Выбрать главу

Borys kiwnął głową twierdząco. Dla mnie nie było to takie całkiem proste, ale zdawało mi się, że najważniejsze zrozumiałem.

— A czy nie można by jakoś uchronić się przed tymi błędami, jakoś z nimi walczyć? — spytałem.

— Utrafił pan w sedno, panie Romanie — Położencow położył mi dłoń na ramieniu. — Właśnie w sedno! Jak się okazuje, można zwalczyć błędy, które narastają stopniowo w czasie mitozy, czyli przy podziale jądra komórkowego. Za pomocą elektronowego paramagnetycznego rezonansu otrzymałem widmo nukleoproteidów jaszczura. To także jest podwójna spirala podobna do kręconych schodów, gdzie rolę stopni spełniają wiązania azotowe. I w tych właśnie wiązaniach kryje się cały sekret. Nie są od siebie oddzielone, jak u wszystkich zwierząt i roślin na ziemi, a przeciwnie, tworzą zwartą trzecią spiralę, wypełnioną swobodnymi grupami atomów — rodnikami. Kiedy podczas podziału komórek w jakiejkolwiek strukturze DNA powstaje defekt, natychmiast zostaje usunięty przez owe rodniki. Są ostrym pogotowiem. Ostrym pogotowiem nieśmiertelności. Wydzieliłem z preparatu substancję, która, jeśli wprowadzi się ją do organizmu, rozmnoży się natychmiast, dotrze do wszystkich komórek i uczyni je nieśmiertelnymi. Ktoś kiedyś wprowadził tę substancję do krwi przedhistorycznego jaszczura. Jaszczur zachował ją i przekazał nam. A teraz…

Zadzwonił telefon. Położencow podjął słuchawkę. Twarz mu się tak zmieniła, jakby sprawiono mu wielki ból. Odpowiadał spokojnie, pojedynczymi słowami. Nie sposób było zrozumieć, z kim i o czym rozmawia. Powiedział cicho do słuchawki: „Tak, dobrze, oczywiście…” i powoli odłożył ją na widełki.

Potem zwrócił się do nas:

— Wybaczcie, moi drodzy, jest mi naprawdę strasznie przykro, ale muszę natychmiast pojechać w pewnej bardzo ważnej sprawie. Nie gniewajcie się. Zawiadomię was, znowu się zbierzemy i pogadamy o wszystkim.

Wyszedłem na ulicę zupełnie oszołomiony. Głowa mi Spłonęła od natłoku myśli i byłem nawet zadowolony, że pada rzęsisty deszcz. Przynajmniej trochę mnie ochłodził. Dotąd nigdy jeszcze nie zastanawiałem się nad nieśmiertelnością, a tu nagle zjawiła się tak niespodziewanie bliska. Stała się uchwytna. Nie wiem; I czy to dobrze, czy źle, ale nawet nie bardzo zdawałem sobie sprawę, czy chcę być nieśmiertelny. Przyprawiano to o zawrót głowy. Potem zacząłem myśleć o Położencowie. To bez wątpienia zupełnie nieprzeciętny i umysł. Ale w jego życiu osobistym nie wszystko się dobrze układa. Przypomniały mi się jakieś niewyraźne I napomknienia Wałerego o nieszczęśliwej miłości. To na; pewno od tej właśnie kobiety był przed chwilą telefon. Dlaczego nie daje mu spokoju? Po co go dręczy, przypomina o sobie, nie pozwala zapomnieć? Na jego „miejscu już dawno machnąłbym na nią ręką. Takiwspaniały człowiek! I mimo siły charakteru, mimo całej swej potężnej indywidualności nie może się na to zdobyć. Dziwna rzecz. A może wcale nie taka dziwna. Po prostu bardzo ją kocha…

Któż to jednak mógł ofiarować tej rybie nieśmiertelność? Profesor Położencow nie może sobie pozwolić na fantazje, ale ja mogę, nie jestem profesorem. I napisałem sobie takie fantastyczne opowiadanie.

Było to wiele, wiele milionów lat temu. Ciepła i zawiesista woda oceanu zdawała się nieruchoma, przeglądały się w niej obsypane kwieciem drzewa. Szumiały gigantyczne dęby i buki, z rozłożystych platanów z wolna opadały liście. Niby miłosny dar magnolie rzucały do wody swoje białe, pełne jadowitej i odurzającej słodkiej woni kwiaty.

