– Roger… poczekaj chwilę. – Glenda włączyła magnetofon. W pokoju rozległ się znajomy głos: „Bądź na stacji Exxon…”. Glenda pstryknęła wyłącznikiem.
– Roger, kiedy odebraliśmy mój samochód z naprawy?
– Wydaje mi się, że ponad miesiąc temu. Bili Lufts zabrał go do tego mechanika, którego tak zachwalał.
– Tak, a ty mnie podrzuciłeś tam w drodze do pracy, kiedy już był gotowy… Arty, tak miał na imię ten człowiek, prawda?
– Tak mi się wydaje. Dlaczego pytasz?
– Samochód był gotowy, ale on miał jeszcze dolać benzyny. Rozmawiałam z nim. Zauważyłam, że na szyldzie było napisane: A. R. Taggert, i spytałam, czy A oznacza „Arthur”… bo słyszałam, że Bili mówi do niego „Arty”. Roger… – Głos Glendy przybrał wysokie tony. Usiadła i chwyciła go za rękę. – Roger, on mi powiedział, że ludzie tutaj zaczęli go nazywać „Arty” z powodu tego szyldu, ale jego prawdziwe imiona to August Rommel Taggert. Zapytałam: „Rommel… Czy to nie ten sławny, niemiecki generał?”. A on, że tak i że Rommel był Lisem Pustyni. To, jak powiedział wtedy „lis”… I sposób, w jaki wymówił to słowo przez telefon tamtej nocy. Roger, przysięgam ci, że ten mechanik to Foxy i to on porwał Neila i Sharon!
Była godzina dziewiąta trzydzieści jeden rano.
39
Szła do swojego pokoju. Olendorf miał dzisiaj wolne, a ten drugi strażnik nie będzie jej przeszkadzał. Lally nie spała całą noc. Czuła nadchodzącą chorobę. Dokuczał jej artretyzm, ale to nie wszystko. Coś się w niej załamało, rozumiała to. Chciała po prostu znaleźć się w swoim pokoju, położyć na łóżku i zamknąć oczy.
Zeszła na dół, wmieszała się między pasażerów pociągu, przyjeżdżającego o ósmej czterdzieści, i przekradła do rampy. Niosła w torbie dodatkowe gazety do przykrycia się. Nie miała ochoty na nic, nie wstąpiła nawet na kawę. Chciała jak najszybciej znaleźć się w swojej kryjówce. Nie miało nawet znaczenia, czy ów człowiek tam jest. Zaryzykuje. Przywitały ją znajome hałasy generatora i pomp. Było tu ponuro jak zwykle, ale jej to nie przeszkadzało. Ciężkie trampki przesuwały się bezgłośnie, gdy dreptała do schodów. Wtedy usłyszała stłumiony dźwięk otwieranych powoli drzwi. Jej drzwi. Lally skurczyła się w cieniu za generatorem.
Delikatne, ciche kroki. Schodził po metalowych stopniach. Ten sam mężczyzna. Wtopiła się w ciemność, przywierając całym ciałem do ściany. Czy powinna mu się pokazać? Nie… nie. Instynkt kazał jej się ukryć. Obserwowała, jak intruz staje, nasłuchuje uważnie, a potem szybko oddala się w stronę rampy. Za moment zniknie, a ona będzie w swoim pokoju. Jeśli dziewczyna jeszcze tam jest, to trzeba ją wypędzić. Pokręconymi przez artretyzm palcami zaczęła wyciągać klucz z kieszeni tak niezdarnie, że upadł z brzękiem u jej stóp.
Wstrzymała oddech. Czy on to usłyszał? Nie miała odwagi się obejrzeć. Odgłos kroków umilkł zupełnie. Nie było słychać, aby ktoś wracał. Odczekała dziesięć minut, dziesięć długich minut, starając się uspokoić bicie serca. Potem wolno, z bólem schyliła się i przesuwając ręką, szukała klucza. Niewiele widziała w ciemności. Wyczuła pod palcami znajomy kształt i odetchnęła z ulgą – Właśnie zaczynała się prostować, gdy coś otarło się o jej plecy, coś przeraźliwie zimnego. Westchnęła głęboko, gdy to coś dotknęło jej skóry i wbiło się w ciało tak mocno, tak szybko, że ledwie poczuła oślepiający ból i strumień ciepłej krwi, gdy niezgrabnie opadła na kolana z wygiętą w łuk lewą ręką. Tracąc przytomność, w prawej dłoni zaciskała klucz do pokoju.
40
O dziewiątej trzydzieści agent z kwatery FBI zadzwonił do domu Steve’a, aby porozmawiać z Taylorem.
– Zdaje się, że coś mamy, Hughie – powiedział.
– Co takiego? – zainteresował się Taylor.
– Ten Arty… Mechanik… Arty Taggert.
– No… – niecierpliwie ponaglał go Hugh.
