David Weber
W rękach wroga
Dla Sharon
Która i tak mnie kocha
WSTĘP
— Uważam, że to błąd. I to poważny. — W błękitnych oczach Cordelii Ransom płonął ogień, ale głos, którym urzekała skandujące tłumy, był zimny i rzeczowy.
Co potwierdzało, że tym razem podchodziła do sprawy naprawdę emocjonalnie.
— Ja tak nie uważam, inaczej nie sugerowałbym tego — odparł równie spokojnie, choć z żelaznym uporem Rob Pierre, patrząc jej prosto w oczy.
Niełatwo było mu ten spokój zachować i pozostała mu jedynie nadzieja, że ona tego nie zauważy.
Oficjalnie był najpotężniejszym człowiekiem w Ludowej Republice Haven, twórcą i przewodniczącym Komitetu Bezpieczeństwa Publicznego — jego słowo było prawem i miał absolutną władzę nad wszystkimi obywatelami Ludowej Republiki. Ale nawet jego władza podlegała ograniczeniom: jedno z nich zmusiło go do wystąpienia z tą właśnie propozycją. To, że dla kogoś spoza Komitetu te ograniczenia były prawie niezauważalne, nie zmieniało w niczym przykrego faktu, iż były realne.
Komitet był rewolucyjnym rządem, który sięgnął po władzę w Republice przy użyciu brutalnej siły. O tym wiedzieli wszyscy, podobnie jak i o tym, że nie aż tak wielki zakres władzy miał w teorii posiadać. Przynajmniej wtedy, gdy Ludowe Kworum głosowało za jego utworzeniem i mianowaniem Pierre’a przewodniczącym. W teorii miał to być rząd, którego celem było przywrócenie wewnętrznej stabilizacji tak szybko, jak tylko było to możliwe. W praktyce okazał się wieloosobową dyktaturą gotową przeprowadzić rewolucję przy użyciu wszelkich środków, od przekupstwa zaczynając, a na terrorze kończąc. I na tym właśnie polegał główny problem — ponieważ użył siły, tak by dojść do władzy, jak i utrzymać się przy niej, gdy już rozszerzył ją poza mandat nadany przez Kworum, pozbawił się równocześnie prawnych podstaw władzy i autorytetu. Nie oznaczało to, że ich nie posiadał, tylko że nie miały one legalnych podstaw.
A logiczną konsekwencją tego było to, iż rząd powstały w wyniku użycia przemocy można w ten sam sposób obalić znacznie łatwiej, gdyż nie wymaga to już pokonania żadnej psychicznej bariery. Rząd taki nie mógł też odwołać się ani do prawa, ani do zwyczajów, gdyż złamał jedno i drugie, aby dojść do władzy. A mało kto wcześniej zdawał sobie sprawę, jak destabilizujący wpływ na społeczeństwo miało przekreślenie społecznej umowy (nawet jeśli była ona zła i nikt na nią nie zwracał specjalnej uwagi), jaką stanowiła legalna forma przejęcia władzy od poprzedników. Sam Pierre nie doceniał tych konsekwencji, decydując się na rewolucję. Wiedział, że musi nastąpić okres niepokojów i destabilizacji, lecz sądził, że gdy Komitet da sobie radę z początkowymi problemami, sam upływ czasu wystarczy, by jego władza stała się legalna w oczach rządzonych. Bo tak to powinno wyglądać, tym bardziej że mieli przynajmniej takie samo prawo do sprawowania władzy jak ich poprzednicy, których zniszczyli. A on stał się rewolucjonistą dlatego właśnie, że szczerze wierzył w możliwość wprowadzenia reform, w co dawno przestał już wierzyć którykolwiek z członków tamtego gabinetu.
Okazało się jednak, że biorąc władzę siłą, stworzył niebezpieczny precedens, i użycie siły stało się w świadomości obywateli i konkurencji legalnym sposobem przejęcia rządów.
Wszystko to oznaczało, że pozornie wszechmocny Komitet Bezpieczeństwa Publicznego w rzeczywistości był znacznie delikatniejszą konstrukcją utrzymującą się przy władzy głównie dzięki zachowywaniu pozorów jednomyślności i zaufania do Dolistów, których zmobilizował. Wszyscy jego członkowie zdawali sobie sprawę, że przez cały czas rozmaite grupy knują i organizują własne rewolucje, by im tę władzę odebrać. Nie wiadomo było tylko dokładnie, ile ich w danym momencie jest i jak daleko posunięte są przygotowania. To znaczy wszystkie, bo o większości wiedział Urząd Bezpieczeństwa. Długoletnie rządy Legislatorów spowodowały powstanie rozmaitych mniej lub bardziej fanatycznych czy zwariowanych grup przeciwników, a terror zastosowany wobec „wrogów Ludu” przez Komitet gwarantował powstanie nowych, znacznie bezwzględniejszych odłamów. A potencjalnych i zagorzałych wrogów stworzył w ten sposób naprawdę wielu. To spośród nich rekrutowali się szeregowi członkowie rozmaitych ruchów.
