9.15.
W biurze. Pognałam do pracy rozhisteryzowana, bo się spóźniłam pięć minut, lecz nigdzie nie mogłam znaleźć Richarda Fincha. Ale w sumie to dobrze – mam czas, żeby opracować plan defensywy. Dziwne, w biurze jest kompletnie pusto! Widocznie kiedy zwykle wpadam w panikę z powodu spóźnienia i wydaje mi się, że wszyscy są już na miejscu i czytają poranną prasę, oni też się spóźniają, chociaż nie aż tak bardzo jak ja. Dobra, spiszę swoje kluczowe hasła na zebranie. Poustawiam sobie wszystko w głowie, jak mawia Mark.
– Richard, by pogodzić moją uczciwość dziennikarza z…
– Richard, jak wiesz, zawód dziennikarza telewizyjnego traktuję bardzo poważnie…
– A może byś się tak odpieprzył w cholerę, ty tłusty… Nie, nie. Jak mówi Mark, zastanów się, czego chcesz i czego on chce, a także bądź zawszedoprzodu, jak zaleca Siedem nawyków ludzi sukcesu. Aaaaaa!
11.15.
To Richard Finch odziany w wymiętolony malinowy garnitur od Galliano z lamówką w kolorze akwamaryny wbiegł galopem tyłem do biura, udając, że siedzi na koniu.
– Bridget! Dobra. Jesteś do dupy, ale ci się upiekło. Strasznie się spodobałaś górze. Strasznie. Strasznie. Mamy dla ciebie ofertę. Myślę: Króliczek, myślę: Gladiator, myślę: dyskusja z członkiem parlamentu. Myślę: Chris Serie [12] spotyka się z Jerrym Springerem [13], który się spotyka z Anneką Rice, która się spotyka z Zoe Bali [14], która się spotyka z Mikiem Smithem [15] z Łatę, Łatę Breakfast Show.
– Co?! – oburzyłam się. Okazało się, że upichcili jakiś poniżający plan, według którego co tydzień miałabym w przebraniu wcielać się w przedstawiciela jakiegoś zawodu. Naturalnie powiedziałam mu, że jestem poważną, profesjonalną dziennikarką i nie zamierzam się w ten sposób prostytuować, w rezultacie czego Richard paskudnie się obraził i powiedział, że zastanowi się, jaką wartość dla programu sobą przedstawiam, jeżeli w ogóle.
20.00.
Miałam kompletnie idiotyczny dzień w pracy. Richard Finch próbował mnie namówić, żebym wystąpiła w programie w kusych szortach koło powiększonego zdjęcia Fergie w stroju gimnastycznym. Starałam się być bardzo zawszedoprzodu, mówiąc, że to dla mnie komplement, ale moim zdaniem, bardziej im się przyda prawdziwa modelka, kiedy właśnie wszedł ten bóg seksu, Matt, od grafików, z powiększonym zdjęciem Fergie i spytał:
– Mamy wstawić animowane kółeczko na cellulitis?
– Tak, tak, jeżeli tylko uda wam się zrobić to samo z Fergie – odparł Richard Finch. Tego było już za wiele. Powiedziałam Richardowi, że w mojej umowie o pracę nie ma takiego punktu, że można mnie poniżać na ekranie, i że nie zamierzam się na to zgodzić. Kiedy wróciłam do domu, późno i wykończona, spotkałam jeszcze Budowlańca Gary’ego, w mieszkaniu było aż siwo od dymu z przypalonej grzanki, ze zlewu wystawały brudne naczynia, a wszędzie leżały porozrzucane egzemplarze „Biuletynu Wędkarskiego” i „Wędkarstwa Amatorskiego”.
– I co ty na to? – spytał Gary, dumnie wskazując ruchem głowy na swoją robotę.
– Cudowne! Cudowne! – wymamrotałam, czując, że usta mi jakoś dziwnie tężeją. – Tylko jeden drobiazg. Myślisz, że mógłbyś zrobić tak, żeby podpórki były ustawione w jednej linii? Prawdę mówiąc, półki były zawieszone ze zwariowaną asymetrią, a podpórki zamocowane tu i tam, każda na innym poziomie.
– Taa, widzisz, problem polega na twojej instalacji elektrycznej, bo jak tu wykuję dziurę w ścianie, to będzie zwarcie – zaczął Gary, ale w tej chwili zadzwonił telefon.
– Halo?
– Cześć, czy to sztab wojny randkowej? – To dzwonił Mark z komórki.
– Mogę tylko je zdjąć i wbić nity – wymamrotał Gary.
