Podejmując trzeci atak na trawler, kapitan korwety wziął odpowiedni kurs i ruszył na otwarte morze.
Mark Bracewell opierał się o sięgający mu do pasa reling trapu rufowego, trzymając w górze kamerę, a obok niego przestraszony Pratap nagrywał ryk syren.
– Neil, wracaj! Zostaw kręcenie filmu! – krzyknęła doktor Barbara, bo korweta zrównała się z trawlerem, uderzając w niego w oślepiającym blasku świateł sygnałowych.
Gdy rufa „Sagittaire’a” mijała dziób „Diugonia”, kosząc zewnętrzną krawędzią platformy dla śmigłowca pokład przy ster burcie krewetkowca, trap rufowy został wyrwany z jego metalowej podstawy. Wodny wał zrzucił Bracewella pomiędzy uderzające o siebie kadłuby i cisnął go do kilwatera pozostawionego przez trawler. W świetle lamp sygnałowych Neil zobaczył, jak uszkodzona kamera uderza o rufę korwety i wpada do oceanu.
Kapitan Wu kazał wyłączyć silniki i „Diugoń” podryfował ku rafie. Wszyscy stali na rozkołysanym pokładzie wśród szczątków połamanego relingu i spoglądali na ciemne morze sto metrów za trawlerem, gdzie spoczywała kamizelka ratunkowa Bracewella, z której uszło powietrze. Profesor Saito i Pratap trzymali oszalałą Janet, po tym jak usiłowała skoczyć z rufy do oceanu. Śmigłowiec zaczął się oddalać, jakby pilot nie chciał już dalej uczestniczyć w konfrontacji, ale został wezwany sygnałem z korwety i krążył nad miejscem, gdzie pływała kamizelka. Monique uspokajała łkającą reżyserkę, przyciskając jej głowę do obnażonej piersi, a Kimo i Carline włączyli silniki łodzi i ruszyli ku wodnemu kręgowi, wyciśniętemu na powierzchni przez wywołany ruchem śmigłowca prąd powietrza zanieczyszczonego dymem i spalinami. Neil czuł odór rozkładających się na plażach atolu ciał albatrosów. Spoglądał na wieże obserwacyjne atomowego poligonu – giganty oczekujące, by odegrać swoją rolę w potyczce, w której śmierć zbiera obfitsze niż teraz żniwo. Po chwili rozejrzał się za doktor Barbarą, w obawie że również ona przepadła w oceanie, ale stała samotnie przy antenie satelitarnej, odwrócona plecami do śmigłowca i łodzi gumowych. Patrzyła na kapitana „Sagittare’a” z tym samym wyrazem twarzy, z jakim spoglądała na francuskiego sierżanta, gdy Neil leżał z przestrzeloną stopą na pasie startowym atolu.
V
Dwusilnikowy piper przygotowywał się do lądowania. Pilot krążył nad laguną, spoglądając na pokryty koralowym piaskiem pas startowy i na popękany zbiornik z benzyną, z którego wciąż wydobywał się czarny dym, zasłaniając pobliskie drzewa. Na skraju pasa stał pluton francuskich żołnierzy. Patrzyli na plażę pokrytą śniętymi rybami i martwymi albatrosami, zakopywanymi w piasku przez członków załogi „Sagittaire’a”. Gdy nadleciał piper, wzniecając nad pasem tumany koralowego pyłu, odsunęli się. Pył, biały jak arktyczny śnieg, osiadł na pióropuszach palm, które wyglądały teraz jak specjalnie spryskane farbą w związku z tragiczną śmiercią Marka Bracewella, którego właśnie grzebano.
Neil stał przed kościółkiem, pomiędzy Kimem i doktor Barbarą. Miał przerzucony przez ramię transparent ze sloganem: „Ratujmy albatrosy.” Wsłuchiwał się w łkania Monique i miotane przez nią przekleństwa. Odepchnęła Carline’a i Saitów, gdy ci chcieli ją pocieszyć. Obserwował pipera lądującego na drugim krańcu pasa startowego, świadom, jak wszyscy pozostali uczestnicy wyprawy, że przylot samolotu oznacza opuszczenie przez nich atolu.
Kilka kroków od Neila spoczywał w otwartym grobie amerykański operator filmowy, w trumnie spowitej we flagę Stanów Zjednoczonych i wymyślnie udekorowanej piórami ze skrzydeł albatrosa. Neil pomógł pani Saito połączyć je w ozdobny pas i cieszył się, że ciało Bracewella będzie spoczywało wśród dzikich ignamów i batatów, na cichym cyplu górującym nad diunami, w których kiedyś albatrosy wysiadywały pisklęta. Doskonale pamiętał pogrzeb ojca i niesamowite palenie zwłok w krematorium w północnym Londynie – z trumną na rolkach i zdalnie zasuwanymi portierami. Matka na chwilę straciła oddech, gdy drzwi z drzewa tekowego zostały na krótko otwarte, a następnie zamknięte już na zawsze.