Na szczęście większość tych ruchów tworzyli czystej wody lunatycy, jak na przykład zwolennicy Charlesa Froidana zwani Zerowcami, domagający się wycofania z użycia wszelkich rodzajów pieniędzy. Byli tak radośnie nieodpowiedzialni, że nie potrafili zorganizować porządnej popijawy na większą skalę, o zamachu stanu nie wspominając. Inni, jak na przykład Parnasjanie, okazali się niezłymi konspiratorami, ale nie mieli dość cierpliwości i zbyt pospiesznym działaniem doprowadzili do powstania zbyt wielu frakcji we własnym gronie. Doskonale wykorzystał to Urząd Bezpieczeństwa, wygrywając je przeciwko sobie, aby wpierw osłabić, a potem zniszczyć cały ruch. Wydanie tej ostatniej decyzji przyszło Pierre’owi z dużym trudem, gdyż sympatyzował z ich głównym założeniem. Domagali się mianowicie wybicia wszystkich urzędasów, argumentując prosto, iż sam wybór takiego zawodu był najlepszym dowodem zdrady Ludu. Po zetknięciu się z pozostawioną przez Legislatorów niewiarygodnie przerośniętą biurokracją pracującą z szybkością żółwia anemika Pierre też miał podobne ciągoty, ale w końcu z niechęcią musiał przyznać, że biurokracja jest niezbędna, przynajmniej chwilowo, do dalszego funkcjonowania Ludowej Republiki.
Jeszcze inne ruchy, jak na przykład Lewelerzy LeBoeufa, mogły mieć idiotyczne programy, ale okazało się, że są zdolne do doskonałego zorganizowania i przeprowadzenia zamachu. I jeszcze do utrzymania przygotowań w takiej tajemnicy, że gdyby nie jeden czynnik, którego nie wzięli pod uwagę, bo wziąć nie mogli, zamach powiódłby się całkowicie. Przy pomysłach Lewelerów na to, jak powinno wyglądać społeczeństwo, anarchia wydawała się wzorem porządku, ale byli na tyle zorganizowani, by wyprowadzić na ulice ponad milion ludzi. I spowodować śmierć paru milionów w ciągu niepełnego dnia zaciętych walk ulicznych w stolicy. Zadziwiające, ile ofiar w trzydziestosześciomilionowym mieście mogło spowodować parę taktycznych ładunków nuklearnych i jedna salwa rakiet bez głowic bojowych odpalona z jednego tylko okrętu… Prawdę mówiąc, ofiary i tak były mniejsze, niż mogłyby być, a przynajmniej ze znanego kierownictwa Lewelerów nie przeżył nikt. Naturalnie poza tymi, którzy znajdowali się w Komitecie, gdyż by osiągnąć to, co osiągnęli, Lewelerzy musieli mieć w jego składzie przynajmniej dwóch swoich agentów. Jak na razie jednak nie udało się ich znaleźć. W tych warunkach trudno się było dziwić, że tempo reform znacznie spadło z uwagi na rosnące poczucie braku bezpieczeństwa. Niedobrze było już wtedy, gdy to uczucie było czystą paranoją nie popartą żadnym realnym zagrożeniem, ale teraz Pierre miał dowód, że wrogowie wewnętrzni byli naprawdę groźni. Dlatego bardziej niż kiedykolwiek potrzebował wszystkiego, co mogło choć trochę ustabilizować i wzmocnić jego pozycję i pozycję Komitetu. W połączeniu z równie desperacką koniecznością wygrania wojny rozpoczętej przez poprzednie władze doprowadziło to Pierre’a do przedstawienia najbliższym współpracownikom tej propozycji. Teraz spojrzał pytająco na Saint-Justa.
Dla postronnego obserwatora Oscar Saint-Just był bez cienia wątpliwości drugim pod względem posiadanej władzy członkiem triumwiratu rządzącego Komitetem, a więc i całą Ludową Republiką. Niektórzy mogli nawet uznać, że posiada on więcej władzy, przynajmniej na taktycznym szczeblu, niż sam Pierre. A to dlatego, że kierował Urzędem Bezpieczeństwa. W tym przypadku jednak, podobnie jak w kwestii całego Komitetu, pozory były mylące. Jego władza jako głównego kata była bardziej oczywista, ale bynajmniej nie większa niż kierującej propagandą Cordelii Ransom.