Zapadło pełne osłupienia milczenie. Rozejrzałam się zaniepokojona, ale Jude nagle się rozpogodziła i obciągnęła krótki top od Donny Karan, spod którego błysnął czarujący przekłuty pępek i idealnie płaski brzuch, a Shazzie poprawiła sobie stanik.
– No i tego. Ale dość o mnie. Co tam u was? – spytała Magda, jakby czytała jedną z tych książek reklamowanych w gazetach wraz z rysunkiem jakiegoś dziwnego faceta w ubraniu z lat pięćdziesiątych i nagłówkiem Nie potrafisz prowadzić rozmowy towarzyskiej? – Jak tam Mark?
– Jest cudowny – powiedziałam radośnie. – Przy nim czuję się taka… – Jude i Shazzer wymieniły spojrzenia. Uświadomiłam sobie, że chyba za bardzo zachowuję się jak Szczęśliwa Dziewczyna Co Ma Chłopaka. – Tylko, że… – Zmieniłam taktykę.
– Co? – spytała Jude, pochylając się do przodu.
– To pewnie nic takiego, ale zadzwonił do mnie dziś wieczorem i powiedział, że spotkał Rebeccę.
– COOOOO? – wybuchnęła Shazzer. – Jak on, kurwa, śmiał? Gdzie?
– Wczoraj wieczorem na jakiejś imprezie.
– A co on robił wieczorem na imprezie?! – ryknęła Jude.
– Z Rebeccą, bez ciebie? Hurra!
Nagle znowu zrobiło się jak za starych, dobrych czasów. Starannie przeanalizowałyśmy cały ton tej rozmowy, moje odczucia z nią związane i ewentualne znaczenie faktu, że Mark musiał przyjść do mnie prosto z imprezy, a jednak wspomniał o niej i o Rebecce dopiero po 24 godzinach.
– To wspomina to za – powiedziała Jude.
– A co to takiego? – spytała Magda.
– Och, wiesz, kiedy cały czas przewija się czyjeś imię, chociaż nie jest ono ściśle związane z tematem: „Rebecca mówi, że” albo „Rebecca ma taki sam samochód”.
Magda ucichła. Dobrze wiedziałam, dlaczego. W zeszłym roku ciągle mi powtarzała, że wydaje jej się, że coś się dzieje z Jeremym. Potem odkryła, że miał romans z jakąś dziewczyną z City. Podałam jej Silk Cuta.
– Doskonale cię rozumiem – powiedziała, wkładając go sobie do ust i kiwając potakująco głową. – A swoją drogą, jak to się dzieje, że to zawsze on przychodzi do ciebie? Myślałam, że ma jakiś wielki dwór w Holland Park.
– No ma, ale zdaje się, że woli…
– Hmm… – mruknęła Jude. – Czytałaś Wychodzenie ze współuzależnienia z mężczyzną, który nie potrafi się zaangażować?
– Nie.
– Wpadnij potem do mnie. Pokażę ci.
Magda podniosła wzrok na Jude jak Prosiaczek, który ma nadzieję, że Puchatek i Tygrysek zabiorą go ze sobą na wycieczkę.
– Pewnie po prostu próbuje uniknąć robienia zakupów i sprzątania – powiedziała entuzjastycznie. – Nie spotkałam jeszcze mężczyzny, który by w głębi ducha nie uważał, że powinno się wokół niego skakać tak Jak jego matka skakała wokół ojca.
– Właśnie – burknęła Shazzer, na co Magda aż napęczniała z dumy. Niestety, rozmowa znowu zeszła na to, że Amerykanin Jude nie oddzwonił, i wtedy Magda natychmiast zniweczyła cały swój sukces.
– No słowo daję, Jude! – powiedziała. – Nie rozumiem, jak to możliwe, że potrafisz sobie poradzić ze spadkiem kursu rubla ku owacji na stojąco ze strony całego parkietu, a potem wprawić się w taki stan z powodu jednego idioty.
– Widzisz, Mag, chodzi o to – wyjaśniłam, próbując wszystko naprawić – że z rublem o wiele łatwiej sobie poradzić niż z facetem. Jego zachowaniem rządzą jasne i precyzyjne zasady.
– Myślę, że powinnaś zostawić to na parę dni – powiedziała z zamyśleniem Shaz. – Spróbuj nie wpadać w obsesję, a kiedy zadzwoni, udawaj, że jesteś beztroska i okropnie zajęta, i powiedz, że nie masz czasu na rozmowy.
– Chwileczkę – wypaliła Magda. – Jeżeli chcesz z nim pogadać, to jaki jest sens czekać trzy dni, a potem mówić, że nie masz czasu na rozmowy? Może po prostu ty zadzwoń do niego?
