– Ale Mark nie jest Mężczyzną Który Nie Potrafi Się Zaangażować – już kiedyś był żonaty.
– W takim razie może to oznaczać, że uważa cię za Dziewczynę Na Dochodne – czknęła Jude.
– Drań! – wybełkotała Shazzer. – Cholerne dranie. Fiuu, patrzcie na to!
W końcu powlokłam się do domu, rzuciłam się z nadzieją do automatycznej sekretarki i skamieniałam przerażona. Mark nie zadzwonił. O Boże, jest już 6 rano, a ja muszę jeszcze złapać chociaż trochę snu.
8.30.
Dlaczego nie zadzwonił? Dlaczego? Hmm. Jestem pewną siebie, wrażliwą, odpowiedzialną kobietą sukcesu. Moje poczucie własnej wartości zależy tylko ode mnie, a nie od… Chwileczkę. Może telefon się zepsuł.
8.32.
Sygnał w słuchawce brzmi normalnie, ale na próbę zadzwonię jeszcze z komórki. Jeśli nie będzie działać, to znaczy, że wszystko w porządku.
8.35.
Hmm. Telefon działa. Ale przecież Mark z pewnością powiedział, że zadzwoni… Ojej, telefon!
– Dzień dobry, kochanie. Chyba cię nie obudziłem, co?
To był tatuś. W jednej chwili ogarnęły mnie wyrzuty sumienia na myśl, że jestem potworną, egoistyczną córką, którą bardziej obchodzi jej czterotygodniowy związek niż zagrożenie dla trzydziestoletniego małżeństwa jej rodziców czyhające ze strony kenijskich żigolaków, którzy mają ponad półtora metra wzrostu.
– Co się stało?
– Wszystko w porządku. – Tata się roześmiał. – Mama kazała mi do ciebie przekręcić – bach! – już idzie.
– No słowo daję, kochanie! – powiedziała mama, łapiąc słuchawkę. – Nie mam pojęcia, skąd tacie przychodzą do głowy takie głupie pomysły. Miałyśmy na myśli łóżka!
Uśmiechnęłam się pod nosem. Najwyraźniej i tata, i ja mamy kosmate myśli.
– W każdym razie – ciągnęła mama – sprawa się rozwija. Wyjeżdżamy ósmego lutego! Kenia! Wyobraź sobie! Muszę jeszcze tylko wycyganić…
– Mamo!- wybuchnęłam.
– Co, kochanie?
– Nie powinnaś mówić: „cyganić”. To rasizm.
– Nie zamierzamy nikogo spalić na stosie, głuptasku! Tatuś i ja mamy centralne ogrzewanie.
– Jeżeli takie wyrażenia pozostaną w naszym leksykonie, będą źle wpływać na naszą postawę i…
– Matko święta! Doprawdy czasami się czepiasz. Ojej, mówiłam ci? Julie Enderbury znowu się spodziewa.
– Słuchaj, naprawdę muszę kończyć…
Co jest z tymi matkami i telefonem, że w chwili, kiedy mówisz, że musisz kończyć, im się przypomina dziewiętnaście najzupełniej rozmaitych spraw, o których koniecznie muszą ci opowiedzieć?
– Tak. To jej trzecie – powiedziała oskarżycielskim tonem. – Och, a poza tym Una i ja postanowiłyśmy, że będziemy szarżować po Internecie.
– Mówi się chyba: „surfować”, ale…
– Szarżować, surfować, saneczkować – wszystko jedno, kochanie! Merle i Percival już się podłączyli. Wiesz, ten, który był ordynatorem oddziału poparzeń szpitala w Northampton. Chciałam jeszcze spytać, czy zjawicie się z Markiem na Wielkanoc?
– Mamo, naprawdę muszę kończyć, spóźnię się do pracy! – zawołałam. W końcu po jakichś dziesięciu minutach bezsensownej paplaniny udało mi się jej pozbyć i z ulgą opadłam na poduszkę. Mimo wszystko trochę mnie osłabia to, że moja matka podłącza się do sieci, a ja nie. Ja też kiedyś byłam podłączona, ale pewna firma o nazwie GBH przez pomyłkę przysłała mi 677 identycznych reklamówek i od tamtej pory nie potrafię się w tym wszystkim rozeznać.
60 kg (sytuacja alarmowa, spodnie zaczęły mi zostawiać ślady na ciele), sztuki ślicznej, seksownej, śliskiej bielizny, którą przymierzyłam 17, liczba gigantycznych strasznych majtasów nie do pokazania, jakie się nosiło chyba podczas wojny, które kupiłam 1, faceci 1 (co jednak absolutnie zależy od tego, czy uda mi się przed nim ukryć straszne majtasy).
9.00.