– Ktoś jest u ciebie? – zatrzeszczał Mark, przekrzykując hałas na ulicy.
– Nie, to tylko… – Już miałam powiedzieć „budowlaniec”, ale nie chciałam urazić Gary’ego, więc zmieniłam na: -…Gary, znajomy Magdy.
– Co on tam robi?
– Oczywiście będzie potrzebna nowa… – ciągnął Gary.
– Słuchaj, jestem w samochodzie. Miałabyś ochotę pójść dziś wieczorem na kolację z Gilesem?
– Już mówiłam, że się spotykam z dziewczynami.
– Chryste. Na pewno zostanę rozczłonkowany, poddany sekcji i dogłębnej analizie.
– Ależ skąd…
– Poczekaj chwilę. Właśnie wjeżdżam pod Westway. – Trzask, trzask, trzask. – Wczoraj spotkałem twoją znajomą, Rebeccę. Bardzo miła osoba.
– Nie wiedziałam, że znasz Rebeccę – odparłam, oddychając bardzo szybko. Rebecca niezupełnie jest moją przyjaciółką, poza tym, że zawsze przychodzi do 192 ze mną, Jude i Shaz. Ale problem z Rebecca polega na tym, że to meduza. Rozmawiasz z nią, jest miła i przyjazna, aż tu nagle masz wrażenie, że zostałeś poparzony, ale nie wiadomo jak i skąd. Mówisz na przykład o dżinsach, a Rebecca na to: „No tak, jeśli się ma bryczesy z cellulitis, to najlepiej kupić coś dobrze skrojonego jak Dolce & Gabbana” – ona sama ma uda jak żyrafiątko – po czym, jak gdyby nigdy nic, gładko przechodzi do spodni od DKNY.
– Bridge, jesteś tam?
– Gdzie… gdzie spotkałeś Rebeccę? – spytałam wysokim, spiętym głosem.
– Była wczoraj wieczorem u Barky Thompson i przedstawiła mi się.
– Wczoraj wieczorem?
– Tak, wpadłem tam w drodze powrotnej, bo ty miałaś się spóźnić.
– O czym rozmawialiście? – spytałam świadoma tego, że Gary uśmiecha się do mnie ironicznie, z petem zwisającym mu z kącika ust.
– Och, no wiesz, pytała mnie o pracę i bardzo miło się o tobie wyrażała – rzucił Mark od niechcenia.
– Co mówiła? – syknęłam.
– Powiedziała, że jesteś wolnym duchem… – Połączenie na chwilę zostało przerwane. Wolnym duchem? Wolny duch w terminologii Rebeki jest równoznaczny z tym, że „Bridget sypia z kim popadnie i bierze halucynogeny”.
– Chyba mógłbym założyć stalowy dwuteownik i je podeprzeć – zaczął znowu Gary, jakbym nie rozmawiała przez telefon.
– To chyba nie będę cię zatrzymywał, skoro ktoś u ciebie jest – powiedział Mark. – Baw się dobrze. Zadzwonić później?
– Tak, tak, pogadamy później.
Odłożyłam słuchawkę, w głowie miałam kołowrót.
– Ma inną? – spytał Gary w wyjątkowo nieodpowiednim, bo rzadkim momencie klarowności moich myśli. Rzuciłam mu wściekłe spojrzenie.
– Co z tymi półkami?
– No, jak chcesz, żeby wisiały w jednej linii, to będę musiał przenieść prowadnice, a to oznacza skuwanie tynku, chyba że wwiercę płytę pilśniową trzy na cztery. Trzeba było mnie uprzedzić, że chcesz, żeby były symetryczne. Chyba mógłbym to zrobić teraz. – Rozejrzał się po kuchni. – Masz coś do jedzenia?
– Są świetne, bardzo mi się podobają – wydukałam.
– Gdybyś mogła mi odgrzać trochę tego makaronu, to…
W końcu zapłaciłam Gary’emu 120 funtów za te zwariowane półki, żeby się go pozbyć z domu. Kurwa, kurwa, znowu telefon.
21.05.
To był tata – dziwne, bo komunikację telefoniczną zwykle pozostawia mamie.
– Tak sobie dzwonię, żeby sprawdzić, jak się masz. – Zabrzmiało to jakoś dziwnie.,
– Dobrze – odparłam zaniepokojona. – A ty?
– Nieźle, nieźle. Wiesz, kupa roboty w ogrodzie, kupa roboty, chociaż oczywiście zimą nie ma tam wiele do zrobienia… To co tam słychać?
– Wszystko w porządku – powiedziałam. – A u ciebie wszystko dobrze?