Atak trzech gwiazdolotów na skupisko Chi Perseusza może zakończyć się klęska. Dwa statki zostano zanihilowane przez nas samych, lot trzeciego ze wszystkimi załogami na pokładzie jest trudny do przewidzenia. Traktujcie tę wiadomość jako mój ostatni rozkaz wydany flocie.
Odwoluję jako nierealny bezpośredni atak na Perseusza. Do skupiska należy przedostawać się stopniowo, uprzednio zniszczywszy nieeuklidesowa metrykę. Próba zagarnięcia samotnych gwiazd i planet na peryferiach skupiska nie powiodła się. Radzę wobec tego opanować pojedyncze ciała niebieskie znajdujące się z dala od skupiska i podciągnąć je do granic Perseusza. Dopiero po skoncentrowaniu dostatecznie wielkiej masy takich ciał przy barierze nieeuklidesowej przystąpić do kolejnego etapu szturmu — anihilacji. Po takim przygotowaniu, które może potrwać kilkadziesiąt lat ziemskich, można liczyć na sukces ataku.
Proszę potwierdzić odbiór.
Trzykrotnie nadaliśmy ten tekst na falach przestrzennych. Nie wątpiliśmy, że wrogowie przechwycą naszą transmisję, ale nie chcieliśmy trzymać jej w tajemnicy, bowiem nowy nasz plan opierał się nie na podstępie, lecz na potędze.
Po chwili otrzymaliśmy odpowiedź Altana: „Rozkaz admirała odebraliśmy”.
— Przystąpić do anihilacji gwiazdolotów! — rozkazałem.
15
I znów „Cielec” pędził w pęcherzu autonomicznej przestrzeni, rodzącej się tym razem z niszczonego statku. W sterówce znajdował się tylko Osima, któremu powierzyłem dowództwo w próbie przebicia się na zewnątrz. Ja wraz z innymi siedziałem w mesie, bowiem sala obserwacyjna została zajęta przez ewakuowane załogi anihilowanych statków. Nie patrzyłem na ekrany, pozostawiając obserwację Romerowi.
Paweł powiedział w pewnej chwili:
— Zakrzywiona metryka cofa się trzykrotnie wolniej, niż to jest konieczne do przebicia się na zewnątrz. Flotylla wroga przeszła w obszar nadświetlny… Niech pan zajrzy do sterówki, Eli.
Udał się tam wraz ze mną. Siedzieliśmy obok milczącego Osimy. Na ekranie rozpadał się ostatni fragment „Woźnicy”. Ostatnia szansa, myślałem, ostatnia szansa!
— „Woźnica” przestał istnieć, admirale! — powiedział wibrującym głosem Osima. — MUK donosi, że przebyliśmy najwyżej jedną czwartą drogi na zewnątrz. Czy kontynuować anihilację?
— Oczywiście — odrzekłem spokojnie. — Teraz kolej na „Psa Gończego”. Nie rozumiem pańskiego pytania, Osimo.
Kapitan już się opanował.
— MUK radzi przyspieszyć anihilację drugiego statku.
— Wprawdzie na obliczeniach komputera nie bardzo można polegać, ale nie mamy innego wyjścia — odparłem.
Tym razem nie udało się uniknąć rozbłysku. Ognista kula rozlała się na miejscu zniszczonego gwiazdolotu, a my pomknęliśmy ku centrum eksplozji. Po chwili okazało się, że ofiara była daremna.
— Koniec, admirale — wykrztusił martwym głosem Osima. — Nie zdołaliśmy przebić bariery. Przeciwnik zbliża się do statku. Czekamy na rozkazy — zakończył spokojnie.
— Ogłosić alarm bojowy — rzuciłem i wyszedłem ze sterówki.
16
Za drzwiami zatrzymałem się i bezsilnie oparłem o ścianę. Korytarz przy wejściu do sterówki był pusty i mogłem być przez chwilę sam. Postałem tak chwilę, zbierając myśli, a potem ruszyłem przed siebie. Szedłem krętymi tunelami i przede mną bezszelestnie rozsuwały się drzwi, bo wszystkie mechanizmy ochronne i blokujące były nastrojone na moje indywidualne pole, na pole admirała Wielkiej Floty Galaktycznej. Admirała! „Jeszcze jesteś admirałem, Eli! — powiedziałem do siebie z gniewem. — Walka jeszcze trwa!”
