W odległości sześciu metrów od Neila pracowało sympatyczne małżeństwo Australijczyków – emerytowany major Anderson wraz z żoną. Oboje byli dobrze po sześćdziesiątce. W identycznych słomkowych kapeluszach na głowach cierpliwie układali z cementowych płyt miniaturowy akwedukt, którym miała popłynąć do zbiornika przy pasie startowym woda ze strumienia. Ze spokojem znosili upał i moskity, nigdy się nie skarżąc. Lubili Neila. Przypłynęli na Saint-Esprit z Papeete swoim jednożaglowym stateczkiem, przywożąc dla uczestników wyprawy żywność i lekarstwa. Neil bał się o nich. Zastanawiał się, jak długo wytrzymają hałaśliwe zachowanie francuskich aktywistów ruchu obrony środowiska, którzy przypłynęli szkunerem „Croix du Sud”, gotowi zrobić wszystko, co było w ich mocy, żeby sprowokować żołnierzy. Grupa złożona z sześciu muskularnych mężczyzn i trzech młodych elokwentnych kobiet wypełniała zacumowany na przystani frachtowiec odłamkami skalnymi i cementowymi płytami, zwożonymi z plaży naprędce skleconym wózkiem. Francuscy aktywiści zamierzali zatopić ten statek w najszerszym z przecinających rafę kanałów, żeby uniemożliwić wpłynięcie do laguny „Champlainowi”.
Neila wciąż zastanawiało, dlaczego żołnierze z francuskiej floty wojennej opuścili Saint-Esprit. Podczas pierwszego trudnego tygodnia po pogrzebie Bracewella panował na wyspie niechętnie zawarty rozejm, a uwagę obu stron pochłaniał, hamując zawziętość, poważny wyciek ropy z „Diugonia”, gdyż po dwóch dniach od osadzenia krewetkowca na mieliźnie wzburzone fale uszkodziły jego zbiorniki z paliwem. Tak czy owak stary trawler spełnił swoją rolę.
Oprócz trzech jachtów, które przybyły, gdy doktor Barbara znajdowała się o krok od zatrzymania na pokładzie „Sagittaire’a”, jako organizatorka akcji dywersyjnej, tego samego dnia po południu przypłynęło jeszcze sześć statków. Uczestnicy wyprawy rozpoczęli strajk okupacyjny na plaży, a członkowie załóg jachtów ochraniali ich przed zbitymi z tropu żołnierzami, stając kordonem naprzeciw uniesionych pałek. Niektórzy przekazywali za pomocą radiostacji poruszające relacje z miejsca zdarzeń. Trzeszczące krótkofalówki przywodziły na myśl ostatnie przekazy z obleganego Dien Bień Phu. Obrońcy wyspy donosili, że doktor Barbara przebywa wraz z grupką zwolenników na skażonej ropą plaży, wśród szczątków otrutych albatrosów, zagrożona ostrzałem ze strony zniecierpliwionej załogi korwety. Jednak ku ogólnemu zaskoczeniu znużony kapitan „Sagittaire’a” nie podjął próby aresztowania uczestników akcji protestacyjnej, a żołnierze wrócili do obozu przy pasie startowym. Później na wyspę dotarła wiadomość, że z powodu zajść, do jakich tu doszło, wygwizdano i lekko poturbowano premiera oraz kilku członków jego gabinetu podczas mityngu wyborczego w Paryżu. Nadeszła też informacja, że francuski ambasador w Waszyngtonie został wezwany do Departamentu Stanu w związku ze śmiercią Marka Bracewella.
