Neil… Tak się bał, że Luftsowie wezmą go ze sobą. Bał się, że ona zabierze mu Steve’a.
Musi go stąd wyciągnąć.
Znowu próbowała trzeć nadgarstkami o szorstką ścianę, sznurki były jednak zaciśnięte zbyt mocno, wpiły się w skórę. Nie mogła dotknąć nimi powierzchni muru. Próbowała myśleć. Jedyną nadzieją było uwolnienie Neila, wydostanie go z tego pomieszczenia. Jeśli otworzy drzwi od wewnątrz, czy bomba wybuchnie?
Klamka z łazienki. Jeśli Foxy wróci, jeśli pozwoli jej znowu wejść do łazienki, może uda jej się pociągnąć za klamkę i oderwać ją…
Co on z nimi zrobi, kiedy dostanie pieniądze? Traciła rozeznanie. Czas… Ile jeszcze czasu? Czas… Był dzień czy noc… Stłumione odgłosy pociągów… Przyjdź po nas, Steve… „Obwiniam panią, pani Martin”… „To jest najważniejsze, pani Martin”… „Najbardziej ślepi są ci, którzy nie dostrzegają”… „Kocham cię, Sharon, bardzo za tobą tęskniłem…”. Duże, czułe dłonie na jej twarzy…
Duże, czułe dłonie na jej twarzy. Sharon otworzyła oczy. Foxy pochylał się nad nią. Z przerażającą delikatnością błądził rękami po jej twarzy i szyi, wyjął knebel z jej ust i pocałował ją. Wargi miał gorące jak rozpalony metal, rozmiękłe. Próbowała odwrócić głowę, ale sprawiało jej to wielką trudność.
– Wszystko skończone, Sharon. Mam pieniądze. Teraz muszę iść – wyszeptał.
Próbowała skupić na nim wzrok. Zarys jego twarzy wyłonił się z mroku. Błyszczące oczy, pulsująca żyła i wąskie wargi.
– Co masz zamiar z nami zrobić? – Z wielkim trudem wydobyła z siebie głos.
– Zamierzam was tu zostawić. Wyjaśnię Petersonowi, gdzie was szukać.
Kłamał. Tak jak przedtem, gdy ją zwodził i droczył się z nią. Gdy próbowała go nabrać, a on ją odepchnął.
– Chcesz nas zabić – powiedziała.
– Zgadza się, Sharon.
– Zabiłeś matkę Neila… – Głos jej drżał.
– Zgadza się, Sharon. Och, o mało nie zapomniałem. – Odsunął się, sięgnął w dół i coś rozwijał. – Powieszę to zdjęcie razem z innymi.
Z góry patrzyły na nią oczy Neila, oczy należące do twarzy będące częścią leżącego kobiecego ciała, ciała z zaciągniętą wokół szyi chustką… Krzyk wydarł się jej z gardła. Nagle była zupełnie przytomna, skupiona. Popatrzyła na zdjęcie, a potem na błyszczące, szalone oczy człowieka, który je trzymał.
Wieszał je obok innych na ścianie nad łóżkiem… Wieszał starannie. Dokładność, z jaką to robił, była jak rytuał. Obserwowała go przerażona. Czy teraz ich zabije, udusi tak, jak udusił te kobiety?
– Teraz nastawię dla was zegar – powiedział do niej.
– Zegar? – zdziwiła się Sharon.
– Tak. On uruchomi bombę o jedenastej trzydzieści. Nic nie poczujesz, Sharon. Po prostu przestaniesz istnieć… i Neil… i Ronald Thompson…
Ostrożnie otwierał walizkę. Patrzyła, jak wyjmuje zegar, jak sprawdza czas na swoim zegarku i ustawia go na ósmą trzydzieści. Teraz jest ósma trzydzieści! Środa rano! Dzwonek budzika… Nastawił dzwonek na jedenastą trzydzieści. Połączył kable zegara!
Trzy godziny!
Ostrożnie podniósł walizkę i położył ją na blacie zlewu przy drzwiach; tarcza zegara znajdowała się dokładnie naprzeciw Sharon, po drugiej stronie pokoju. Wskazówki i cyfry świeciły.
– Czy chcesz czegoś ode mnie, zanim wyjdę?… Szklankę wody?… Chcesz, abym cię pocałował na pożegnanie?
– Czy mogłabym… Czy pozwolisz mi pójść do łazienki?
– Jasne, Sharon.
Podszedł, rozwiązał jej ręce i podniósł ją. Podkurczone nogi zwisały bezwładnie. Drżała z bólu. Czarne płaty migały przed oczami. Nie… nie, nie może zemdleć.
