Tylko Neil, pomimo choroby, w pełni jasno potrafił ocenić to, co działo się obecnie na wyspie. Kobiety zakazały sobie myśleć o przyszłości – o wiszącej nad atolem groźbie powrotu francuskich żołnierzy, jakby zajęcie go przez nich nie pociągało za sobą żadnych skutków dla toczącego się tu życia. Nawet doktor Barbara raczej nie przejawiała troski o jutro. Przesiadując na leżaku pod drzewem w swoim prywatnym ogrodzie, sprawiała wrażenie osoby wciąż przymuszanej do zakładania kolejnych klombów kwiatowych i nieświadomej, że za horyzontem czyha niebezpieczeństwo ostatecznego zakwestionowania jej władzy na Saint-Esprit. Właśnie opierała się na leżaku i od czasu do czasu leniwie unosiła głowę, wypatrując na niebie nadlatującego nad wyspę samolotu. Jedną ręką trzymała stylisko łopaty, z którą nigdy się nie rozstawała, a drugą położyła na szczupłym pośladku czternastolatka z Moluków – uprzywilejowanego gościa w jej niedostępnej dla innych posiadłości na Saint-Esprit. Nihal trzymał się blisko lekarki, zaniepokojony z powodu ustawicznego wrzasku pani Saito. Zgodnie z postanowieniem doktor Barbary codziennie pływał i łowił ryby na harpun. Na szczęście nie nałożyła na niego żadnych innych obowiązków. Sypiał sam, w namiocie po Kimie. Z jakichś powodów lekarka wstrzymywała realizację programu hodowli dziewczynek.
Neil, choć uwięziony w pokoju dla chorych, przysunął łóżko do okna i bacznie obserwował toczące się na wyspie życie. W nocy, gdy miał najwyższą gorączkę i widział kroczące gęsiego po suficie ranne albatrosy, wołał śpiącą obok w gabinecie lekarkę. Mamrocząc pod nosem i potykając się w ciemnościach o sprzęty, podchodziła do łóżka. Czuł się wtedy tak, jakby wnikała do jego majaczącego umysłu niczym demoniczna władczyni. Ale przynajmniej sypiała sama. Myśl o tym, że głowa sprytnego chłopca z Moluków spoczywa pomiędzy piersiami doktor Barbary, była dla Neila tak wstrząsająca, że tylko dzięki zazdrości przeżył pierwsze dni choroby, kiedy trawiła go niemal zabójcza gorączka.
Otarł pot z twarzy moskitierą, wciąż przesiąkniętą zapachem olejku do włosów profesora Saito. Usiłował zapomnieć o botaniku. Gdy kładł się na tym łóżku, uderzyło go, że drobne spocone ciało Japończyka odcisnęło swój kształt na materacu. Neil słuchał głosu wdowy po nim, nadzorującej ponowne zawieszanie transparentu. Pani Saito demonstrowała popis złości przynajmniej dwa razy dziennie, jakby w ten sposób ożywiała tradycję archaicznego japońskiego teatru z jego środkami aktorskimi w postaci groźnych pomruków i okrzyków. Wśród członkiń-założycielek rezerwatu tylko ona wydawała się przestraszona perspektywą powrotu na wyspę francuskich żołnierzy. Szwedzi, którzy ostatnio tu przypłynęli, utrzymywali, że istotnie słyszeli przez radio oświadczenie wydane przez Ministerstwo Obrony Francji o powzięciu przez rząd decyzji ponownego zajęcia atolu. Bliska paniki Japonka podjęła w związku z tym gorączkowe przygotowania do konfrontacji z żołnierzami. Podczas gdy doktor Barbara drzemała w swoim ogrodzie, a Trudi i Inger pod okiem Monique przygotowywały posiłki, pani Saito zaprzęgła do pracy młode kobiety, ledwie powstrzymując wybuchy histerii. Na krańcach pasa startowego ułożyły stosy z wyrzucanego przez ocean drewna i z wilgotnych liści paproci, które miały zostać podpalone z chwilą zjawienia się na wyspie ekip telewizyjnych, filmujących przejęcie jej przez wojsko. Dwie nowozelandzkie pielęgniarki stały się posłusznymi wołami roboczymi pani Saito. Lekarka zapewniła je, że osobiście będzie się opiekowała Neilem, w związku z czym poświęciły się sprawie obrony atolu. Wspomagały je kanadyjskie nauczycielki. We czwórkę przygotowały transparenty i wzmocniły kablem telefonicznym ogrodzenia zwierzęcych zagród. To była ostatnia reduta, w której miały z poświęceniem bronić kilku czworonożnych i skrzydlatych podopiecznych, nie nadających się do zjedzenia. Nowozelandzkie aktywistki ruchu ochrony środowiska i weteranki akcji wymierzonej w norweskich i japońskich poławiaczy wielorybów pracowały nie zniechęcone ani deszczem, ani upałem. Zatrzymywały się tylko przy grobie pana Didiera, żeby naładować akumulatory.