Tymczasem grupka „okupantów”, zatykająca sobie nosy z powodu smrodu ropy i śniętych ryb, zamieszkała w skleconych naprędce szałasach, przenosząc do nich rzeczy z „Diugonia” – meble z kabiny nawigacyjnej, zapasy z kuchni okrętowej, zdemontowane koje i sprzęt wideo. Wszystko to Kimo i Car linę przetransportowali łodziami. Monique bez wytchnienia przemierzała pas startowy, wymyślając żołnierzom, którzy czytali pisma pornograficzne i nie dawali się sprowokować. Profesor Saito skatalogował kilkanaście gatunków roślin i zwierząt, zagrożonych z powodu wycieku ropy, a jego żona i doktor Barbara kąpały unieruchomione przez ropę ptaki morskie w wodzie z dodatkiem detergentu czyszczącego pióra. Neil podawał im zdychające stworzenia, które oblepiała kleista maź; stwierdził wtedy, że usta lekarki znowu są owrzodzone. Po spędzeniu trzech zimnych nocy na plaży popłynął do najbliższego jachtu – kecza należącego do nowozelandzkiego inżyniera i jego żony. Zatroskani losem uczestników wyprawy, pozbawionych wskutek zalania trawlera większości zapasów, wyprawili chłopca z powrotem na wyspę łódką z dużym kartonem owoców; przysłali też witaminy i środek odstraszający moskity. Doktor Barbara była zbyt rozkojarzona, żeby im podziękować. Leżała w milczeniu na czarnym piasku i zrywała naskórek z odcisków na dłoniach, jakby myślała o tym, że jej spełnione marzenie o pobycie na wyspie czeka krótki żywot, i godziła się z faktem, iż niebawem Francuzi będą mieli dość okupantów i tylko czekają, by ustała wrzawa wokół całej sprawy, wzniecana przez światowe media. Nawet David Carline stracił wiarę. Siedział na plaży przy swojej skrzynce ze smakołykami, w otoczeniu martwych ptaków, i unikając wzrokiem twarzy Monique, wręczał Neilowi ostatnie z puszek, a ten przekazywał je kolejno uczestnikom wyprawy. W milczeniu jedli pasztety, trufle, foie gras, wyszukane gatunki serów i marynowane jaja. Potem Amerykanin udał się na przystań pod pretekstem przekazania wiadomości dla żony za pośrednictwem radiostacji – w rzeczywistości chciał się zorientować, jaka jest możliwość dostania się do Papeete. Jednak gdy nazajutrz rano obudzili się w zimnej mgle, sięgającej po korony drzew, odkryli, że Francuzi opuścili atol.
W nocy przypłynęły trzy kolejne jachty, zarzucając przy rafie kotwice. Ich załogi rozglądały się za korwetą. Ale zarówno „Sagittaire”, jak „Champlain” opuściły pod osłoną ciemności wody przybrzeżne Saint-Esprit. Zniknęli również inżynierowie i żołnierze strzegący pasa startowego, wywożąc z atolu jamniki, broń i zapasy żywności. W ciągu jednej nocy wyspa stała się sceną, z której aktorzy zeszli w połowie spektaklu, zabierając ze sobą pełny tekst scenopisu.
Doktor Barbara, oszołomiona widokiem opustoszałego obozu, poprowadziła grupę na pas startowy. Wraz z ludźmi przybyłymi na jachtach przeszli obok latryn i przez wyłysiałą pod namiotami ziemię, zaśmieconą starymi gazetami oraz opakowaniami po papierosach. Zaglądali do opróżnionych magazynów. Kimo znalazł zwój kabla telefonicznego. Przewiesił go ostrożnie przez ramię, jakby zyskał dostęp do poufnych rozmów przekazanych za pomocą tego skręconego drutu. Wszyscy zachowywali się niczym uczniowie w pustej szkole, choć z niepokojem zerkali na cyklopie oko masztu radiowego. Gdy Neil rzucił kamieniem w okno jednego z magazynów, prysnął nastrój biernie tylko okazywanego zadowolenia z nieobecności Francuzów, do chłopca dołączyła bowiem Monique i pani Saito. W ciągu kilku podniecających chwil zostały wybite wszystkie szyby. Kobiety zachęciły do działania swych współtowarzyszy i przez godzinę pod ich przewodnictwem trwało szaleństwo niszczenia w obozie wszystkiego, co mogło być użyteczne dla powracających żołnierzy. Dopiero gdy Carline uruchomił buldożer i zaczął rozwalać magazyny, doktor Barbara nakazała spokój. Zarumieniona i szczęśliwa wyciągnęła rękę w stronę masztu. Wielki biały ptak z czarnymi piórami na końcach skrzydeł uniósł się znad oceanu i zatoczył szeroki krąg nad masywem skalnym. Pierwszy wędrowny albatros powrócił na Saint-Esprit.
Rozpamiętując to niezwykłe wydarzenie – o którym lekarka tak marzyła – Neil zapadł w drzemkę, a gdy się z niej otrząsnął, zaczął obserwować z betonowego sklepienia wieży żaglujące nad lasem albatrosy. Wypatrywały z powagą masztu, który zniknął. Ich pojawienie się na pustym niebie nad Południowym Pacyfikiem natchnęło na nowo otuchą zarówno doktor Barbarę, jak i tłumnie ściągających na atol wolontariuszy.