Zostawił ją w ciemnej klitce. Trzymając w ręku klamkę, kręciła nią dookoła, modląc się, aby nie było tego słychać. Lekki chrobot i klamka wreszcie została w jej dłoni.
Przesunęła palcem po oderwanym końcu i poczuła ostrą krawędź odłamanego metalu. Wsunęła klamkę do kieszeni spódnicy. Otwierając drzwi, rękę trzymała w kieszeni. Jeśli mężczyzna poczuje coś, kiedy będzie ją niósł z powrotem na łóżko, będzie myślał, że to jej pięść.
Spieszył się, chcąc jak najprędzej stąd wyjść.
Położył ją z powrotem na łóżku i szybko związał ręce. Mogła trzymać je trochę rozsunięte, gdyż tym razem więzy nie były zaciśnięte mocno. Wetknął knebel w jej usta i nachylił się nad nią.
– Mogłem cię bardzo kochać, Sharon, i myślę, że ty też mogłaś mnie bardzo kochać – powiedział.
Szybkim ruchem zerwał opaskę z oczu Neila. Chłopiec miał opuchnięte powieki i rozszerzone źrenice. Mężczyzna spojrzał mu prosto w oczy, następnie zerknął na zdjęcie na ścianie, a potem znowu na twarz Neila.
Gwałtownie puścił głowę chłopca, odwrócił się, zgasił światło i wyszedł z pokoju.
Sharon wpatrywała się w świecącą tarczę zegara. Była godzina ósma trzydzieści sześć.
38
Łóżko Glendy zarzucone było kartkami. Te zmięte natychmiast zastępowane były nowymi.
– Nie… czternastego nie poszłam prosto do doktora. Zatrzymałam się w bibliotece… Zapisz to, Roger… Rozmawiałam z kilkoma osobami…
– Wezmę nowy arkusz, ten jest zbyt gęsto zapisany. Z kim rozmawiałaś w poczekalni u lekarza?
Minuta po minucie przypominali sobie każde najdrobniejsze wydarzenie ostatniego miesiąca. Nic nie budziło w Glendzie wspomnienia o mężczyźnie, który nazywał się Foxy. O czwartej rano, ulegając namowom żony, Roger zadzwonił do kwatery FBI i poprosił o połączenie z agentem Taylorem. Hugh poinformował go o nawiązaniu kontaktu.
– Mówi, że porywacz obiecał, iż Sharon i Neil mogą zostać odebrani dziś o jedenastej trzydzieści – oznajmił Roger Glendzie.
– Nie ufają mu, prawda? – zapytała.
– Sądzę, że nie.
– Jeżeli to ktoś, kogo znam, to może pochodzi z naszej okolicy i znany jest także Neilowi. Nie mógłby więc pozwolić chłopcu odejść.
– Glenda, jesteśmy oboje tak zmęczeni, że nie możemy już myśleć. Spróbujmy się przespać kilka godzin. Może potem coś ci przyjdzie do głowy. W czasie snu pracuje podświadomość. Wiesz o tym.
– W porządku. – Ze znużeniem zaczęła układać kartki w chronologicznym porządku. Roger nastawił budzik na siódmą. Wyczerpani, spali trzy godziny.
O siódmej zszedł na dół, aby przygotować herbatę. Glenda wsunęła tabletkę nitrogliceryny pod język, poszła do łazienki, obmyła twarz, wróciła do łóżka i wzięła do ręki blok.
O dziewiątej przyjechała Marian. Piętnaście minut później weszła na górę, aby zobaczyć się z Glendą.
– Przykro mi, że źle się pani czuje, pani Perry – powiedziała. – Nie będę się pani naprzykrzać. Jeśli to pani odpowiada, zajmę się pokojami na dole.
– Bardzo dobrze – zgodziła się Glenda.
– W ten sposób do końca tygodnia na dole będzie jak w pudełeczku. Już ja potrafię utrzymać w domu porządek.
– Tak, wiem. Dziękuję.
– Cieszę się, że tu jestem, że nie zawiodłam pani z powodu kłopotów, jakie mieliśmy z samochodem…
– Mąż coś mi wspominał. – Glenda ostentacyjnie uniosła pióro i trzymała je gotowe do pisania.
– To naprawdę okropne. Dopiero co wydaliśmy czterysta dolarów na naprawę. Normalnie nie wydalibyśmy tyle pieniędzy na stare auto, ale mój mąż powiedział, że warto. No cóż, widzę, że pani jest zajęta. Nie powinnam tyle paplać. Chciałaby pani coś na śniadanie?
– Nie, dziękuję, pani Vogler.
Drzwi zamknęły się za nią. Parę minut później wszedł Roger.
– Rozmawiałem z kilkoma osobami w biurze. Powiedziałem, że zaraziłem się grypą.