Nie zrażona tym niepowodzeniem, nadal prowadziła swoją samotną kampanię na rzecz albatrosów. Neil widział, jak wygłaszała mowy do miłośników windsurfingu na plaży w Waikiki, wręczała turystom ulotki na Union Street Mail i wierciła dziurę w brzuchu duchownym uczestniczącym w konferencji w Iolani Palące. Często była zmęczona i przybita. Nosiła swój transparent i ulotki w zniszczonej torbie – torbie aktywistki ruchu obrony praw zwierząt. Martwił się o nią tak samo jak o matkę po śmierci ojca. W tamtym czasie matka również się zaniedbywała. Nieustannie niepokoiła się o Neila, jakby czyhało na niego jakieś niebezpieczeństwo, tak że w końcu czuł się niczym przedstawiciel jakiegoś zagrożonego gatunku stworzeń. Przypominając sobie tamte pełne napięcia chwile, współczuł albatrosom. Od tych wszystkich sloganów i moralnej presji wywieranej z ich powodu na społeczeństwo mogły ciążyć im skrzydła.
Ku swojemu zaskoczeniu przekonał się, że w tym, co głosi doktor Barbara, jest ziarnko prawdy. Wychodząca w Honolulu gazeta donosiła, że francuskie władze na Tahiti cofnęły zgodę na ponowne osiedlenie się na atolu Saint-Esprit jego rdzennych mieszkańców, a wojskowi inżynierowie poszerzali tam pas startowy. W związku z tym krążyła pogłoska, że rząd w Paryżu może zakończyć moratorium na próby z bronią atomową. Jednak w skrytości ducha Neil podziwiał Francuzów za ich determinację w powiększaniu potencjału nuklearnego, podobnie jak podziwiał wielkich fizyków realizujących program badań nuklearnych na potrzeby drugiej wojny światowej, znany jako Projekt Manhattan.
W latach sześćdziesiątych ojciec Neila, wówczas młody lekarz radiolog zatrudniony w lotnictwie wojskowym, uczestniczył w brytyjskich próbach z bronią atomową, przeprowadzanych w Maralinga w Australii. Matka Neila uważała, że jej pierwszy mąż mógł zachorować na raka wskutek niedostatecznej ochrony przed radiacją. Często patrzyła na syna w taki sposób, jakby się zastanawiała, czy napromieniowane geny jego ojca nie przyczyniły się do tego, że jest taki zamknięty w sobie i niesforny.
Neil wybrał się kiedyś pożyczonym motocyklem do bazy pocisków manewrujących Cruise w Greenham Common, poruszony informacją o składowaniu tam śmiercionośnej broni nuklearnej i wiadomością, że za drutami obozuje kilka kobiet prowadzących akcję protestacyjną. Bez powodzenia usiłował zjednać sobie ich sympatię tym, że sam mógł się stać ofiarą prób z tą bronią w związku z uczestnictwem w nich jego ojca.
Groza atomowych eksplozji stanowiła dla niego zapowiedź zapomnianej przez współczesnych apokalipsy. One przyciągały go do Południowego Pacyfiku. Gdy na wykładach z historii dwudziestego wieku na Wydziale Filmu Uniwersytetu Hawajskiego wyświetlał w sali teatralnej kroniki filmowe z okresu zimnej wojny, spoglądał ze strachem na obrazy potężnych detonacji nad lagunami Eniwetok i Bikini, poruszających wyobraźnię bardziej niż cokolwiek innego. Ale nikomu nie potrafił się z tego zwierzyć. Dręczyło go nawet nieokreślone poczucie winy, jakby jego fascynacja bronią nuklearną i śmiercią wskutek napromieniowania przyczyniły się post factum do zachorowania ojca na raka.
Co na to wszystko powiedziałaby doktor Rafferty? Kiedyś po południu kupował w specjalistycznym sklepie w Waikiki wodoszczelny zegarek. Zobaczył ją, jak wypakowywała z torby transparent i ulotki. Ruszył za nią. Mijała bary i restauracje, w przygnębieniu kręcąc głową. W końcu zatrzymała się w kafeterii na świeżym powietrzu i zaczęła czytać jadłospis, przesuwając złamanym paznokciem po cenach.
Neil pokonał skrępowanie i podszedł do niej.
– Doktor Barbaro? Czy mogę pani postawić sandwicha? Z pewnością jest pani zmęczona.