Jude i Shazzer spojrzały na nią z rozdziawionymi ustami, dziwując się tej kretyńskiej radzie Szczęśliwej Mężatki. Każdy wie, że Anjelica Houston nigdy, przenigdy nie zadzwoniła do Jacka Nicholsona i że mężczyzna po prostu nie znosi, kiedy się na niego poluje. Cała sytuacja jeszcze się pogorszyła, kiedy Magda z szeroko rozwartymi oczami zaczęła się rozwodzić nad tym, że kiedy Jude w końcu spotka odpowiedniego mężczyznę, będzie to tak proste jak liście spadające z drzewa. O 22.30 zerwała się na równe nogi.
– No, będę lecieć! Jeremy wraca o jedenastej!
– Musiałaś zapraszać tę całą Magdę? – spytała Jude, kiedy tylko Magda znalazła się poza zasięgiem słuchu.
– Czuła się osamotniona – wytłumaczyłam niezgrabnie.
– No jasne. Bo musiała spędzić dwie godziny bez Jeremy’ego – powiedziała Shazzer.
– Nie może mieć wszystkiego naraz. Nie może mieć Szczęśliwej Rodziny, a potem zawodzić, że nie ma Miejskiej Rodziny Samotnych – stwierdziła Jude.
– Słowo daję, gdyby tę dziewczynę rzucić w sam środek świata nowoczesnych randek, zjedzono by ją żywcem – wymamrotała Shaz.
– ALARM, ALARM, ALARM REBECCA – Jude zahuczała jak syrena. Podążyłyśmy za jej wzrokiem na ulicę, gdzie parkował jeep mitsubishi, w którym siedziała Rebecca z jedną ręką na kierownicy, podczas gdy drugą przyciskała do ucha komórkę. Rebecca rozprostowała swe długie nogi, przewróciła oczami w reakcji na człowieka, który miał czelność przechodzić koło niej, kiedy ona rozmawia przez telefon, przecięła ulicę, nie zwracając najmniejszej uwagi na samochody, które musiały hamować z piskiem opon, zrobiła piruecik, jakby miała powiedzieć: „Spierdalać wszyscy, to moja prywatna ulica”, po czym weszła na jakąś panią ze sklepowym wózkiem i zupełnie ją zignorowała. Wpadła do baru, odgarniając z twarzy swe długie włosy, które natychmiast opadły z powrotem falującą, lśniącą zasłoną.
– OK, muszę kończyć. Kocham cię! Paaa! – mówiła do komórki. – Cześć, cześć – powiedziała, całując nas po kolei, siadając i ruchem ręki nakazując kelnerowi, by przyniósł jej kieliszek. – Co u was słychać? Bridge, jak ci się układa z Markiem? Pewnie bardzo się cieszysz, że w końcu znalazłaś sobie faceta.
„W końcu”. Wrrr. Pierwsze spotkanie z meduzą tego wieczoru.
– Czujesz się jak w niebie? – zagruchała. – Zabiera cię w piątek na kolację do Stowarzyszenia Prawników?
Mark ani słowem nie wspomniał o żadnej kolacji w Stowarzyszeniu Prawników.
– Och, przepraszam, coś wypaplałam? – zreflektowała się Rebecca. – Pewnie po prostu zapomniał. Albo uważa, że to nie fair wobec ciebie. Ja jednak sądzę, że doskonale dasz sobie radę. Na pewno uznają, że jesteś słodka.
Jak to później ujęła Shazzer, Rebecca zachowała się nie tyle jak meduza, co jak portugalski okręt wojenny. Rybacy otoczyli go w swych kutrach, usiłując zaciągnąć z powrotem na plażę. W końcu Rebecca poleciała coś załatwiać, więc my w trójkę przeniosłyśmy się do Jude.
– „Mężczyzna, który nie potrafi się zaangażować, nie wpuści cię na swój teren” – odczytała Jude, podczas gdy Shaz majstrowała coś przy kasecie wideo z Dumą i uprzedzeniem, próbując znaleźć ten fragment, kiedy Colin Firth nurkuje w jeziorze. – „Lubi odwiedzać cię w twojej wieży niczym błędny rycerz bez zobowiązań, a potem wraca do swojego zamku. Może bez twojej wiedzy odbierać telefony i dzwonić, do kogo mu się żywnie podoba. Może zachować swój dom – i własną osobę – dla siebie”.
– Aż za bardzo prawdziwe – wymamrotała Shaz. – OK, chodźcie, zaraz zanurkuje.
Wtedy wszystkie umilkłyśmy, patrząc, jak Colin Firth wynurza się z jeziora, ociekając wodą, w przezroczystej białej koszuli. Mmm. Mmmm.