Wysoko, pod upalnym niebem przelatywały ptaki o długich, zakrzywionych dziobach. W gąszczu lasów gorące opary unosiły się nad bagniskami. W tych bagnach gniły pnie drzew, rozkładały się cielska olbrzymich stworów z długimi jak pytony szyjami. Ktoś kogoś pożerał tam bez ustanku. Od czasu do czasu tłusta, złocistobrązowa breja rozstępowała się i w czarnym jak kawa grzęzawisku rozgrywał się śmiertelny pojedynek piętnastometrowych mezozaurów. A po zacisznych norach, w ciemnych, wąskich szczelinach skał kryły się maleńkie, nie większe od szczura zwierzątka. To ssaki, przyszli władcy ziemi.

W ognistych kłębach dymu hamujących silników odrzutowych na wąską piaszczystą mierzeję powoli wylądował międzygwiezdny pojazd. Na jego powitanie wysunął się z wody łeb jaszczura. Malutkie ślepia nie wyrażały ani zdziwienia, ani radości, ani gniewu. Jeśli w ogóle coś zaświtało w maleńkim móżdżku, to była to myśl pełna smutku, że oto z nieba przybył ktoś większy od niego. Żadnych skojarzeń, całkowity brak jakichkolwiek powiązań warunkowych czy zmysłowych. I jaszczur dał z powrotem nurka do wody.

Gdy gwiezdni przybysze wyszli ze swego pojazdu, na tłustej powierzchni wody nie było już nawet rozchodzących się kręgów fal. Jedynie wysoko w górze miotały się skrzydlate jaszczury, a z leśnego gąszczu dobiegał głuchy pomruk milionów przeżuwających paszczy.

Jak wyglądali owi gwiezdni przybysze? Do ludzi, rzecz prosta, podobni nie byli. Natura jest znacznie bogatsza, bardziej urozmaicona i pomysłowa od naszej wyobraźni. Poznaje samą siebie tworząc genialne żywe istoty. A droga rozwoju, którą potoczyło się życie na ziemi, nie jest oczywiście jedyną ani, zapewne, najdoskonalszą. Życie to walka z entropią, a białka bynajmniej nie są jedynymi wojownikami.

Gwiezdni przybysze zwiedzili już całą Ziemię. Zanurzali się aż na samo dno morza, wspinali się na szczyty górskie, przedzierali się przez gęstwiny dżungli. I nigdzie nie spotkali ani śladu myślącej istoty. Czy wiedzieli, że potomkowie szczuropodobnych prassaków po upływie milionów lat jako małpy i lemury będą żyły na drzewach, by wreszcie, znów po milionach lat, zejść z nich z powrotem na ziemię, już w ludzkiej postaci? Wiedzieli albo i nie wiedzieli. A na ziemi tymczasem kipiało życie, bez przerwy rozgrywały się dramaty, wrzała zażarta walka o byt.

Ewolucji niepodobna oddzielić od śmierci. Każda żywa istota to pokarm. Nawet gigantyczne jaszczury padają ofiarą niedostrzegalnych bakterii, by uświetnić sobą obiad kryjących się w ziemi robaków. Zamknięty cykl ekologiczny. Długa, mozolna droga! A gdy wreszcie nagle dojdzie kiedyś do przebłysku świadomości, człowiek zrozumie, że jest człowiekiem, wtedy przyroda powie mu: „Homo sapiens, jesteś śmiertelny”. Co za niesprawiedliwość! Świadomość nie może pogodzić się ze śmiercią.

Gwiezdni przybysze wiedzieli o tym. Kiedyś dawno przodkowie ich zbuntowali się przeciwko tej straszliwej pomyłce. Kto poznał, zrozumiał przyrodę, ten jest na drodze do nieśmiertelności. I oni uzyskali nieśmiertelność. Zapłacili za nią życiem miliardów istot, unicestwieniem miliardów maleńkich wszechświatów, z których każdy był niepowtarzalny. Dlatego postanowili wybawić od tragicznych ofiar poznawania tych mieszkańców Ziemi (przeżywającej właśnie okres kredowy), którzy będą żyli na niej za miliony lat.