona może być ważna, kiedy ją sprawdzałem tamtej nocy. Nie mogłem jednak znieść myśli, że wściekłem się na Ninę w ostatniej minucie, którą z nią spędziłem…
Taylor nacisnął pedał gazu. Wskazówka licznika wspięła się z sześćdziesięciu na siedemdziesiąt, a potem osiągnęła osiemdziesiąt mil na godzinę. Samochód z piskiem opon wjechał na podjazd, gdy pierwsze oznaki świtu pojawiły się na zachmurzonym niebie. Hugh szybko wysiadł i pobiegł do telefonu. Wykręcił numer więzienia w Somers i zażądał rozmowy z naczelnikiem.
– Nie. Czekam przy telefonie – powiedział nagle i zwrócił się do Steve’a. – Naczelnik był w swoim gabinecie przez całą noc, na wypadek, gdyby pani gubernator zdecydowała się zadzwonić. W tej chwili golą dzieciaka.
– Dobry Boże! – Steve był przerażony.
– Nawet jeśli potwierdzi, że bagażnik był pusty, to nie jest żaden dowód. Wszystko to wciąż przypuszczenia. Ktoś mógł podrzucić to koło, zmienić je i odjechać. To jeszcze nie oczyszcza Thompsona – kontynuował Hugh.
– Obydwaj wierzymy w to, że Thompson jest niewinny – powiedział Steve. Zawsze w to wierzyłem, pomyślał tępo. Dobry Boże, w głębi duszy zawsze w to wierzyłem, tylko nie przyjąłem tego do wiadomości.
– Tak, jestem tu… – Hugh znów rozmawiał z naczelnikiem więzienia. – Bardzo dziękuję. – Rzucił słuchawkę. – Thompson przysięga, że nie było koła, kiedy pakował zakupy.
– Proszę zadzwonić do pani gubernator – błagał Steve. – Niech pan jej powie, niech pan ją błaga, aby przynajmniej odroczyła egzekucję. Niech pan pozwoli mi mówić, jeśli to pomoże.
Hugh wykręcał numer gmachu gubernatora.
– To nie są żadne dowody – powiedział. – To ciąg zbiegów okoliczności. Wątpię, czy odroczy egzekucję na tej podstawie. Jeśli usłyszy, że Sharon i Neil zniknęli… A musi jej pan to teraz powiedzieć… Może być przekonana, że to jakaś sztuczka, mająca na celu wykorzystanie ostatniej szansy.
Pani gubernator była nieosiągalna. Przekazała sprawę wszystkich podań o kolejne odroczenie egzekucji do rozpatrzenia prokuratorowi generalnemu. Ten będzie w swoim biurze o ósmej. Nie, nie można otrzymać jego prywatnego numeru telefonu.
Jedyne, co można było zrobić, to czekać. Steve i Hugh siedzieli w gabinecie w milczeniu. Słabe światło zaczęło wpadać przez okno. Peterson usiłował się modlić, ale był w stanie jedynie powtarzać: „Dobry Boże, oni są tacy młodzi… wszyscy troje są tacy młodzi… proszę…”.
O szóstej Dora zeszła na dół. Jej kroki były ciężkie i niepewne. Wyglądała na postarzałą i wycieńczoną. Bez słowa zaczęła robić kawę.
O szóstej trzydzieści Hugh rozmawiał z kwaterą FBI w Nowym Jorku. Nie było nowych śladów. Henry White odleciał o północy do Sun Valley. Przybyli za późno, aby złapać go na tamtejszym lotnisku. Został odwieziony prywatnym samochodem. Szukają go w motelach i pensjonatach. Wciąż sprawdzają też stałych bywalców baru Mill Tavern.
O siódmej trzydzieści pięć auto Boba Kurnera wjechało na podjazd. Młody prawnik wściekle szarpnął dzwonkiem, minął Dorę i zażądał wyjaśnień, dlaczego pytano Ronalda o zapasową oponę.
Hugh spojrzał na Steve’a, a gdy ten kiwnął głową, zwięźle wyjaśnił, w czym rzecz.
Bob zbladł.
– Czy pan chce powiedzieć, że pański syn i Sharon Martin zostali porwani, panie Peterson, a pan to ukrył? Kiedy pani gubernator dowie się o tym, będzie musiała odłożyć egzekucję. Nie ma wyboru.
– Niech pan na to nie liczy – ostrzegł go Hugh.
– Panie Peterson, współczuję panu, ale nie miał pan prawa zataić tego przede mną wczoraj wieczorem – powiedział z goryczą adwokat. – Mój Boże, czy nie możemy skontaktować się z prokuratorem generalnym przed ósmą?
– To tylko dwadzieścia minut – poinformował Hugh.
– Dwadzieścia minut to dużo, jeśli zostało ci trzy i pół godziny życia, panie Taylor.
Punktualnie o ósmej Hugh połączył się z prokuratorem generalnym. Rozmawiał trzydzieści pięć minut, nalegał, argumentował, prosił.
– Tak, proszę pana, zdaję sobie sprawę, że pani gubernator przyznała już dwa odroczenia… Rozumiem, że Sąd Najwyższy Connecticut jednomyślnie poparł wyrok… Nie, proszę pana, nie mamy dowodu… Więcej niż przypuszczenia, kasetę. Tak, proszę pana, będę wdzięczny, jeśli zadzwoni pan do gubernator… Czy mogę dać do telefonu pana Petersona?… W porządku, poczekam.
Hugh zakrył dłonią słuchawkę.
– On do niej zadzwoni, ale wydaje mi się, że nie uzyska odroczenia – oznajmił. Minuty mijały wolno. Steve i Bob nie patrzyli na siebie. Nagle Taylor powiedział: – Tak, jestem tutaj… Ale… – Wciąż protestował, gdy w pewnej chwili Steve usłyszał niebudzący wątpliwości sygnał przerwanego połączenia. Agent wypuścił słuchawkę z ręki. – Egzekucja się odbędzie – oznajmił głucho.
37
Ból. Tak ciężko myśleć, czując ból przeszywający całe ciało. Gdyby mogła chociaż rozpiąć but. Kostka stała się grudą rozpalonego betonu, rozpychającą but opuchlizną, w którą wrzynały się więzy.
Powinna była zaryzykować i krzyczeć, kiedy przechodzili przez halę dworca. Należało to wtedy zrobić. Która mogła być godzina? Czas nie istniał. Poniedziałek, wieczór. Wtorek. Czy to już środa?
Jak mogliby się stąd wydostać?
Neil. Słyszała świszczący oddech tuż obok. Chłopiec starał się być posłuszny, oddychał powoli. Sharon słyszała własne jęki i usiłowała je stłumić. Czuła, jak Neil przysuwa się bliżej, próbując ją pocieszyć. Neil będzie taki podobny do Steve’a, gdy dorośnie. Jeśli dorośnie…
Steve. Jak wyglądałoby życie ze Steve’em, tworzenie wspólnego domu?… Steve, który zaznał tyle cierpienia… Dla niej wszystko było zawsze proste. Ojciec mówił: „Sharon urodziła się w Rzymie… Pat w Egipcie… Tina w Hongkongu”. Matka dodawała: „Mamy przyjaciół na całym świecie”. Nawet kiedy się dowiedzą o jej śmierci, będą mieli siebie nawzajem. Jeśli Steve utraci Neila, nie pozostanie mu nikt…
Steve pytał: „Jak to się stało, że ciągle jesteś sama?”. Była sama, ponieważ nie chciała odpowiedzialności, jaką niesie ze sobą miłość do drugiej osoby.