– Jestem. – Sprawiała wrażenie, że pamięta nie tylko jego sylwetkę, ale i naturalny sposób bycia. Pozwoliła mu wziąć torbę. – Spójrz na to wszystko. Namawiają nas tylko do kupowania. Nikogo nie obchodzi, że w zastraszającym tempie ginie środowisko naturalne. Gdzieś cię widziałam. Aha, chodziło o sterydy. Troszczysz się o muskulaturę. Możesz się przyczynić do odbudowania mojej własnej. Sprawdźmy, czy podają tu coś, co nie jest naszpikowane hormonami.
Usiedli przy wejściu. Doktor Barbara wręczała klientom baru ulotki. Zamówiła kanapkę z pomidorem i sałatą, po uprzedniej utarczce z kelnerką na temat receptury majonezu.
– Unikaj mięsnych przetworów – przestrzegła Neila, wciąż niepewna, czemu ma służyć ta znajomość z angielskim nastolatkiem. – Są przeładowane hormonami i antybiotykami. Już się stwierdza, że mężczyźni na Zachodzie zaczynają mieć kobiecą budowę. Powiększają im się piersi i biodra, a maleje moszna…
Neil był zadowolony, że to ona mówi, i obserwował, jak sandwich znika pomiędzy jej silnymi zębami. Z powodów, których jeszcze nie musiał rozumieć, widok jedzącej lekarki sprawiał mu przyjemność. Fascynowały go jej gładkie dziąsła, ruchliwy język i mięśnie szyi. Z bliska nie wyglądała na tak przygnębioną jak podczas dyskusji z policjantami i turystami. Determinacja doktor Barbary zacierała niekorzystne wrażenie, jakie robiła jej zniszczona bawełniana sukienka i nie zadbane włosy.
Po zjedzeniu sandwicha energicznie wyczyściła zęby palcem wskazującym.
– Tego mi było trzeba. Wniosłeś dziś drobny wkład w ratowanie albatrosów. – Zauważyła, że Neil z dumą spogląda na zabezpieczony gumową osłoną wodoszczelny zegarek, i spytała: – Co to jest? Jedna z tych gier komputerowych, które uczą sadyzmu?
– To chronometr do użytku w wodzie. Chcę przepłynąć Cieśninę Kaiwi do Molokai.
– Przepłynąć? To raczej duża odległość. Czy nie lepiej polecieć samolotem?
– To żadne wyzwanie. Pływanie na długich dystansach… To moja pasja. – Chcąc ją rozbawić, dodał: – To są moje albatrosy.
– Czyżby? A co usiłujesz uratować?
– Nic. Trudno takie rzeczy wyjaśnić… na przykład pływanie nocą w rzece. – Starając się zrobić na niej wrażenie, pochwalił się: – Pływałem w Tamizie, od Tower Bridge do Teddington.
– A to jest dozwolone?
– Nie. Policja wodna przeszukiwała powierzchnię reflektorami. Widziałem promienie…
– Pływanie na długich dystansach… Uaktywnienie wszystkich endorfin przez całe godziny. Ale ty nie wyglądasz na kogoś, kto jest w stresie. – Doktor Barbara odsunęła ulotki, zaintrygowana sympatycznym, upartym nastolatkiem, który przyszedł jej kiedyś z pomocą. – Może po prostu należysz do fanatyków pływania. Fizycznie jesteś bardzo silny, ale psychicznie… Kiedy to się zaczęło?
– Przed dwoma laty, po śmierci ojca. On też był lekarzem. Musiałem na jakiś czas przestać myśleć.
– Rozsądne podejście. Szkoda, że tak mało ludzi z niego korzysta. A co z twoją matką?
– Na ogół czuje się dobrze. Wyszła za mąż za amerykańskiego pułkownika. On jest wobec niej w porządku. Właśnie się przenieśli do Atlanty.
– Zatem jesteś sam w Honolulu i zamierzasz przepłynąć Cieśninę Kaiwi. Czy rodzice o tym wiedzą?
– Oczywiście, choć nie traktują mojego planu serio. To zbyt duża odległość, nawet jeśli wziąć łódź do asekuracji. Ale jest coś w pokonywaniu długich dystansów…
– Co? – Doktor Barbara pochyliła się do przodu, usiłując przez opadającą na czoło Neila grzywę spojrzeć mu w oczy. – Jeśli oczywiście jesteś tego świadom…
Zakrył tarczę chronometru, jakby nie chciał się zwierzać z doznawanego w wodzie poczucia czasu.
– Ludzie sądzą, że gdy pokonuje się dużą odległość, jest się samotnym. Ale po przepłynięciu pięciu mil ma się wrażenie, że morze wdziera się do umysłu i że to ono snuje w nim marzenia. Pani tego nie rozumie.