– Był taki facet, znany jako Gus Taggert, zgarnięty za to, że kręcił się koło kapitanatu portu jakieś dwanaście lat temu. Podejrzany w sprawie zaginięcia szesnastolatki, która uciekła z domu. Nie mogliśmy się do niego przyczepić, ale wielu chłopaków uważało, że on jej coś zrobił. Był przesłuchiwany również w sprawie zniknięcia innych młodych dziewczyn. Jego rysopis zgadza się z tym, co dostaliśmy od was.
– Dobra robota. Co jeszcze na niego masz?
– Próbujemy sprawdzić, gdzie on mieszkał. Pracował w kilku miejscach w Nowym Jorku. Pompował benzynę na West Side, sprzątał stoliki w knajpie przy Ósmej Alei, zmywał naczynia w barze Ostryga.
– Skoncentrujcie się na jego miejscu zamieszkania, sprawdźcie, czy miał jakąś rodzinę – polecił Hugh i odłożył słuchawkę. – Panie Peterson – powiedział z wahaniem – jest szansa, że mamy nowy trop. Mechanik, który kręci się w barze Mill Tavern, prawdopodobnie był podejrzany w paru przypadkach zniknięcia młodych dziewcząt jakieś dwanaście lat temu. Nazywa się Arty Taggert.
– Mechanik. – Steve podniósł głos. – Mechanik!
– Właśnie. Wiem, o czym pan myśli. Słaba to nadzieja, ale jeśli ktoś tego dnia naprawiał koło przy samochodzie pańskiej żony, czy jest możliwe, że zapłaciła czekiem? Czy ma pan zrealizowane czeki albo odcinki czekowe ze stycznia sprzed dwóch lat?
– Tak. Zaraz poszukam.
– Proszę pamiętać, że sprawdzamy jedynie wszystkie poszlaki, jakie mamy. Brak nam jakiegokolwiek dowodu, jeśli chodzi o tego Arty’ego, poza tym, że dawno temu był przesłuchiwany.
– Rozumiem. – Steve podszedł do biurka.
Zadzwonił telefon. Roger Perry wykrzyczał do słuchawki wiadomość, że Glenda jest pewna, iż mechanik A. R. Taggert to Foxy.
Hugh odłożył z trzaskiem słuchawkę i miał zamiar podnieść ją znowu, aby wykręcić numer do Nowego Jorku, gdy telefon ponownie zadzwonił.
– Tak – rzucił niecierpliwie, ale po chwili wyraz jego twarzy uległ zmianie, stał się nieprzenikniony. – Co? Poczekaj… Powtórz jeszcze raz.
Steve widział, jak oczy Taylora zwężają się w szparki. Agent wyszarpnął z kieszeni pióro i w tej samej chwili Steve podsunął mu notatnik. Nie zważając na to, że Hugh próbuje zasłonić przed nim to, co pisze, Peterson wpatrywał się w kartkę notatnika, chłonąc kolejno zapisywane słowa.
„Dziękuję za pieniądze. Suma się zgadza. Dotrzymałeś obietnicy. Teraz ja dotrzymam swojej. Neil i Sharon żyją. O jedenastej trzydzieści zginą w czasie eksplozji gdzieś w stanie Nowy Jork. W gruzach pozostałych po wybuchu, możesz szukać ich ciał. Foxy”.
– Proszę powtórzyć jeszcze raz, abym mógł się upewnić, czy dobrze zapisałem – polecił Taylor. Po chwili dodał: – Dziękuję. Zaraz się z panem skontaktujemy. – Odłożył słuchawkę.
– Kto odebrał telefon? – zapytał Steve. Otępienie litościwie paraliżowało jego zdolność myślenia i odczuwania strachu. Hugh odczekał prawie minutę, zanim udzielił odpowiedzi.
– Przedsiębiorca pogrzebowy z Carley, który zajmował się pogrzebem pańskiej żony – odrzekł zmęczonym głosem.
Była dziewiąta trzydzieści pięć rano.
41
Gdyby ta stara wiedźma nie narobiła hałasu! Arty ociekał potem. Jego nowy, zielony garnitur wydzielał teraz okropny zapach, taki jak zawsze po… To ona musiała bywać w tym pokoju, ona przytaszczyła łóżko. To znaczy, że musiała mieć klucz. Gdyby jej nie usłyszał, weszłaby tam teraz i znalazła ich. Byłoby dość czasu, aby sprowadzić fachowców do rozbrojenia bomby.
Szybko przeszedł przez stację pasażem wiodącym do Biltmore i wyprowadził samochód z hotelowego garażu. Walizki i radio były już zapakowane. Ruszył trasą East Side do mostu Triborough. To była najkrótsza droga na lotnisko LaGuardia. Szaleńczo próbował wydostać się z Nowego Jorku. Samolot do Phoenix odlatywał o dziesiątej trzydzieści.