Tu, na wyspie, zwłoki Bracewella znajdowały się przynajmniej blisko albatrosów, które doktor Barbara usiłowała uchronić od zagłady, a miejsce jego wiecznego spoczynku było dostępne dla ludzi z całego świata.
Pod drzewami, obok pipera, stał samolot wynajęty przez francuskich i amerykańskich dziennikarzy. Czekali z kamerami, popijając piwo serwowane przez dwóch stewardów z „Sagittaire’a” w prowizorycznym barze.
Otępiali z powodu śmierci Bracewella członkowie załogi „Diugonia” nie byli przygotowani na to, że w reakcji na wypadek podniesie się na świecie krzyk. Ale traf chciał, że obraz zderzenia korwety z trawlerem został przekazany do studia w Honolulu. Dramatyczna transmisja urwała się w chwili ostatecznego natarcia „Sagittaire’a” na „Diugonia”, aż nadto jasno ukazując mordercze zamiary francuskiego kapitana. Obraz przesłany przez Bracewella, pod wpływem uderzenia wypuszczającego z rąk kamerę, wstrząsnął milionami telewidzów.
Z godną uwagi przytomnością umysłu zapłakana wdowa po operatorze kazała Pratapowi przynieść z kabiny nawigacyjnej zapasową kamerę i z zimną krwią rejestrowała poszukiwania zwłok. A gdy już zostały odnalezione i, zmiażdżone, leżały na pokładzie trawlera, stała obok nich i filmowała osadzanie statku na mieliźnie. Kapitan Wu skrupulatnie Wypełniał przekazywane drogą radiową polecenia miliardera z Honolulu. Następna transmisja urwała się w chwili, kiedy kamera wypadła z drżących rąk wdowy po Marku Bracewellu.
Grupy obrońców praw zwierząt ze Stanów Zjednoczonych i Europy Zachodniej zareagowały na pokazane przez telewizję tragiczne zajścia agresywnymi demonstracjami w Waszyngtonie, Paryżu i Londynie, mimo rezerwy z jaką wcześniej traktowały wyprawę na Saint-Esprit. Francuskie Ministerstwo Obrony, skonsternowane nadgorliwością kapitana korwety i świadome możliwości utracenia przez państwo dochodów z turystyki, zezwoliło uczestnikom wyprawy pozostać na atolu do czasu pochowania tam Amerykanina, na czym bardzo zależało wdowie po nim. Rodzice Bracewella – dentysta z Honolulu i jego żona – zgodzili się na przewiezienie ich z Tahiti na pogrzeb francuskim samolotem rządowym, ulegając perswazji Janet, by skorzystali z uprzejmości władz.
Młodszy oficer z „Sagittaire’a” pomógł pogrążonej w smutku parze wysiąść na pas startowy. Oboje spoglądali w stronę poszarpanych palm przy lagunie, jakby od razu poczuli odór rozkładających się martwych ptaków.
Na ich widok doktor Barbara wysunęła się przed innych i odchrząknęła, usiłując oczyścić gardło z gryzącego pyłu koralowego i oparów po spalonej benzynie. Neil chwycił ją za rękę, w obawie że lekarka wykorzysta tę okazję, by przemówić do obserwujących sytuację dziennikarzy. Ale śmierć Bracewella wyzwoliła ją z agresji. W chwilę po fatalnym uderzeniu, kiedy nie było jeszcze wiadomo, czy Amerykanin utonął, dała z siebie wszystko, żeby uspokoić znajdujących się na pokładzie ludzi. A gdy później załoga korwety zaaresztowała kapitana Wu na mostku osiadłego na mieliźnie „Diugonia”, powstrzymała rozwścieczonego Kima przed wtargnięciem na francuski statek. Carline natychmiast chciał do niego dołączyć, oferując swój chromowany pistolet, lecz doktor Barbara mu go odebrała.
– David, tak nie można. Wiem, jak się czujesz, ale gdybyście ich zaatakowali, stracilibyśmy wszystko, co zyskaliśmy.
– Barbaro! – Carline był zawiedziony, że lekarka po raz pierwszy okazała taką ustępliwość. – Musimy coś zrobić… Francuzi zabili tego nieszczęśnika. Boże wszechmogący, poświęciłem wszystko, żeby tu przyjechać.
– Będziesz musiał poświęcić jeszcze więcej! O wiele więcej niż potrafisz sobie wyobrazić. Mamy za sobą światową opinię publiczną. Dlaczego mielibyśmy zmarnować taką szansę?