Dwie zamężne Szwedki nie uczestniczyły w przygotowaniach do obrony Saint-Esprit. Wyraźnie odstręczała je pani Saito w roli gorliwego kamikadze. Siedziały w magazynie przy swoich śpiworach, niezmiennie zdumione nagłym odpłynięciem mężów, którzy, jak zostały poinformowane, udali się na Tahiti, żeby dowiedzieć się, kiedy konkretnie Francuzi zamierzają powrócić na atol. Mieli też zaalarmować aktywistów ruchu obrońców środowiska na całym świecie. Gdy odpływali, one spały na wyspie, korzystając z zaproszenia doktor Barbary, która uspokajała je później wyjaśnieniem, że ich mężowie wyruszyli na Tahiti pod osłoną nocy, bo nie chcieli zostać zauważeni przez francuski samolot zwiadowczy.
Nikt się nie dziwił, że zabrali ze sobą Davida Carline’a.
Doktor Barbara i pani Saito długo opisywały go jako człowieka przesiadującego w zdewastowanej wieży przy pasie startowym niczym obłąkany kontroler lotów, niezdolnego do samodzielnego zdobywania środków do życia i żerującego na pracy innych. Twierdziły, że wkrótce David Carline znajdzie się w Bostonie i zastraszony przez żonę dołączy do kolejnej misji chrześcijańskiej udającej się do Konga.
Neil żałował, że Amerykanin opuścił wyspę. Brakowało mu pokrętnego idealizmu Davida, jego pretensji do świata, że ofiarował mu w chwili urodzenia wszystko, a potem pozbawił nawet odrobiny szacunku do samego siebie.
Mocno w końcu przywiązane do drzew transparenty „stemplowały” swymi sloganami niebo. W chwilach milczenia kobiety wpatrywały się w słowa kierujące do świata apel o obronę atolu, słowa dobrze widoczne dla nisko lecącego samolotu. Ale odgrywany spektakl stał się dla pani Saito nie do udźwignięcia. Jej demonstracje gniewu i strachu stanowiły parawan dla histerii. Zakrywała dłońmi zapłakane oczy, odpychając Inger oraz Trudi, usiłujące dodać jej otuchy, zaczynała łkać i uciekała do laboratorium. Przez szklane drzwi tego pawilonu Neil obserwował ją z pokoju dla chorych. Kręciła się wśród wspartych na kozłach półek ze skrzynkami, w których rosły marniejące grzyby, kiedyś starannie doglądane przez jej męża – Don Kichota taksonomii świata żywych organizmów. Neil z trudem rozpoznawał w pani Saito bojową kobietę o jasnym spojrzeniu, której na początku pobytu na Saint-Esprit pomagał tworzyć rezerwat. Gdy zaglądała do kliniki, a robiła to rzadko, cofała się od okrywającej go moskitiery, jakby była zaskoczona, że on jeszcze żyje. Czuł, że Japonka zna przyczynę jego gorączki i nie zgadza się z doktor Barbarą co do sposobu leczenia. Kiedyś usłyszał, jak rozmawia z lekarką w gabinecie, przynaglając ją do zwiększenia dawki aplikowanego mu leku. Jednak doktor Barbara samodzielnie decydowała o rodzaju kuracji.