Coins Cafe. Nad kawą. Hurra! Wszystko cudownie. Przed chwilą dzwonił! Okazało się, że jednak dzwonił do mnie wczoraj wieczorem, ale nie zostawił wiadomości, bo zamierzał zadzwonić później, ale w końcu usnął. Trochę to podejrzane, ale zaprosił mnie na jutro na tę kolację prawników. Poza tym Giles z jego biura powiedział, że mam bardzo miły głos przez telefon.
9.05.
Trochę się jednak boję tych prawników. To ma być oficjalna kolacja. Pytałam Marka, jak mam się zachowywać, ale on powiedział: „Och, to nic takiego. Nie przejmuj się. Po prostu będziemy siedzieć przy stole i zjemy kolację z paroma osobami z pracy. Na pewno cię polubią”.
9.11.
„Na pewno cię polubią”. No właśnie, to wyraźne potwierdzenie, że znajdę się na cenzurowanym. Koniecznie muszę zrobić dobre wrażenie.
9.15.
Dobra, muszę myśleć pozytywnie. Będę cudowna: elegancka, pełna życia, pięknie ubrana. Ojej. Nie mam długiej sukni. Może Jude albo Magda mi coś pożyczą.
Dobra: Odliczanie przed kolacją w Stowarzyszeniu Prawników Dzień 1 (dzisiaj) Prognozowane spożycie jedzenia:
1. Śniadanie: shake owocowy złożony z pomarańczy, bananów, gruszek, melonów lub innych owoców sezonowych. (Uwaga: przedśniadaniowe cappuccino i czekoladowy croissant już skonsumowane).
2. Przekąska: owoc, ale nie tuż przed lunchem, bo potrzeba godziny, żeby enzymy zaczęły działać.
3. Lunch: sałatka z proteinami.
4. Przekąska: seler albo brokuły. Po pracy pójdę na siłownię.
5. Przekąska po siłowni: seler.
6. Kolacja: kurczak z gniła i warzywa gotowane na parze.
7.00.
Właśnie wychodzę z biura. Wieczorem wybieram się z Magdą na późne zakupy bieliźniane, które mają błyskawicznie rozwiązać problemy z figurą. Magda pożyczy mi biżuterię i b. elegancką długą, ciemnoniebieską suknię, której trzeba, jak mówi Magda, trochę „pomóc”, a poza tym wszystkie gwiazdy kina wkładają na premiery bieliznę korygującą. Oznacza to, że nie wybiorę się na siłownię, ale ściągająca bielizna jest doraźnie o wiele bardziej skuteczna niż wizyta na siłowni. Postanowiłam też, tak już na przyszłość, zrezygnować z jednorazowych wizyt na siłowni od przypadku do przypadku na korzyść nowego programu, który jutro zaczynam od oceny formy. Oczywiście nie mogę się spodziewać, że moje ciało zdąży na kolację w znaczącym stopniu zmienić swoje kształty, co jest właśnie przyczyną wyprawy po bieliznę, ale przynajmniej je trochę rozruszam. O, telefon.
18.15. To była Shazzer. Szybko jej opowiedziałam o programie przed kolacją z prawnikami (łącznie z tą nieszczęsną pizzą na lunch), ale kiedy doszłam do oceny formy, zdaje się, że splunęła w słuchawkę.
– Nie rób tego – ostrzegła mnie grobowym szeptem. Okazuje się, że Shaz przedtem poddała się podobnej ocenie, jakiej dokonała ogromna gladiatorka z wściekle rudymi włosami o odcieniu Carborundum, która postawiła ją przed lustrem pośrodku sali gimnastycznej i ryknęła: „Tłuszcz z twoich pośladków się opuścił, spychając tłuszcz na udach, i utworzył wory po bokach”. Dostaję gęsiej skórki na myśl o gladiatorce. Zawsze podejrzewałam, że program Gladiatorzy wymknie się spod kontroli, gladiatorzy staną się mięsożerni, a producenci zaczną rzucać chrześcijan na pożarcie Carborundum i jej podobnym. Shaz uważa, że absolutnie powinnam odwołać tę wizytę, ale ja uważam, podobnie jak Carborundum, że skoro tłuszcz potrafi się tak obsuwać, to powinno być możliwe uformowanie i ściśnięcie posiadanego tłuszczu w ładniejszy kształt – a nawet w różne kształty – w zależności od danej okazji. Cały czas się zastanawiam, czy gdybym mogła wedle życzenia ułożyć sobie własny tłuszcz, to czy nadal chciałabym zredukować jego nadmiar? Myślę, że wtedy miałabym ogromne piersi oraz biodra i wąziutką talię. Ale czy nie miałabym za dużo tłuszczu do rozdysponowania? I gdzie umieściłabym jego nadmiar? Czy tłuste stopy albo uszy wyglądałyby nieładnie, gdyby reszta ciała była idealna?