Выбрать главу

Pozostawiając rzucającą się rybę, żeby sama wyskoczyła na brzeg, Neil popłynął do skifu, w którym pod markizą spadochronu wypoczywały Inger i Monique. Dopingowały go podczas polowania na płaszczkę, zapewniającą górę jedzenia. Neil już widział, jak opychają się tym upieczonym na barbecue przysmakiem, odrywając kęsy mięsa i brudząc sobie podbródki ciepłym tłuszczem. Przez kilka dni nie będą musiały zaglądać do zwierzęcych zagród. O wiele za dużo stworzeń zagrożonych gatunków kończyło swój pobyt na Saint-Esprit w garnku, ale szczęśliwie światowe zasoby rzadkich ssaków wydawały się niewyczerpane.

– Brawo, Neil! – pochwaliła go Monique, oparta na poduszkach w leżaku. – Co za walka i co za ryba.

– Taka duża jak ty, Monique.

– Dobrze. Jestem strasznie głodna. Mogłabym połknąć samą siebie.

Neil uczepił się łódki. Jego uśmiech był tak jasny jak woda dookoła.

– Powiem wam, które części są najsmaczniejsze.

– On jest bezczelny. Nie sądzisz, Inger?

– Poczekajmy, dopóki doktor Barbara nie zobaczy ryby. Neil, to my świadczymy ci największą pomoc – przypomniała mu Niemka.

To wymiana „uprzejmości” miała być natychmiast zapomniana z chwilą zajęcia przez całą trójkę miejsc przy stole w magazynie. Inger, chcąc jak najszybciej znaleźć się w kuchni i popędzić ociężałego Kima do rozpalenia ognia, wstała i odłożyła spadochronowy parasol, który posłużył organizacji „Lekarze bez Granic” do zrzucenia na wyspę wyrobów farmaceutycznych.

Leżąc na wodzie, Neil patrzył z zachwytem na Inger i Monique. Obie były w ciąży. Miały tak wielkie brzuchy, że ogarnął go lęk, iż mogą zacząć rodzić z powodu rozkołysania skifu. Nie zapomniał nieszczęśliwego porodu Trudi i słowa „przyj”, powtarzanego przez doktor Barbarę, żeby przynaglić młodą kobietę do wydalenia z macicy zdeformowanego noworodka. Chłopiec – o płci maleństwa Neil dowiedział się od profesora Saito, który upił się desperacko sake własnego wyrobu i dlatego był niedyskretny – zmarł zaraz po przyjściu na świat. Jednak specjalnie nie zaniepokoiło to ani Trudi, ani pozostałych kobiet przekonanych, że dziecko miało wadę genetyczną. Doktor Barbara nie dopuściła do tego, by Neil je obejrzał, ale kiedy już trumienka została zabita gwoździami, pozwoliła nastolatkowi pogrzebać noworodka obok grobu Gubby’ego. W skromnym pogrzebie uczestniczyli Kimo i profesor Saito. Gdy Neil grzebał swojego pierworodnego, płaczący botanik wygłaszał uroczystą przemowę w języku japońskim, który kaleczył z powodu wzruszenia.

Neil głęboko wierzył, że tym razem nie dojdzie do nieszczęścia i nie będzie żadnych wad wrodzonych. Mimo iż fale poszturchiwały skif jak obłąkana akuszerka brzuch rodzącej, Neilowi nie mieściło się w głowie, że Monique lub Inger mogłyby poronić. Cieszyło go, że nic nie jest w stanie poskromić ich apetytu na świeże powietrze, słońce i jedzenie.

Francuzka stała na dziobie w opiętym na brzuchu kostiumie kąpielowym, eksponującym jej wielkie piersi, które wyglądały tak, jakby same były w zaawansowanej ciąży. Nawykła do ciężkiej pracy i śmiertelnie poważna, była stewardesa Air France przemieniła się w stateczną Junonę, zawsze skorą do droczenia się z Neilem. Chowała mu ubranie, a kiedy spał, malowała na jego plecach szminką różne nieprzyzwoitości. Czasami męczyło go jej zdradzające oschłość poczucie humoru i brakowało mu tej złośliwej oraz sprawnej kobiety, która z dumą panowała w obozowej kuchni. Ale za to dzielił z nią jej namiot i łoże, a może nawet zdobył jej serce. Jednak pamięć o spędzonych wspólnie kilku nocach – tym krótkim okresie po owulacji Monique, dającym sposobność zapłodnienia – już zaczęła blednąc. Ku konsternacji Neila, kiedy tylko okazywało się, że któraś z kobiet zaszła w ciążę, natychmiast starała się o nim zapomnieć.