Wszedłem do pomieszczenia MUK, które jedynie ja mogłem odwiedzać bez zezwolenia kapitana statku. Pośrodku pokoju stał fotel. Usiadłem w nim. Przede mną na stoliku, przez który biegły tysiące przewodów do czujników i analizatorów, wznosiła się niewielka skrzyneczka — krystaliczny mózg naszego pokładowego komputera, jednego z setek identycznych egzemplarzy maszyn typu MUK rozsianych po wielu planetach, zamontowanych na wielu statkach.
— Powiedz supermądry, nieomylny mózgu — rzekłem na głos — powiedz, intelekcie absolutny, co czeka nas w wyniku rozgrywanej obecnie na zewnątrz kombinacji: dwieście okrętów wroga przeciwko jednemu naszemu?
„Klęska! — zapłonęła w moim mózgu beznamiętna odpowiedź komputera, który po chwili uściślił: — Zguba «Cielca» po zniszczeniu wielu atakujących statków wroga”.
— A więc i twoja zguba?
„Moja przede wszystkim. Jeśli wpadnę w ręce wroga, ludzkość będzie zgubiona, bo zbyt wiele wiem. Dla dobra człowieka powinienem zostać zdemontowany jeszcze przed ostateczną klęską”.
— To ci obiecuję, ty tępa imitacjo ludzkiego rozumu!
Zerwałem się i wyszedłem. Pobiegłem na oślep przed siebie i nieoczekiwanie znalazłem się w pomieszczeniu Aniołów. Trub radośnie objął mnie skrzydłami. Odprowadziłem go na bok.
— Jest bardzo źle — powiedziałem.
— Gorzej niż było w Plejadach, kiedy napadły nas Zływrogi? — zapytał. Wydarzenia owych dni stanowiły dla niego coś w rodzaju wzorca właściwego postępowania.
— Znacznie gorzej. Chodzi o nasze życie, a MUK dał ujemną prognozę…
— Chcesz powiedzieć, że zginiemy w oczekującym nas starciu, Eli?…
— Tak. Wiem, że trudno jest umierać, ale historia nie kończy się na nas…
Od Aniołów poszedłem do Lusina, który właśnie uczył skrzydlatego smoka walki powietrznej. Na Gromowładnego napadło stado pegazów, a jaszczur odpędzał wojownicze konie.
— Jak tam na zewnątrz? — zapytał Lusin. — Jesteśmy ścigani?
Opisałem mu naszą sytuację.
— Wszyscy zginą, Eli?
— Czyżbyś się spodziewał, że któryś z twoich tworów ocaleje z tego kataklizmu?
— Tylko Gromowładny, trzeba go uratować! Nas jest wielu, a on jeden jedyny. Pegazy też. Wysadź je na jakiejś planecie, niech się rozmnażają…
— Gdyby to było możliwe — odparłem — to razem z pegazami wysadziłbym na jakiejś bezpiecznej planecie również Astra i Mary!
Nagle się uspokoiłem. Rozpacz dławiąca mnie jeszcze kilka minut temu zniknęła, uspokoiłem się. Wiedziałem już, czego chcę, wiedziałem też, że będzie mi trudno obronić ten mój nowy plan przed dowódcami i załogami trzech gwiazdolotów, ale że tego dokonam. Moje miejsce było w sterówce, poszedłem więc tam niezwłocznie.
— Nareszcie pan jest, admirale! — wykrzyknął.
Osima rozdrażnionym tonem. — Dowódca floty wroga nadal bezczelne ultimatum, na które musimy godnie odpowiedzieć.
17
Przed zapoznaniem się z depeszą Niszczycieli spojrzałem na stereoekran. Zielone ogniki krążowników zbierały się w grupki. Coś się zmieniło — statki Zływrogów przekroczyły dystans bezpieczeństwa, do niedawna tak ściśle przeze mnie przestrzegany.
— Czemu oni nagle przestali się nas obawiać? powiedziałem nieświadomie na głos.
— Jeden gwiazdolot jest dokładnie trzy razy słabszy od trzech — odparł chmurnie Kamagin.
Puściłem to mimo uszu i rozkazałem komputerowi: — Odczytaj ultimatum przeciwnika!
MUK włączył się natychmiast:
„Do statku galaktycznego, który wtargnął do naszego skupiska gwiezdnego. Wasza próba przedarcia się na zewnątrz nie powiodła się. Nie uda się też wam zniszczyć jakiegokolwiek z naszych okrętów. Jesteście skazani na zagładę. Proponujemy kapitulację. Gwarantujemy zachowanie życia. Orlan Niszczyciel Pierwszej Kategorii Imperialnej”.