Inger, podobnie jak Monique i Trudi, miała teraz schludne, „na chłopaka” ostrzyżone włosy, które eksponowały jej grube kości twarzy. Stała pewnie na rufie, podtrzymując matoworóżowy spadochronowy jedwab niczym krynolinę. Położyła dłoń na brzuchu, jakby czekała na najświeższą wiadomość od rosnącego płodu.

Zgodnie z orzeczeniem doktor Barbary obie ciężarne miały urodzić dziewczynki, powiększając w ten sposób populację kobiet na Saint-Esprit i zapewniając im znaczną liczebną przewagę nad mężczyznami. Neila cieszył ten wzrost liczby kobiet na atolu i był wdzięczny Inger oraz Trudi, a nawet Monique, za wszystko, co zrobiły, żeby stał się mężczyzną. Kiedy urodzą jego dzieci, wydadzą na świat również dorosłego Neila – przemienionego z chłopca w brodatego siedemnastoletniego patriarchę. Wkrótce po rozwiązaniu Inger i Monique doktor Barbara dopilnuje, żeby znowu zaczął z nimi sypiać. Nie zapomniał ostatnich spędzonych z nimi nocy przed pięcioma miesiącami, kiedy lekarka potwierdziła, że obie zaszły w ciążę. Monique przyjęła wiadomość o czekającym ją macierzyństwie jak prawdziwą niespodziankę i jej charakter stawał się łagodniejszy. Nigdy jednak nie uwolniła się w towarzystwie Neila od napięcia, nawet będąc z nim w łóżku. Wydzielała mu swoje ciało po kawałku i dopuszczała go do intymnych zbliżeń w taki sposób, jakby demonstrowała tępemu pasażerowi skomplikowane wyposażenie samolotu. Raz, w chwili słabości, zwierzyła mu się, że Renę Didier był surowym, znerwicowanym i skłonnym do obsesji ojcem, który twierdził, że nawet wiązanie przez nią sznurowadeł stanowi sprawdzian jej zdolności do samodyscypliny. Jako córka mówiła o wielkim aktywiście ruchu obrońców praw zwierząt niemal z urazą. W przeciwieństwie do niej Inger i Trudi traktowały Neila jak starsze siostry, ochoczo dopuszczające się kazirodztwa. Uwielbiał ich ruchliwe dłonie, szczypiące go w pośladki, gdy był zbyt ślamazarny, albo przeciwnie, zbyt ognisty. Dawały mu do zrozumienia w ten sposób, że powinien troszczyć się o doznawanie przyjemności raczej przez nie niż przez siebie. Uwielbiał także, jak wbijały zęby w jego brodawki i zaciskały palce na jądrach, szacując być może ilość wytwarzanej dla nich spermy. Uprawianie seksu z nimi stanowiło dla Neila przyjemniejszą wersję kopulowania z doktor Barbarą i dawało mu wyjątkową rozkosz. Był zdumiony i boleśnie dotknięty, kiedy Trudi, Inger i Monique odepchnęły go od siebie z chwilą zakomunikowania im przez lekarkę, że poczęło się w nich nowe życie. Tylko ta pierwsza użaliła się nad nim, widząc, jak włóczy się bez celu po plaży, i zabrała go do swojego namiotu po raz ostatni do czasu rozwiązania, pomimo trzymiesięcznej ciąży. Gdy go jednak porzuciła, miał poczucie, że cichaczem dołączyła do wrogiego mu stronnictwa.

– Neil, zbudź się! – Monique pociągnęła go za brodę, bo zdrzemnął się, oparty na wiosłach. – Inger, on znowu śpi.

– No rusz się, Neil… – Inger ścisnęła spadochron udami i dźwignęła wiosła. – Możesz się poczuć zmęczony później. Trudi tu zmierza. Z pewnością ma jakąś wiadomość od doktor Barbary.

Neil wziął wiosła i obrócił skif dziobem do plaży.

Trudi biegła przez piasek, wymachując rękami. Wpadła do wody i chwyciła dziób łódki, sterując nią wśród fal do brzegu. Inger, porzuciwszy spadochron, który nadął się jak balon, gramoliła się z łódki, podobnie jak Monique. Poklepały Neila po ramieniu i wskoczyły do wody.

– Wspaniała wiadomość! – krzyknęła Francuzka. – Słyszałaś, Inger? Żadnych wad wrodzonych!

– Trudi! Tym razem ci się powiodło!

Woda sięgała im do ud, a piana kipiała wokół nich, jakby ocean też chciał je zapłodnić swoim nasieniem.

Neil z bladym uśmiechem obserwował, jak obejmują się i baraszkują w wodzie, świętując kolejne zbliżające się narodziny dziecka. Mimo iż do tych i innych narodzin nie mogłoby dojść bez jego udziału, kobiety nie traktowały go, wbrew jego pragnieniu, zbyt poważnie. Dopiero gdy znalazły się na plaży, Trudi przypomniała sobie o nim i wróciła do skifu z komplementami.